środa, 6 lipca 2011

Depresja - droga do duchowosci

To bardzo dziwna choroba, a moze to wcale nie choroba, tylko bolesny stan duszy?
Dzialaja armie specjalistow, ktorzy probuja nas uwolnic od depresji: psychiatrzy, psychoterapeuci, psycholodzy, parapsycholodzy, bioenergoterapeuci; zalecane sa terapie indywidualne, grupowe, autopsychoterapia, psychoanaliza, terapia zajeciowa, pozytywne afirmacje itd. itp. oraz farmakologia. Probowalam wszystkiego!

Moja depresja dala o sobie znac 16 lat temu. Praca, obowiazki domowe staly sie dla mnie trudnosciami nie do pokonania. Strach, niemoc, slabosc - to uczucia, ktore mnie nie opuszczaly. Obsesyjne myslenie, co powinnam dzis zrobic, ile moglabym zrobic, co uda mi sie zrobic i. tesknota za wieczorem, kiedy juz dzien sie skonczy i bedzie mozna schowac sie w poscieli.

Po latach zmagania sie z moimi stanami duszy i ciala (bole i zawroty glowy, dusznosci, bole w klatce piersiowej i plecow, sztywnienie rak, nog, palpitacje, pocenie sie, ogolna slabosc fizyczna, wstret do jedzenia) przeczytalam gdzies, ze istnieje tak zwana depresja nawykowa, innymi slowy uzaleznienie od depresji.

Mozna uzaleznic sie od komputera, jedzenia lub niejedzenia, od narkotykow, nikotyny, alkoholu, drugiego czlowieka a nawet od swojej depresji! Na czym to uzaleznienie polega? Zapewne na tym, ze sytuacje trudne, stresowe, gdy cos idzie nie po mysli, gdy trzeba sie nagiac, to wtedy alkoholik siega po alkohol, a depresant po depresje. Jest to rodzaj oswiadczenia wszem i wobec: ja sobie z tym nie poradze, dajcie mi spokoj.

Jest mnostwo swiadectw osob, ktorym udalo sie wydostac z depresji, z alkoholizmu, narkomanii, czy innych uzaleznien. To daje nadzieje. Ja po kilkunastu latach zmagania sie ze stanami depresyjnymi, po wielu lekturach na ten temat, uwazam, ze wszystkie nasze uzaleznienia biora sie z czarnej dziury, ktora jest w naszej duszy. Dusza krzyczy, wola o pomoc - ona chce zyc, a my nie pozwalamy jej oddychac, gdyz na zycie duchowe nie mamy czasu lub nie wiemy, co to takiego jest?

Dusza nazywam miejsce na milosc, przebaczenie, pokore. Dusza kontaktuje sie z Panem Bogiem i z naszymi uczuciami. Dusza tez kontaktuje sie z naszym sumieniem. Mowi sie potocznie: czlowiek bezduszny, albo bez serca, co oznacza czlowieka zlego, bezwzglednego. Czy to znaczy, ze czlowiek w depresji jest zly? Nie, nic podobnego! Czlowiek w depresji, narkoman i alkoholik nie jest czlowiekiem zlym, lecz ma zaburzony kontakt ze swoja dusza, ktora jest jakby wylaczona z tego obiegu miedzy uczuciami a umyslem. Ja rozumiem to w ten sposob, ze dusza u chorego emocjonalnie czlowieka jest tez chora. Ale jest na tyle silna, ze dopomina sie o zmiane, o nawrot, o kontakt z Bogiem.

Przelomem w walce z moja depresja, byly pierwsze spotkania z Panem Bogiem. Po kilku latach roznych prob z terapiami i sesjami psychoanalitycznymi trafilam do Petry, gdzie leczono alkoholikow i wspoluzaleznione zony. Tam dowiedzialam sie o Sile Wyzszej, ktorej mam oddawac trudne sprawy. Tam nauczylam sie modlitwy:

Panie uzycz mi pogody ducha,

abym umiala zmieniac to, co zmienic moge,

godzic sie z tym, czego zmienic nie moge

i odrozniac jedno od drugiego.

W tych czterech wersach zawarta jest prosta, wielka madrosc. Oczywiscie intelektualnie przyjmujemy ja z zachwytem, ale nasze emocje, nawyki, dalej robia co chca. Trzeba wielkiej pracy, aby ta modlitwa przyniosla owoce.

Pan Bog przychodzi, pomaga i wyzwala tych, ktorzy Go prosza, ktorzy prosza o pokore i milosierna milosc.

147 Responses to “Depresja - droga do duchowosci.”

By Marek on stycznia 4, 2008 | Reply
Czesc. Trafilem tutaj zupelnie przypadkowo. Choc powiem przekornie - nic nie dzieje sie przypadkiem.
Tez mam problemy z depresja. Przeczytalem na ten temat sporo. Przepraszam z gory wszystkich wierzacych. Choroby, moim zdaniem, nie”uleczy” Bog. Choc z drugiej strony…..
Ludzie cierpiacy z powodu depresji maja silnie rozbudowane “zycie wewnetrzne” .Nasze wlasne negatywne mysli sa wrogiem nas samych. Wszystkie zdarzenia z przeszlosci, terazniejsze i te ktorych sie spodziewamy, odbierane sa przez nasza podswiadomosc jako potencjalne zagrozenie.
Uwazam wiec ze nie istota problemow jest wazna, ale to, jak my sami je odbieramy.
Przychodzi mi do glowy jedno rozwiazanie - pozytywne myslenie. Szukanie znajomych, przyjaciol wsrod takiej grupy. Mysle ze srodowisko w jakim przebywamy, w duzej mierze wspomoze nasza wlasna “walke”.
No tak, niby to wszystko wiem, dlaczego wiec jestem tutaj i pisze te slowa?
Po pierwsze - nie zawsze mamy mozliwosc wyboru “odpowiedniego” dla nas “srodowiska”.
Po drugie -nauczyc sie myslenia pozytywnego jest cala
nauka. To przestrojenie calego naszego sposobu
myslenia, postrzegania zdazen i odpowiedniej dla nas samych “zdrowej”interpretacji.Chora jest nasza dusza,nie cialo.Usmiech, milosc , zrozumienie
to moim zdaniem lekarstwo na to ,czego sam szukam.
pozdrawiam Marek

By admin on stycznia 5, 2008 | Reply
Witaj Marku! Piszesz, ze ludzie cierpiacy z powodu depresji maja silnie rozbudowane zycie wewnetrzne. Tak, zgadzam sie z tym zdaniem, ale chcialabym je uzupelnic. Wlasnie dlatego, ze maja tak bogate zycie wewnetrzne, ktore nie odnajduje “zatrzymania” w zyciu duchowym, gdy dusza jest zaniedbywana, gdy nie znajduje miejsca dla siebie - to znaczy brak jej wiary - to wtedy cierpi i choruje. Depresja jest choroba duszy. Duszy wrazliwej, teskniacej za dobrem, prawda, miloscia. A wokol cwaniactwo, klamstwo, gonitwa za kasa, kariera…
Gdy odnajdziemy swoja hierarchie wartosci - a w jej odnalezieniu pomaga wiara, albo chocby czytanie Pisma Swietego - to odnajdziemy takze sens naszej egzystencji, sens cierpienia i sens milosci. Ale nie tej milosci romansowej, tylko milosci, ktora opisuje sw. Pawel w Pierwszym Liscie do Koryntian w “Hymnie o milosci” - milosci milosiernej.
Wiara pomaga wychodzic z alkoholizmu, narkomanii a takze depresji. Zacznij od lektury Ewangelii - polecam.
Pozdrawiam

By Marek# on stycznia 8, 2008 | Reply
No tak, troche potrwalo zanim postanowilem odpowiedziec na Twoje slowa. Zawsze staram sie byc szczery - troszke “zawila” ta Twoja wypowiedz.
No coz, pozwole sobie w pewnych kwestiach miec odrebne zdanie.
Ludzie cierpiacy na depresje, w taki lub inny sposob, zostali w nia w jakims stopniu “wepchnieci”. Piszesz ze :”Wlasnie dlatego, ze maja tak bogate zycie wewnetrzne, ktore nie odnajduje “zatrzymania” w zyciu duchowym, gdy dusza jest zaniedbywana, gdy nie znajduje miejsca dla siebie - to znaczy brak jej wiary - to wtedy cierpi i choruje” - mysle ze to zdanie przeczy samemu sobie. Dlaczego?
Bo jak mi sie zdaje, majac rozbudowane zycie wewnetrzne, czesto idealizujace to za czym tesknimy, marzymy - nie odnajduje odzwierciedlenia w zyciu codziennym.
Co do hierarchii wartosci. Hmm, jak sadze to wlasnie w/w hierarchia zostala w pewien sposob “naruszona”przez osoby, srodowisko, czy inne przyczyny.
Nie jestem do konca przekonany ze sami jestesmy w stanie odbudowac lad w naszej duszy. Zreszta bez wiekszego trudu potrafie to udowodnic.Chyba jednak nie o to chodzi.
Piszesz ze pomoze wiara, czytanie Pisma Swietego. Mala niespodzianka - Pismo Swiete czytalem wielokrotnie. To naprawde madra ksiazka. Czy pomogla? Hmm, na pewno wzbogaca “zycie wewnetrzne”, jest w niej rowniez wiele ponadczasowych rad. Jednak nie o to do konca chodzi (caly czas przedstawiam swoje zdanie).
Wielu z nas potrzebuje kogos, komu mozna “powierzyc” swoje mysli, uczucia. Odbudowac zaufanie i czuc wsparcie kogos, komu powierzylo sie swoje “cialo i dusze”. Byc moze sa ludzie, ktorym wiara pozwoli “stanac na nogi”.
Jednak sa ludzie ( ja rowniez do nich naleze) ktorzy sa najzwyczajniej w swiecie samotni ze swoja choroba. Czesto najlepszym lekarstwem jest dla nich druga osoba.
Czasem usmiech i zrozumienie polaczone z zaufaniem potrafia wiecej niz wszystkie madrosci razem wziete.
To tylko moje zdanie - pozdrawiam Marek

By Dana on stycznia 17, 2008 | Reply
Marku, podobnie jak Ty uwazam, a tak wlasciwie odczuwam, ze wsparciem dla depresanta jest druga osoba (nie zawsze przyjaciel), chodzi mi o milosc wprost, drugie serce; potrzeba kogos realnego (w pojeciu czysto ludzkim), komu powierza sie dusze i cialo, jak piszesz… osobiscie doswiadczam ciaglego odrzucenia czlowieka, ktoremu zaufalam jak dziecko. Wciaz dzwiecza mi jeszcze w sercu slowa jakimi mnie karmil; mimo, ze odwrocil sie ode mnie w najtrudniejszym dla mnie momencie, lekcewazy i zdradzil… i ciagle zdradza… odszedl z dnia na dzien, kocham go. Problemem dla mnie jest zawsze zazdrosc i swiadomosc sponiewieranej milosci… Doswiadczenie depresji rozerwalo mi serce; najgorszy jej czas (2 lata) nastapil, gdy poznalam to drugie serce, w ktorym sie odbilam jako kobieta i czlowiek, ktore uszanowalo moja wiare, modlilo sie razem ze mna… to serce odeszlo, pozostawiajac, jak sie okazalo, slady klamstw i egoizmu; po nim doswiadczylam milosci do przyjaciela, ktory wyssal ze mnie uczucie, tzn, pozwolilam na to, bo zakochalam sie, chcialam mu dac to, co odrzucilo inne serce, On to wzial i oklamal… moze ze strachu…; wtedy zobaczylam serce Chrystusa… jak ono poswiecilo sie dla tych, ktore kochalo i kocha. Sa dni letnie, zimne, obojetne ale i gorace, wrecz rozzarzone dla Boga; dla tej milosci; Cala milosc duszy, jaka odrzucily ludzkie serca, powierzylam Chrystusowi, chce wierzyc, ze On ja przyjmie po prostu i nie zamknie swojego serca przede mna, przed czlowiekiem. Ja wierze w Chrystusa z krwi i kosci i Jego WIELKIE SERCE, w ktorym moge sie odnalezc bez leku i odrzucenia, bez klamstw i wzgardy; jest trudno z wszystkim tym wkraczac codziennie do biura; realizowac jakies projekty i pracowac z ludzmi, czujac ciagle tesknote i porzucenie tych, ktorych sie kocha i bedzie sie kochac bez wzgledu na zadane rany… Nie moge sie od tego uwolnic; trudno jest tez w tym samym czasie odnalezc oslode w modlitwie… to ponad moje ludzkie sily… Staram sie i modle o laske wtrwania… o ochrone. Jakkolwiek nie patrze na depreche, klu problemu zawsze widze w braku milosci, a przede wszystkim niemocy obdarowania nia wlasnie czlowieka. Jestesmy tak stworzeni, ze istniejemy w pelni wobec Boga jako pary (w wiekszosci) - tak mysle i czuje; jednym jest dane spelniac sie w duecie a innym… sama nie wiem… odkrywac swoje powolanie zyciowe dzien po dniu, miedzy bolem, lzami, tesknota i dezorientacja a nadzieja, ze to ma jakis sens; pozdrawiam Ciebie i wszystkich, ktorzy tutaj otworzyli sie i zaufali (mimo anonimowosci)

By Marek# on stycznia 20, 2008 | Reply
No coz “Dano”, czytam Twoje slowa, czytam i zastanawiam sie co “powiedziec”. Piszesz “istniejemy wobec Boga jako pary” - pomijajac kwestie samej wiary( przepraszam, jesli w jakis sposob Cie to urazilo) zgadzam sie pelni. Samotnosc powinna byc naszym wyborem. Czasem jednak doswiadczamy jej wbrew naszej woli . Wiem czym jest zycie w samotnosci.
Wiem rowniez, czym sa wykorzystane uczucia.
Niestety to wszystko wiem. Wolalbym, aby moje zycie takich lekcji nie doswiadczalo. No coz, czasem bywa inaczej. Na temat depresji przeczytalem tomy opracowan.
Czy bywaja pomocne? Hmm, powiem w ten sposob, pomagaja nazywac pewne rzeczy po imieniu. Mysle, ze ludzie szczesliwi nie czytaja moich slow, a ciesza sie swoim codziennym zyciem. Kazdy ma w nim swoje wieksze i mniejsze troski. Jednak “pokonywanie ” ich razem, w milosci i zaufaniu jest duzo latwiejsze.
Tak sie teraz zastanawiam, czlowiek samotny ma swojego “partnera” - to wlasne mysli, niestety to bardzo “toksyczny towarzysz”. Potrafi przypominac chwile pelne lez i smutku. “Pomaga” rowniez w budowaniu muru wokol siebie.
No coz, mimo mojej nie wesolej przeszlosci, chce jeszcze raz zaufac i jeszcze raz zaczac sie usmiechac. Jak mowi powiedzenie “samotnosc jest blogoslawienstwem dla tych, ktorzy jej szukaja i przeklenstwem dla tych, ktorzy sa do niej zmuszeni”. Wierze, ze prawdziwy zwiazek, oparty na pelnym zaufaniu, co za tym idzie, na wspieraniu sie w trudnych dla nas chwilach, pozbawiony jest choroby zwanej depresja . Jesli jednak taki stan sie zdazy, duzo latwiej przejsc ja z osoba, ktora da nam swoje wsparcie.

To tylko moje zdanie .
Kiedys komus powiedzialem “mam nadzieje, ze ta strona stanie sie przeszloscia” zycze Tobie, rowniez innym , by podobne strony staly sie przeszloscia. Abysmy wszyscy swoje smutki, niepokoje, radosci czy nadzieje - mogli dzielic ze swoja druga polowa. Mam nadzieje

pozdrawiam
ps .Czytam swoje “slowa” jeszcze raz. Pisane bez skladu i ladu.  Przepraszam, jeszcze jeden dzien sam z wlasnymi myslami.
Co do anonimowosci - zawsze jej unikalem , robie to rowniez teraz -marekfp@o2.pl

By anita on lutego 2, 2008 | Reply
Wiara jest bardzo wazna! Tak jak czlowiek nie ma przyjaciol to szuka bardziej Boga. Nie dziwie sie, czasami z Nim rozmawiam, bo On nie powie mi nic glupiego, a znajomi i bliscy tak. Wez sie do cholery w garsc, lub dlaczego bylas tak glupia i zadalas sie z takim facetem, ktory zniszczyl twoja osobowosc! Robi nadal zle rzeczy, abys nie mogla zyc normalnie, zastraszyl i zaszczul twoje zycie. Chcialam wynajac adwokatow, ale nie mam szans finansowych. Wiec plywam jeszcze w tym bagnie!

By sundari on lutego 4, 2008 | Reply
Wiara nic nie daje. Bog jest wymyslem slabych ludzi, ktorzy mysla, ze sobie nie poradza sami. Modlitwa tylko wycisza, ale nie daje upragnionego szczescia. Daje jedynie nadzieje, ze moze byc lepiej… zludna nadzieje… Bog to nie czarodziej z bajki. Modlilam sie, uczeszczalam regularnie do kosciola. I co z tego? Zyje dalej w tej gownianej dziurze… Bog tu nic nie pomoze. Umre i tez bedzie “nic”.

By Danusia on lutego 9, 2008 | Reply
Do sundari: Rzeczywiscie, tak to nasze zycie moze wygladac, jesli sie czlowiek skupia tylko na sobie, bardziej na braniu niz na dawaniu.Wydaje sie, ze w depresji, nic nie jestesmy w stanie dac, a jednak to nie prawda, mozemy ofiarowac Bogu nasze cierpienia. Pan Bog bedzie wiedzial co z tym zrobic i dopiero po smierci zobaczymy ile dobrego uczynilismy. Naucz sie laczyc cierpienia swoje z cierpieniami Chrystusa, wtedy nabiora wartosci. Kiedy jestes na Mszy Swietej, wiedz ze przy Tobie jest aniol, ktory niesie naczynie, w ktorym powinny byc zlozone twoje ofiary (mozna powiedziec:Panie Jezu dzisiaj ofiaruje Ci swoja niemoc, swoja rozpacz, gniew, niepokoj, bunt) Pan Bog, zeby walczyc z diablem, musi miec argumenty, poniewaz jest to walka na slowa. Sundari, ta Twoja dziura moze okazac sie kopalnia diamentow. Pozdrawiam

By Annie on lutego 13, 2008 | Reply
Prosto pisac o Bogu, kiedy jest ich tylu… Dac, nie damy, jesli w to nie wierzymy. W depresji nie mozna wierzyc. “Zyje dalej w tej gownianej dziurze… Bog tu nic nie pomoze. Umre i tez bedzie “nic”.” Tak dobrze rozumiem te slowa… Rowniez chodzilam do kosciola katolickiego, z lzami uczeszczalam do spowiedzi… Nikt nas nie rozumie. Wszyscy jestesmy samotni, a ludzie wymagaja od nas niemozliwego, nazywajac nas pozniej ‘zlymi’, ‘bezwzglednymi’. Moja niegdys najblizsza przyjaciolka zaczela olewac mnie, kiedy znalazla sobie faceta. I co? Wrocilam do depresji… Ja nie chce spedzac z nia 1/10 pustego czasu, wole byc sama, niz czuc sie sponiewierana. Nazwala mnie zlym czlowiekiem, egoistka… Kiedy potrzebuje tylko troche wiecej czulosci. Rodzice wysylaja nas do szkoly, nie dostrzegajac cierpienia jakiego doznajemy… Jeden z moich psychologow cudownie ujal depresje: “zyjesz z oderwana skora, wszedzie otwarte rany. Ludzie slepi dotykaja je, nie znajac Twego bolu”. Pani Dorota Krzywicka. Niestety nie jest tania, dlatego juz do niej nie chodze… Depresja, to potrzeba milosci, ktorej nie otrzymamy, bo nie potrafimy jej dac. Bo komu? Nie pokochamy nikogo, kto Nas nie zrozumie… Kto bedzie pytal “dlaczego placzesz?” i dawal bezsensowne rady? Na szczescie czuje uplyw czasu zblizajacy nieustannie do wlasnej smierci… Tylko co bedzie z Nami pozniej…?

By Danusia on lutego 14, 2008 | Reply
do Annie. No wlasnie… co bedzie z nami pozniej. Piszesz… umre i tez bedzie nic… Ja mysle, ze objawila sie tu Twoja wiara a raczej jej brak. Wiedz, ze wiara jest laska. Popros o nia Jezusa. On nie jest mitem, nie jest gluchy, wystarczy, ze poprosisz o to sercem. Ludzie zawsze nas zawodza, bo sa tylko ludzmi. Jezus nigdy nie zawiedzie, przekonalam sie o tym. Prosze, przeczytaj ksiazke Wassuli Ryden “Prawdziwe zycie w Bogu” a poczujesz Jego milosc do stworzenia,w ogole poczujesz sie lepiej.

By lisa on lutego 14, 2008 | Reply
witam, poczytalam troche wypowiedzi, i coz Annie swietnie, o ile tak mozna powiedziec ujelas stan depresji. Rowniez doznaje od innych ludzi coraz wiekszej nienawisci. Staram sie, ale widze, ze na tym swiecie niestety my ludzie slabsi, nie mamy szans przetrwania. Probuje sobie jakos to tlumaczyc, dlaczego doznaje ciagle przykrosci, smutku, i czuje taka niesprawiedliwosc, czuje, ze zaciska sie petla na mojej szyi, ten caly swiat pieknych kolorow wydaje mi sie bez sensu. I na peno “zdrowi” ludzie nas nie zrozumieja. Nie wiem czemu, ale czuje, ze wzbudzam w ludziach niechec. Nie wiem czym mam sie w zyciu kierowac. Probowalam wszystkiego, ale niestety pograzam sie coraz bardziej.
Danusia, nie wiem czy przekonasz innych do Boga. Powiem Ci, ze mam wielka nadzieje, ze Bog istnieje i zycie poza ziemskie. Bo jak nie, to nie wiem, co ja robie na tym swiecie. Z roku na rok jest coraz gorzej, czekam na smierc. Prosze Boga o nia! Tylko mysl o smierci daje mi jakies wytchnienie. Zyje, bo nie chce sprawic przykrosci moim rodzicom. A tak to kazdy dzien jest potwierdzeniem tego, ze nie nadaje sie do tego swiata. Stracilam nadzieje, ze kiedys zaswieci slonce. Wiem, kazdy ma problemy a mimo to ludzie zyja, ciesza sie zyciem. ok, moze sobie swietnie radza a ja nie!!!!
Nie wiem dlaczego panuja takie trendy, ze musisz byc szczesliwy, piekny, inteligentny, madry, wrazliwy, dobry, silny, sprytny, idelany, miec powodzenie itp, itd. Ktos wymyslil, ze trzeba cieszyc zyciem, bo jak nie - to jestes chory. Takze jestem chora i koniec. Dlaczego nikt nas nie pyta czy chcemy zyc?? Podobniez ludzie rodza sie z pedem do zycia. Czyzbym ja urodzila sie bez woli zycia? Rodza sie dzieci chore fizycznie, kalekie, czy brak woli do zycia to moze jak brak innego organu??

By Maggie on lutego 22, 2008 | Reply
Witajcie, ostatnio czesto mam ponizsze refleksje.
Wsparcie drugiego czlowieka - depresanci potrzebuja wsparcia ze strony drugiego czlowieka, to prawda. Niestety, moim zdaniem jest to nierealne. Przez wiele lat uczylam sie, ze zaufanie komus nie przyniesie niczego dobrego. Mi przynosilo najczesciej bol. Wszystko co bylo powierzane drugiej osobie, po jakims czasie zadawalo cios. Nauczylam sie wszystko dusic w sobie. Wmawialam sobie, ze jestem silna, ze musze dac sobie rade, bo nie moge liczyc na niczyja pomoc. W czasie mojego najwiekszego zwatpienia pojawil sie Bog. Uczepialam sie Jego. Zwierzalam Mu sie, wyplakiwalam, oskarzalam Go o los jaki mi sprawil. Pozniej czulam jakis pokoj, ktorego nie umiem wyrazic slowami.
W tym czasie On byl moim jedynym powiernikiem. Kiedy inni ludzie wykorzystywali moje slabosci przeciwko mnie, On jedyny nie puszczal pary. Pod tym wzgledem czulam sie bezpiecznie. Po jakims czasie to mi nie wystarczylo. Potrzebowalam czyjejs bliskosci. Przytulenia, potrzymania za reke, po prostu pobycia. Aby juz nie czuc sie taka osamotniona. To byly trudne chwile. Z jednej strony potrzebowalam drugiego czlowieka, a z drugiej strony balam sie zaufac.
Z racji, ze Bog nie mogl mi zapewnic tej bliskosci fizycznej, oddalilam sie od niego. Przestalam sie modlic, czytac Pismo Swiete i w ogole przestalam z Nim rozmawiac.
Ktoregos dnia pozwolilam sobie na milosc. Na to, zeby ktos mnie pokochal i zebym ja pokochala druga osobe. Powiem Wam, ze nie kochalam tak swiadomie jeszcze nikogo w zyciu. I nie jest to uzaleznienie, jak czasem mowi moj ukochany. Jest mi wtedy bardzo przykro. Myslalam, ze jak sie zakocham, wszystkie leki i depresja znikna. Niestety tak nie ma. Owszem czasem odczuwam ulge, jak ta bliska osoba jest ze mna. Ale ona tez zawodzi. Ja coraz czesciej slysze. “Ja nie jestem lekarstwem na Twoja depresje. Ja nie pomoge Ci. To mnie juz przerasta. Czego yy ode mnie oczekujesz? To mnie juz meczy.” W tych chwilach wraca do mnie myslenie sprzed kilku lat. Wyrzucam sobie, ze pozwolilam sobie na zaufanie, ze jestem naiwna, ze znowu dalam sie oszukac. Od niedawna w takich najtrudniejszych chwilach zwracam sie czasem do Boga. Przynosi mi to ulge w postaci oslabienia i lekkego ukojenia.
Teraz tak z perspektywy czasu mysle sobie, ze poleganie na drugim czlowieku, myslenie, ze ta druga osoba przyniesie Ci ulge, jest mylne. Nawet psychoterapeuta moze powiedziec cos, co tak bardzo zaboli, ze masz mysli, aby ze soba skonczyc, a co dopiero osoba, ktora kochasz. Najlepiej byloby nie oczekiwac niczego od innych ludzi, ale czy to mozliwe? Przeciez jak idziemy do przyjaciolki, gdy mamy podly nastroj, to liczymy, ze ona wyslucha. A tu bywa roznie.
Wiec czy to naprawde chodzi o bliskosc drugiego czlowieka? Naprawde nie wiem. I chyba dlugo jeszcze sie nie dowiem. A co do Boga. To moze zaczne Go odkrywac na nowo. Kiedys mi pomogl, moze teraz tez sie uda. Ale jak i Jemu zaufac bez oczekiwan?
pozdrawiam

By kemot on lutego 23, 2008 | Reply
Mam prawie 25 lat. Pochodze z rozbitego domu. Mieszkam w malym miescie. Stracilem prace. Usilnie szukam nowej, ale bez efektow jak na razie. Mialem problemy z naduzywaniem niektorych rzeczy. Z tego powodu zaczal sypac sie moj zwiazek. Przestalem naduzywac, ale niewiele pomoglo. Niedawno sie rozsypal. O studiach nie wspomne. Tez porazka. Rozlecialo mi sie w rekach wszystko, co mialem. Najbardziej boli ostatnia porazka, czyli klapa zwiazku. Ostatnia pozytywna rzecz, ktora mi zostala. Od jakichs 6 miesiecy mam depresje. Czasem sie nasila. Czasem slabnie. Zycie sprawia mi bol. Chodze do psychologa, ale poprawy nie widze. Kazdy dzien jest jak tortura. Przedzieranie sie. Czekanie na sen, ktory czasem nie przychodzi. Czuje sie strasznie przytloczony, tym, co na mnie spadlo. Cholernie boli mnie zwlaszcza zakonczony zwiazek. Utracilem wsparcie kogos bliskiego, kogos z kim wiazalem duze nadzieje na przyszlosc. Obecna niechec, wrecz nienawisc tej osoby do mnie sprawia, ze czuje sie odpowiedzialny za ten koniec. Nie mam sily wstawac rano. Jesli klade sie spac, to z nadzieja, ze nastepny dzien przyniesie cos dobrego. Ale nic sie nie zmienia. To trwa juz za dlugo. Nie wiem jak sobie pomoc. Coraz bardziej sklaniam sie ku samobojstwu. Co moglem, to sp…. Czego sie obecnie nie tkne, dzieje sie tak samo. Wniosek - nie umiem radzic sobie z zyciem, z ludzmi, z niczym. Moze jak sie zrestartuje pojdzie lepiej? Moze w nastepnym zyciu nie bedzie tylu porazek? Bo prognoza na jutro jest raczej nieciekawa. Mysl o tym bardziej napawa mnie spokojem niz strachem. Coraz bardziej utwierdzam sie w swoim wyborze.

By Slaw on lutego 27, 2008 | Reply
Kemot - to minie! Prosze Cie nie rob glupstw. Twoje doswiadczenia to - jakbym widzial siebie jakis czas temu… Bol w koncu oslabnie, a Ty odnajdziesz sily, by od nowa, powolutku, zaczac odbudowe swojego zycia. Prosze daj znac, ze zyjesz. Po wylaczeniu nie ma juz startu. My ludzie nie mozemy sie zrestartowac, mozemy natomiast odbudowac.

By Ania on lutego 28, 2008 | Reply
Witaj Kemot! Najgorsze mysli, jakie moga byc, to mysli samobojcze. Czytajac Twoja historie po czesci widze siebie. Lekarstwem na Twoje bole jest modlitwa. Powierz te niepowodzenia Bogu, a On juz wie jak Ci pomoc. Wiem, bo sama tego doswiadczam kazdego dnia. Pozdrawiam

By Monika19 on marca 9, 2008 | Reply
jestem corka osoby chorej na depresje i zaczynam sie zastanawiac, czemu to akurat teraz wyszlo. Czemu moja mama zachorowala akurat teraz - sama nie wiem, co myslec. Byl czas, kiedy nic jej nie bylo. Jakies 6 miesiecy nic, zadnych objawow. Kiedy sie zorientowalam, ze wrocila, bylam tak wsciekla, tak strasznie wsciekla. Nienawidze tej choroby i to jest najgorsze, nie potrafie powiedziec spokojnie jestem tu i naprawde Cie kocham. Nie potrafie, bo wiem, ze ta okropna choroba zabiera mi mame i probuje nia wstrzasnac, zamiast wspierac. Probuje przemowic do rozsadku tej czarnej damie, ktora paleta sie niepotrzebnie i psuje swiat wkolo.
Juz nie wiem co robic. Wydaje mi sie, ze teraz, jak wrocila bardziej rani mnie niz mame. Oczywiscie nic jej nie mowie. Czuje taka nienawisc do tej choroby, taka cholerna nienawisc.
Nie mam pojecia jak do niej mowic, ani od czego zalezy jej choroba,nawroty i ustepowanie, kiedy przygladam sie naszemu zyciu, nie widze zadnych zakretow miedzy jednym a drugim nawrotem.

By Kornelia on marca 14, 2008 | Reply
“Pan mnie strzeze… Pan mnie strzeze…
czuwa nade mna Bog… On jest moim cieniem…”

By tolek on marca 24, 2008 | Reply
tak naprawe nie wie nikt co sie dzieje w naszej duszy (i umysle) tylko BOG, tylko ON moze nas uleczyc, jezeli bedziemy tego bardzo pragneli.

By asia on marca 27, 2008 | Reply
zmagam sie z depresja od szesciu lat… mysle, ze powodem tych stanow byly ciagle problemy w domu, ze zdrowiem… Od malenkosci wysluchiwalam awantur w domu, przeklenstwa, latajace przedmioty byly na porzadku dziennym, i ja mala, przestraszona dziewczynka, siedzaca i placzaca w pokoju, samotna… nikt na mnie nie zwracal uwagi i z zadnej strony wsparcia. Potem zaczely ciagnac sie choroby z zoladkiem, ciagle wymioty, silne nerwice i znowu nikogo obok, tylko krzyki. W wieku dojrzewania odnalazlam sie w buncie, znalazlam swoich przyjaciol, rzadko bywalam w domu, ale kiedy to minelo (wszyscy wyroslismy z mlodziezowej rewolty) kazdy poszedl w swoja strone. W tej chwili mam nowe problemy zdrowotne, pojawiaja sie dziwne zmiany na skorze, ktorych nie umiem zaakceptowac i przez to wyrwac sie z domu, gdzie wciaz trwa ten sam stan rzeczy. Jestem zupelnie sama w swoim cierpieniu, kazdy z przyjaciol zyje swoim zyciem i nie interesuje sie mna zagubiona, nieporadna, skrzywdzona przez los ,,dziewczynka”. Dodam jeszcze, ze moich problemow zdrowotnych nie da sie wyleczyc, lekarze nie znaja na to sposobu. Jedyna moja silai nadzieja jest Bog (bo wierze, ze jest, zawsze tak bylo) ale mam wrazenie, ze On tez mnie zostawil. Nie daje zadnego znaku, nie slyszy mych prosb. Me leki, bole w klatce zostana juz ze mna chyba na zawsze……….

By asia on marca 27, 2008 | Reply
krwawi mi serce… dlaczego to wszystko spotyka wlasnie mnie?!!!!! Nigdy nie krywdzilam ludzi, slyszalam kiedy wolali o pomoc… a teraz? teraz zostalam sama, budze sie co rano i placze, czuje rozczarowanie swoim zyciem, tym co sie stalo, bol rozdziera mnie od wewnatrz, zadajac mi kolejne rany, jest jak noz, ktory tnie i tnie, jakby chcial pobic rekord na ilosc strzepow na jakie mozna rozerwac wnetrze, dusze czlowieka… lzy plyna same, nie przestaja… stracilam wszystko, szkole chyba juz tez. Bog mnie nie slyszy, choc tak prosze o pomoc! Zostalam sama.!!!!

By tolek on marca 27, 2008 | Reply
Droga Asiu, nie jestem specjalista, ale mysle, ze musisz przebaczyc komus, to tylko wiesz. Musisz stanac w prawdzie przed soba. Wiem z doswiadczenia wlasnego, ze to bardzo boli, lecz nie ma innej drogi. Sprobuj!!!

By roxi26-82 on marca 27, 2008 | Reply
Witajcie. Na depresje choruje juz 4 lata. To najdluzsze i najsmutniejsze 4 lata mojego zycia. Pamietam dziewczyne sprzed lat - pelna pasji, optymizmu, nadziei. Gdzie teraz jest..? Zagubilam sie. Zboczylam z drogi, ktorej teraz nie moge odnalezc.. Otwieram oczy tylko dlatego, ze w koncu trzeba je otworzyc. I dla mojego 4 letniego synka, ktory tak czesto widzi ze mama placze. Stalam sie agresywna i obsesyjne zazdrosna. Maz stara sie mnie rozumiec, ale jak dlugo..? Teraz jestem w 7 miesiacu ciazy. To wlasnie w ciazy pogorszyl sie moj stan. Czy jest ktos kto wie, jaki wplyw na depresje ma ciaza? Potrzebuje pomocy. Tak ciezko mi oddychac… Tak ciezko zyc…

By roxi26-82 on marca 27, 2008 | Reply
Droga asiu. Lzy splywaja rowniez po moich policzkach i smutek wygrywa, gdy chce sie usmiechnac… Wiem jak Ci ciezko. Sama sobie nie umiem pomoc i Tobie za wiele pewnie nie pomoge, ale wiedz, ze nie jestes sama. Nie w tej chorobie. A jesli nie ma przy Tobie nikogo kto Cie zrozumie i wesprze, to musisz wiedziec, ze tak jest czesto z nami, chorymi… ONI nie chca WIDZIEC naszej choroby. To rujnuje ich zdrowy, poukladany swiat. A teraz walcz dla siebie samej! Ja tez sprobuje… Jestem z Toba. Tak samo chora…

By karolina on marca 28, 2008 | Reply
najskuteczniejsza metoda zwalczania depresji jest utwierdzenie sie w przekonaniu, ze Bog stworzyl nas ludzi na swoj obraz i podobienstwo - tak wiec w kazdym z nas jest Jego czastka zdolna do wielkich rzeczy, rowniez do uzdrowienia wlasnej duszy poprzez dostrzezenie Go we wszystkim, co zostalo przez Niego stwozone. Tak wiec nigdy nie jestesmy sami, nawet wtedy gdy nie ma przy nas drugiego czlowieka mozemy odczuc moc i sile w promieniach slonca, w kamieniu lezacym na drodze. Pamietajmy ze nie zyjemy dla siebie tylko dla innych. Ja choruje na depresje juz 2o lat i jestem silna dzieki temu co napisalam, bo w to wierze

By Mike on marca 28, 2008 | Reply
Ze swoim cierpieniem juz sie pogodzilem. Jest mi bardzo ciezko, ale sie pogodzilem. Wiecie co mnie martwi najbardziej. Boje sie o moja zone, ona to przezywa ze mna przez wiele lat. Czasami jest na mnie zla, wiem o tym, ale czasami stara sie mi pomoc. Widze, ze to na nia zle wplywa. Ostatnio zabraniam jej nawet czytac Wasze artykuly, bo widze, ze to na nia zle dziala. Wszystko jest na jej karku - wychowanie dzieci, prace domowe, i chory maz. Nie wiem jak dlugo ona to wytrzyma. Boje sie, ze ja wykoncze, albo wiecie co… odpukac w niemalowane. Dzieci tez widza, ze z Tata jest cos nie tak. Czasami mysle, ze lepiej bym zrobil, gdybym odszedl, albo zginal w wypadku samochodowym. Mysle, ze wtedy mieli by lepiej.
Pozdrawiam Mike.

By asia on marca 28, 2008 | Reply
nie potrafie dzis pisac, choc tak bardzo bym chciala… nie mam sily… dziekuje Wszystkim za wsparcie

By Mala on marca 29, 2008 | Reply
Ja nie wiem, czy to depresja czy nie… Mam dopiero 16 lat i na samym poczatku myslalam, ze te gwaltowne zmiany w nastroju to dojrzewanie, ale tak chyba nie jest. Wiem, ze rodzina mnie kocha, ale nikt nie umie wyczuc, ze wolam o pomoc. Mialam przyjaciolke, ktorej moglam wszystko powiedziec, ale poklocilysmy sie i ona sie ode mnie odwrocila i teraz nie mam nikogo, z tata nie mam prawie zadnych kontaktow, bo musial wyjechac za granice do pracy (i jakos za nim nie tesknie, chyba w ogole nie mamy o czym rozmawiac, chyba jedyny powod, dla ktorego moglby wrocic to mama, przeciez sie kochaja). Jedna siostra mieszka z chlopakiem, to jemu poswieca czas. On jest w porzadku, ale jak przychodza nas odwiedzic to nic do niej nie trafia, albo patrzy w TV, albo na niego. Druga siostra ma sama chyba podobny jak ja problem, to z nia chyba jestem najbardziej zwiazana. A mama? Przyklad rozmowy: MAMA - Wiesz z tym ciastem jest cos nie tak. Nie wiem czego dodalam za malo, (i potem mowimy czego mogla nie dodac) i jak skonczymy, to ja mowie np. Wiesz mamo byl dzisiaj sprawdzian i mowie, jakie byly pytania itd., a ona na koncu “Pewnie jajek nie dodalam”. Nie wiem, czy ona w ogole cos zrozumiala. Kiedy moj tata jeszcze pracowal, bo potem stracil prace, bylo w domu tak: mama z tata gadali, siostry(2 lata roznicy miedzy nimi) razem, ja sama siedzialam w pokoju. Po pewnym czasie zaczelo mnie wkurzac jak rodzice do mnie przychodzili, sama nie wiem dlaczego, chcialam, zeby sobie poszli. Moich siostr rodzice pilnowali, zeby sie uczyly. Ja w 4 klasie podstawowki powiedzialam, ze bede sama sie uczyc, ze sama bez niczyjej pomocy chce do czegos dojsc. A po pewnym czasie jakby zaczelo sie to ulatniac, na niczym tak wlasciwie mi nie zalezy nic mi sie nie chce. Wlasciwie to caly czas moglabym spac. Nawet moja ukochana muzyka mi sie znudzila, nic juz mi sie nie chce. Kiedys robilo mi sie smutno jak dostalam 1, teraz mi to zwisa i powiewa, i tak nie dostane sie do zadnego liceum jakiego chcialam. Czuje sie taka bez emocji, nic na mnie nie robi wrazenia. Jasne, sa rzeczy, ktore mi sie podobaja, ale nie wywoluja juz tyle podniecenia ile wczesniej. Ide spac… Dobranoc

By Mala on marca 29, 2008 | Reply
Pewnie to byla moja wina, ze doprowadzilam sie do takiego stanu. Jak zwykle…

By vasery on marca 30, 2008 | Reply
Czesc jestem nowa. Od 7 lat lecze depresje, kiedys mialam przerwy w braniu lekow, ale teraz ze wzgledu na wiek i operacje (niski poziom hormonow) bede brala do konca, tak mysle. Dzieki tym lekom wstaje do pracy codziennie i dzieki nim funkcjonuje, bez nich to bylby koniec. Kiedys, gdy bylam w glebokim dole, pragnelam smierci, zeby po mnie nie pozostal nawet popiol, zebym wyparowala jak ta rosa, gdy wstaje slonce, bo popiol to za duzo. W swieta Wielkiej Nocy nie bylam w kosciele, bo po co. Czulam sie kiepsko, pomyslalam sobie, ze gdy bede jechac do pracy rowerem to spotkam Jezusa i na pewno go poznam, a gdyby teraz chodzil po swiecie, to bym wszystko rzucila i poszla za Nim. Boje sie nastepnych swiat, czuje sie wtedy bardzo samotna, nie lubie wolnych dni od pracy, bo siedze w domu i mam zly nastroj. Okreslam to jako przerazliwy smutek. W leczeniu depresji pomaga mi jazda rowerem. Ogladam teraz budzaca sie przyrode, juz kwitna w lesie przylaszczki, niedlugo beda kwitly zawilce. Do pracy jade nieraz 20 km w jedna strone, ale nie zawsze, gdy pozwala na to kolano, ktore mnie czasem boli. Asiu odezwij sie, wiem ze to byl krzyk o ratunek, jesli masz sile idz do lekarza po leki, a pozniej, gdy nabierzesz sil wiecej, siadz na rower - to naprawde cieszy, ale bez lekow, to by pewnie mnie tez nie cieszylo. Jestes mloda i po wyleczeniu depresja nie musi wracac, tak jak u mnie. Badz dobra dla siebie, patrz na zycie z dystansem, leki mi na to pozwolily. Zycie bralam zbyt na serio a teraz wiele spraw mi wisi, szczegolnie w domu, ktorego nie lubie. Odpisz co u Ciebie.

By vasery on marca 31, 2008 | Reply
Asiu, odezwij sie, ja do Ciebie pisalam przede wszystkim

By ela on kwietnia 4, 2008 | Reply
Nic nam nie pomoze, jezeli nie pomozemy sobie sami. Nie wierze w to, ze ktokolwiek zdrowy, nawet psycholog czy inny lekarz (ktory, nie chorowal na depresje) moze zrozumiec nasze cierpienia. Nie miejmy tez pretensji do naszych bliskich, ktorzy nas kochaja, oni tez, choc bardzo sie staraja, do konca nas nie zrozumieja i traca cierpliwosc, kiedy ich starania nie przynosza spodziewanego efektu. Wowczas i oni sa zagubieni. Stad czesto nasze cierpienia nasilaja sie, gdyz czujemy, ze sprawiamy im zawod, kiedy nie mozemy sprostac ich oczekiwaniom i widzimy tez jakim jestesmy dla nich obciazeniem. To staje sie dodatkowa przyczyna naszego pragnienia smierci. Uwolnienia ich od nas samych. Jedynymi , ktorzy wiedza czym jest depresja, co sie czuje, jak bardzo sie cierpi sa ci, co sami to przezyli. Dlatego tym, co mnie uratowalo, byly ksiazki, w ktorych umieszcone byly wypowiedzi ludzi chorujacych na depresje. To spowodowalo, ze wiedzialam, ze musze ja leczyc.
Vasery! Ja zachorowalam 5 lat temu. Mialam dwa epizody choroby. Za pierwszym razem leczono mnie nieodpowiednimi lekami. Drugi epizod byl gwaltowny i bardzo szybko znalazlam sie w krytycznym stanie. Tak bardzo pragnelam unicestwienia siebie, ze probowalam zrobic to sama. Dopiero pozniej moja choroba zostala prawidlowo zdiagnozowana. Od trzech lat jestem zdrowa, choc w dalszym ciagu biore lekarstwa, ktore maja nie dopuscic do nawrotu choroby.
Teraz uwazam, ze jedynie leki moga nam pomoc, choc probowalam wczesniej wszystkiego (modlitwy, medytacje, pozytywne myslenie). Codziennie blagalam Boga o litosc i coraz bardziej zapadalam sie w gleboka paszcze ciemnosci. W koncu uznalam, ze jestem wykluczona z Jego milosci, ona mnie nie ogarnia. Dopiero teraz, gdy jestem zdrowa, moja nadzieja powoli powraca. Moze w moim cierpieniu byl tylko Jemu wiadomy cel, dla mnie zbawienny. Jednak dotad nie potrafie zrozumiec Jego milczenia, kiedy bylam chora i Go tak bardzo potrzebowalam, ze czasami watpie. Nie jest mi latwo modlic sie. Staram sie jednak dziekowac za kazdy dzien.
Widze, ze moj obecny stan jest o wiele lepszy od Twego, czuje sie zdrowa, choc nie potrafie zapomniec o minionych cierpieniach. Nie wiem czy to rodzaj lekarstw decyduje o postepie w leczeniu,czy to indywidualna sytuacja organizmu, ale w moim przypadku dopiero odpowiednio dobrane leki daly pozadany skutek. Ostatnio po Nowym Roku czulam sie slaba i przybita, pomyslalam, ze to nawrot choroby. Przestraszylam sie. Na szczescie okazalo sie, ze to tylko bardzo niskie cisnienie.

Popieram takze Twoje zdanie na temat jazdy rowerem, tez odkrylam, ze jest to swietny sposob na poprawe samopoczucia. Robie to do dzis, kiedy sa odpowiednie warunki pogodowe.

Czytanie Waszych wypowiedzi pomaga mi, potrzebuje ich, aby zrozumiec siebie, aby poczuc, ze nie jestem sama, ze moge podzielic sie swoimi rozterkami z ludzmi, ktorzy mnie zrozumieja, po prostu porozmawiac o tym, o czym nie potrafie nawet z najblizszymi porozmawiac

By vasery on kwietnia 5, 2008 | Reply
Elu dziekuje Ci za odzew, widze, ze jestes bardzo aktywna na forum, codziennie zagladalam czy ktos odezwal sie do mnie. Dzis sobota, siedze w domu i z wielkim wysilkiem posprzatalam, probowalam troche przespac dnia, nie lubie dni kiedy nie jade rowerem do pracy. Ostatnio w takie dni bardzo sie staram, aby nie siegnac po alkohol, na co mam straszna ochote, aby zapic smutki.

By vasery on kwietnia 5, 2008 | Reply
Czuje sie jak przelotny ptak, ktory powinien gdzies odleciec, tylko nie ma takiego miejsca, nie mam pomyslu na zycie. Jest tyle drog a nie ma dokad pojsc. Przepraszam, ze pisze tylko o swoich odczuciach.
ASIU odezwij sie co u Ciebie?

By vasery on kwietnia 5, 2008 | Reply
ASIA zmiany na skorze moga byc zwiazane z depresja, bo mnie tez piecze skora, bo depresja to nie tylko choroba duszy ale i ciala, jest to choroba psychosomatyczna.

By ela on kwietnia 6, 2008 | Reply
Vasery! Piszac tutaj o swoich uczuciach dzielimy sie nimi z ludzmi, ktorzy potrafia nas zrozumiec. W ten sposob pomagamy sobie nawzajem. Samo opowiedzenie drugiej osobie o swoim cierpieniu sprawia nam ulge.

Asiu ! Leki i bole w klatce piersiowej sa jednymi z objawow depresji. W swojej depresji mialam podobne do Twoich odczucia (te z nozem takze, raniacym nas bez konca.) To tak jakby mi ktos wbijal noz w dusze bez ustanku, nie dajac mi ani chwili wytchnienia.
Warto poszukac dobrego psychiatre, ktory zapisze nam odpowiednie lekarstwa. Sa takie, ale nie zawsze na nie trafiamy. Ja przez dlugi czas przyjmowalam rozne leki, ktore nic nie pomagaly. Dopiero inny lekarz trafil na te wlasciwe, pozwalajace zwalczyc chorobe, choc ich pozytywne dzialanie jest odczuwalne najwczesniej po miesiacu i trzeba je przyjmowac jeszcze bardzo dlugo. Depresje mozna wyleczyc, badz chwilowo zaleczyc, ale i tak jest to wielka ulga, po tak wielkim cierpieniu.
Pozdrowienia dla wszystkich.

By asia on kwietnia 10, 2008 | Reply
nie mam sil.. oddech staje sie coraz plytszy, swiat pasji zamienilam na lozko… czasem wydaje mi sie, ze umieram.. zamiast sie bac czuje wtedy tak ogromna ulge, niewyobrazalna… bo nie chce byc, nie bede bez realizacji mego ja, dlaczego los mi te mozliwosc odebral, ponownie cos waznego w moim zyciu odebral!

By vasery on kwietnia 10, 2008 | Reply
Asiu idz resztka sil do lekarza szybko, leki przeciwdepresyjne nie daja szybko efektow, ale da Ci leki wspomagajace, co pomoze Ci funkcjonowac, ja bylam wczoraj, nie wstydz sie isc do lekarza. Idz jak naszybciej, bo wiem jak sie meczysz. W moim domu tez jest agresja 27 lat i siedze w tym szambie, bez lekow juz dawno bym nie zyla. Pracuje i mysle, ze zle mi to nie wychodzi, bez pracy by bylo zle. Nie mam pomyslu na emeryture, az sie jej boje, chociaz jeszcze troche jest czasu.

By karolka on kwietnia 10, 2008 | Reply
Dziekuje Wam wszystkim za wypowiedzi. Dzieki nim dostaje troche pocieszenia, ze nie jestem w swoich odczuciach sama. Mysle, ze to na co cierpie od kilku dobrych lat, to jest wlasnie depresja. Nie mam jej non stop. Bywaja okresy, ze jakos jest… Ale ostatnio znow wrocila.. Nie mam juz ochoty obciazac innych moim zwierzeniami, bo czuje, ze ludzie mnie nie rozumieja, a wrecz ich to meczy, ze ich dobre rady w moim przypadku nie skutkuja. Czuje wrecz namacalnie ich rozczarowanie. Od kilku tygodni non stop bym lezala. Nie mam sily na nic… Mam na szczescie prace i tam jako tako funkcjonuje. Dzieki pracy musze rano sie zwlec z lozka… Co nie jest latwe, bo dlugo w nocy nie moge zasnac.. Zasypiam kolo 2, 3 i dlugo sie mecze, przewracam z boku na bok zanim zasne… Ostatnio stracilam zainteresowanie wszystkim co mi dawalo jako taka otuche w tych stanach… Ksiazki, filmy… wszystko to nie dla mnie teraz. Mam klopoty z koncentracja, codzienne bole glowy, czeste zoladka, czy ogolnie brzucha - wykanczaja mnie. Odnosze wrazenie, ze ja sobie sama wymyslam te dolegliwosci, by ‘wypisac sie’ z zycia.. Co dzien po pracy zamykam sie w czterech scianach, mieszkam sama, cierpie na samotnosc a jednoczesnie stronie od ludzi.. Nie chce mi sie zyc..
Zastanawiam sie nad pojsciem do specjalisty, ale boje sie, ze stchorze… nie wiem nawet czy do psychologa czy do psychiatry i jak go znalezc… przerastaja mnie takie nawet banalne czynnosci

By vasery on kwietnia 11, 2008 | Reply
Karolka mozesz isc nawet do rodzinnego lekarza, wieczorem napisze wiecej bo ide do pracy teraz.

By bigda on kwietnia 11, 2008 | Reply
Hm, ale nie wspomniales, czy probowales lekow antydepresyjnych. A przeciez w depresji to podstawa. Polecam: http://psychlab.pl/mod-htmlpages-display-pid-2.html

By vasery on kwietnia 12, 2008 | Reply
Karolka i Asia lekarz rodzinny tez przepisze leki przeciwdepresyjne

By Orter on kwietnia 12, 2008 | Reply
Do Karolki. Tez mam podobne stany jak Twoje. Wiem, ze to depresja. Uczestniczylem w wielu sesjach psychoterapeutycznych - indywidualnych jak i grupowych. Duzo czytalem, a nawet studiowalem. I wiesz do czego doszedlem?… ano do tego, ze depresja to JA!!! Kazde zdarzenie, ktore mnie dotyczy, czy jest ze mna w jakikolwiek sposob zwiazane, to nic innego jak moja i tylko moja interpretacja tego. Jezli ktos mowi ci, ze jestes - be, to tylko jego opinia. Nie moze to zabolec ciebie, jezeli na to nie pozwolisz. Chce mowic, niech mowi. Chyba, ze przekracza granice prawa np. oszczerstwo czy pomowienie. Nauczylem sie odrzucac od siebie kierowane przez innych do mojej osoby negatywne czyt. zawistne opinie. Nauczylem sie oceniac samego siebie nie na podstawie opinii innych takich tracacych cynizmem czy pochlebstwem, lecz tego co zrobilem lub czego nie zrobilem. Chce dluzej pospac w lozku - to pospie. Chce poleniuchowac gdy inni spaceruja - to leniuchuje. Chce wyjsc na spacer gdy na dworze leje i dmucha, a inni siedza w domach - to ide. Nie jest to bynajmnie przekora, ale robie to na co akurat mam ochote, nie krzywdzac tym innych. Nikt nie bedzie mi mowil co mam w danej chwili robic, no sa oczywiscie przypadki, ze musze, bo praca zawodowa, bo listonosz zapukal do drzwi, bo sasiadka prosila o wyprowadzenie psiaka itp. Mam w danej chwili “dola” - to mam - i nie walcze z tym, przyjmuje go z otwartymi ramionami i mowie - Czesc stary, co u Ciebie, bo ja mam dola :), wejdz posiedzimy, pomilczymy a moze ogladniemy jakis film np Casablanke. Smieje mu sie w twarz i mam niezly ubaw. No bo co moze mi zrobic - “zadolowac” mnie. Tak wiec Karolciu - uszy do gory i szeroki usmiech, nawet gdy masz “dola”.

By vasery on kwietnia 13, 2008 | Reply
Orter, gratuluje takiego optymizmu, ale uwazam, ze jesli ktos ma bole brzucha, glowy a pozniej przyjda leki, ze strach zejsc ze schodow lub przejsc przez ulice, to trudno o usmiech i dystans do tej przekletej rzeczywistosci. Ja ciagle wracalam do zlej przeszlosci, chociaz wcale teraz nie jest lepiej, przezywalam wszystko od nowa, wydawalo mi sie, ze wszyscy sa przeciwko mnie, w domu slyszalam od niego /pisze z malej litery, bo inaczej nie potrafie/, gdy plakalam, przekop ogrodek, to ci sie poprawi nastroj /mowil to zlosliwie duzo by mozna bylo pisac/. Zdystansowac sie do tej sytuacji pozwolily mi tylko leki antydepresyjne, bez nich juz dawno bym nie zyla.

By anna on kwietnia 14, 2008 | Reply
Witam!
Ja rowniez mam problem z depresja, moim zdaniem jest to najgorsza choroba stanu ducha, czlowiek czuje ze jest beznadziejny, slaby i jest zalamany. Nie umiem sobie z tym poradzic, ale jestem juz umowiona z lekarzem i mam nadzieje, ze powroce do mojego normalnego zycia, bo to z ta meczarnia strasznie mi sie nie podoba. Pozdrawiam

By Lu_ on kwietnia 14, 2008 | Reply
Musze przyznac, ze bardzo ciekawe sa Wasze odpowiedzi. Moze ja nie bede sie poslugiwac takim jezykiem, bo nie potrafie. Poza tym nie jestem stalym bywalcem, wiec sie nie bede wymadrzac.  Chcialam sie tylko zapytac, czy dla Was istotny jest wiek? Czy uwazacie, ze nastolatek przy swoich ,,problemach” moze popasc w depresje? W koncu mloda osoba to tez czlowiek, przezywa jakies chwile slabosci, niezrozumienia itp. Po drugie to przeciez psychika mlodziezy jest slabsza i dopiero sie rozwija, a wiec bardziej dodatna na bodzce zewnetrzne?
pozdrawiam….

By karola on kwietnia 14, 2008 | Reply
Do Lu.. pierwsze takie swoje stany ‘zdolowania’ kojarze wlasnie kolo 17, 18 roku zycia… moze nawet wczesnej… Pamietam w wieku 13 lat, by ulzyc sobie w psychicznym bolu, nacinalam nadgarski czyms ostrym… Uwazam wiec, ze jej objawow nie wolno lekcewazyc… ze wzgledu na wiek… Bo jakie niby problemy moze miec 16-latka np?? To nie jest kwestia problemow…

ORTER - usmiechnelam sie czytajac Twoj komentarz. Mysle ze masz duzo racji, depresja albo stany depresyjne wynikaja z naszej niezgody na to co robimy, nieakceptowania siebie i na sile porownywania sie do innych. Bardzo trafnie to ujeles. Poza tym im bardziej chcemy sie czegos pozbyc, tym bardziej to sie nas trzyma. Moze wiec rozwiazaniem jest pogodzic sie z tym jak jest.. i jak piszesz, poogladac sobie z nasza kolezanka depresja Casablanke;) Moze stan depresji to takie male dziecko w nas, ktore rozpaczliwie domaga sie uwagi i dopieszczenia??
Dobry masz pomysl na rozprawienie sie z dolami, ale mysle, ze zdajesz sobie sprawe, ze nie zawsze mozna sie usmiechac, nie zawsze da sie robic dobra mine do zlej gdy..
Czasem, tak jak napisala vasery, dolegliwosci fizyczne na to nie pozwalaja. Ja caly weekend znow zwijalam sie z bolu.. Mdlosci wymioty, bole glowy… nie wiadomego pochodzenia… z kosmosu chyba;/ echh i to jest wlasnie w tym najgorsze..

ps. vasery… - ja sie wstydze isc do lekarza i mu o tym wszystkim opowiadac:( moze sobie pomysli, ze cos ze mna nie tak, ze rozczulam sie nad soba, ze zawracam mu glowe… nic na to nie poradze, takie mam mysli i jest to dla mnie wielki stres:(

By babcia ela on kwietnia 15, 2008 | Reply
Witam Lu!!!
Oczywiscie masz racje. Nastolatki popadaja w depresje, a jesli jej nie lecza, to przy “dobrych” wiatrach wyrosna na “dziestolatki” z zaawansowana depresja. Ja tez kiedys bylam, kawalek czasu temu, depresyjna nastolatka i zostalam depresyjna babcia. Takze jesli Ty albo Twoi znajomi podejrzewaja, ze jest cos nie tak z nastrojami, snem, pamiecia, laknieniem, koncentracja itp. powinniscie zglosic sie do lekarza. Szkoda czasu i zycia na te paskudna chorobe, ktora zabiera to co jest najcenniejsze w zyciu - RADOSC i SZCZESCIE…

By Lu_ on kwietnia 15, 2008 | Reply
Bardzo Wam kochani dziekuje za te odpowiedzi.
Nie sadzilam, ze jeszcze sie tutaj wpisze… a jednak.

abcia ela: rzeczywiscie troche sie martwie, bo nie wiem, co sie ze mna dzieje (dziekujej za troske;)). Zycie jest po to, zeby kochac i byc kochanym czyli szczeliwym… Niestety… z szalonej, zartobliwej i optymistycznie nastawionej dziewczyny stalam sie wiecznie ryczaca zolza, ktora nawet nie wie, jaka jest przyczyna jej placzu… ach. Nie bede o tym gadac, bo dzisiaj mam lepszy dzien i mam zamiar sie nim nacieszyc na ile to mozliwe [wolna chata…]

Pozdrawiam wszystkich goraco

By vasery on kwietnia 15, 2008 | Reply
Do Karoli… Ja jestem ze wsi i nie mam zahamowan , jesli chodzi o pojscie do lekarza-psychiatry, taki lekarz wyslucha i nawet nie przerwie, tylko wyslucha do konca, co mamy do powiedzenia. Gdyby bylo inaczej, to co to bylby za psychiatra. Lekarze rodzinni tez doksztalcaja sie w tej dziedzinie, aby pomoc ludziom, ktorzy zmagaja sie z ta choroba. Mimo, ze biore leki, wczoraj czulam sie bardzo zle, ale dzisiaj jest troche lepiej, moze to zalezy od pogody.

By vasery on kwietnia 15, 2008 | Reply
Wiesz Karola, czasem spotykam u psychiatry ludzi znajomych, o ktorych nie mialam pojecia, ze tez maja takie problemy. Problem depresji dotyka bardzo wielu ludzi.

By Lu_ on kwietnia 16, 2008 | Reply
Ja tylko dodam, ze dla mnie lekarze sa po to, zeby pomagac ludziom.
Wg mnie pomimo tego, ze teoretycznie to obca dla nas osoba, to mozna jej zaufac i poprosic o pomoc bardziej doswiadczona osobe.

By karola on kwietnia 18, 2008 | Reply
Dzis probowalam pojsc do zwyklego lekarza, ale znow stchorzylam;/ Nie wiem co mam mu mowic… : “Panie doktorze wydaje mi sie ze mam depresje, prosze mi pomoc” ??? Przeciez tam jest mnostwo ludzi w kolejce, a ja przyjde z takim ‘drobiazgiem’?? Bo mi sie zyc nie chce?? Bo nie mam sil na nic, bo wszystko mi przychodzi z takim trudem? Boje sie, ze mnie potraktuje z gory, z poblazliwoscia… Zreszta ja boje sie wszystkiego..
Dlatego wole siedziec w czterech scianach zamknieta, sama… choc tak bardzo meczy mnie samotnosc, ale chyba z nia czuje sie najbezpieczniej… nikt mnie nie skrzywdzi, gdy bede sama…

By vasery on kwietnia 19, 2008 | Reply
Karola idz do rodzinnego lekarza, on Ci na pewno pomoze, ja tez pierwszy raz poszlam do rodzinnego lekarza i wierz mi, ze oni tez na tym sie znaja, na tej ciezkiej chorobie, przeciez ludzie w kolejce nie wiedza z czym przyszlas, a lekarza obowiazuje dyskrecja. Do lekarza psychiatry mozna pojsc pozniej , nie potrzebne jest nawet skierowanie. Zycze powodzenia i sily, nie ma potrzeby sie tak meczyc, znam to uczucie, siedze w tym juz 7 lat, ale ja mam juz duzo lat i dlatego jestem na lekach, kiedys mialam przerwy w leczeniu, jestes mloda i sie wyleczysz, jestem pewna.

By Lu_ on kwietnia 20, 2008 | Reply
szczerze, karola, ja tez nie odwazylabym sie pojsc do lekarza… i nie pojde. Samotnosc is the best..

By karola on kwietnia 21, 2008 | Reply
Lu - chyba masz racje. Jest the best… teraz dla mnie… Przeraza mnie to z jednej strony, a z drugiej strony w nia uciekam.. Zamknac sie w 4 scianach i niech wszyscy dadza mi spokoj..
Dzis byla u mnie przyjaciolka… Kiedys to kazde spotkanie z nia bylo jak lekarstwo na dola… Teraz… nie moglam sie doczekac kiedy sobie pojdzie… Za halasliwa, chaotyczna, za duzo jej bylo… jestem zmeczona… Przykro mi to pisac, ale tak sie czuje… Zmeczona po spotkaniu z przyjaciolka… I jeszcze bardziej utwierdzialam sie w przekonaniu, ze ze mna cos nie tak… Nie mam o czym rozmawiac, nie mam zadnych wrazen, niczego do przegadania… totalna pustka… Wiec wole juz sobie siedziec sama ze soba i nie czuc sie taka wciaz gorsza i dziwna ;(

By karola on kwietnia 21, 2008 | Reply
do vasery - nie dam rady isc do tego lekarza… Wiesz ja bylam kiedys skarzac sie na wieczne bole brzucha. Lekarz wypytwal mnie czy moze czyms sie stresuje, co w pracy, gdzie pracuje itp… Bylam przerazona i jak najszybciej chialam wyjsc… Wzielam recepte i szybko poszlam… Wydaje mi sie, ze on chcial ze mna porozmawiac na inne tematy… ze moze cos podejrzewal, ze cos wiecej sie kryje za tymi moimi bolami… Kurcze, czuje sie z tym jak tredowata  i tak mi wstyd:( Zawsze ze wszystkim sobie sama radze… nie potrzebuje nikogo…

By Lu_ on kwietnia 22, 2008 | Reply
karola… jezeli chodzi o te bole, to ja raczej narzekam na bole glowy. Nie sa jeszcze az tak bolesne ale uciazliwe.
Ja jeszcze nie szukalam pomocy u zadnego specjalisty… kiedy lapie mnie dol, mam ochote siegnac po pomocna dlon… lecz potem, jak juz wroce ze swiata bolsci i tego nienamacalnego leku, wmawiam sobie, ze jestem silna i dam rade sama. Niestety to ’samowkrety’. Wiem, ze jesli nie poszukam teraz pomocy… no wlasnie, to potem co?.. dalej bede ‘TAKA’… stres, lek, napady placzu z niewiadomo jakiej przyczyny… to mnie najbardziej dobija…:/
nawet nie mam z kim o tym porozmawiac… nawet z rodzicami… nie chce nawet myslec jak bylaby ich reakcja… a czasami bardzo chcialabym moc z kims pogadac… chociaz tych uczuc nie mozna prosto opisac…

By karola on kwietnia 22, 2008 | Reply
Lu… mam dokladnie tak samo… gdy mam ‘dola’, mam mysli, by siegnac po pomocna dlon, mam swiadomosc, ze mnie to przerasta i potrzebuje pomocy… ale nie mam wowczas sily… jakas taka niemoc… zapewne dobrze Ci rowniez znana… Pozniej wychodze z tego na jakis czas… czuje sie silniejsza i pewna ze dam sobie rade.. ze juz teraz bedzie ok… Choc wiem, ze to wraca… mysle ze taka juz sie urodzilam… ze taka moja natura… ze te hustawki sa mi pisane, ze nie ma na to leku…

Lu jesli masz ochote napisz… Oto moj mail: mbutterfly@op.pl

By vasery on kwietnia 23, 2008 | Reply
Dziewczyny - Lu i Karola, trzeba isc do lekarza, to objawy depresji. Jest rano ide do pracy - czesc. Bez lekow nie dalo by sie, jade rowerem 20 km w jedna strone, obejrze kwitnace zawilce. Trzymajcie sie. Potrzebne sa Wam leki.

By Lu_ on kwietnia 23, 2008 | Reply
vasery…mam pytanie.
Czy przyjmujesz leki.?.
A jesli tak, to czy odczuwasz jakas pozytywna zmiane? Czy to naprawde jest lek na chora dusze?

Karola… nie mam nic przeciwko temu, zeby napisac… tylko ze… zapewne jest miedzy nami duza roznica wiekowa. Moze tego nie zauwazasz w moim pisaniu:). Wiec jezeli wiek nie sprawia klopotu…

By vasery on kwietnia 23, 2008 | Reply
Czesc Lu i Karola. Oczywiscie, ze biore leki, bez lekow to bylby koniec. Juz dawno bylby final pobytu wsrod zywych, 7 lat temu. Leki przeciwdepresyjne nie dzialaja od razu, przez 2 tygodnie moga poglebiac depresje, lekarz przepisuje jeszcze leki wspomagajace np. ja biore Zomiren od nerwicy lekowo-depresyjnej. Pozniej zobaczycie, ze ten swiat szary nabierze kolorow. Ja musze brac te leki chyba caly czas, bo mam stosunkowo duzo lat. W depresje wpadlam w zwiazku z przemoca w domu wobec mnie i dzieci przez 27 lat bylo pieklo. Nie umialm sobie pomoc i nie mialam nikogo , kto by mi pomogl. On byl jak wampir energetyczny, te zadymy potrzebne mu byly, zeby nabrac energii do zycia. Zniszczyl mnie calkowicie, bez lekow mialam wrazenie, ze mnie nie ma. Chcialam zniknac jak ludzie w Hiroszimie po zrzuceniu bomby atomowej, bo cialo lub popiol to za duzo. Dzieciom zniszczyl dziecinstwo i mlodosc. Przy zyciu trzymala mnie nadzieja, ze w jego oczach zobacze strach i bezsilnosc jak w oczach moich dzieci i chyba doczekalam sie takich czasow, bo kto sieje wiatr, zbiera burze. Gdyby ktos mnie teraz zapytal, co robic, gdy w domu jest agresja, to bym powiedziala, niech zabiera dzieci i ucieka, wiem ze to nie takie proste. Sama odchodzilam i wracalam do tego potwora. Przepraszam, ze sie tlumacze, dlaczego takiej choroby sie dorobilam, ale myslalam, ze jestem slaba, ze zbyt czest nie chodze do kosciola, ze nie umiem sie modlic, ale to chyba byl bunt. Gdybym wiedziala, ze on przestanie to robic, to lezalaby krzyzem codziennie, ale cud sie nie zdarzyl. Przepraszam za te wywody, dzieki lekom zaczelam patrzec na to z dystansem. Myslalam, ze cos ze mna jest nie tak, ze to moja wina, ale gdy czytam tu na tym forum Wasze wypowiedzi, to jestem taka osamotniona. Lu i Karola wg. mnie to powinniscie isc do lekarza, przeciez to zaden wstyd. Jest 21 wiek .

By vasery on kwietnia 23, 2008 | Reply
Mialo byc - nie jestem taka osamotniona. Czesc, piszcie, ja rozmawiam tez z osobami w mojej okolicy i dzielimy sie doswiadczeniami , jesli chodzi o ten problem.

By vasery on kwietnia 23, 2008 | Reply
Acha i ogladalam zawilce, juz przekwitaja - szkoda, ale pewnie beda kwitly inne rosliny w lesie, rower pomaga w leczeniu depresji, wiem to z doswiadczenia, pod warunkiem, ze bierze sie leki.

By Lu_ on kwietnia 24, 2008 | Reply
vasery, ja tez odczywalam oslabienie w mojej wierze, chociaz jestem bardzo mloda. Mysle, ze wplyw na moje zdrowie psychiczne tez mialy/maja problemy rodzinne… jestem najstarszym dzieckiem, wiec o wiele szybciej dostrzeglam, ze cos sie wali… Teraz to sie juz rozkreca… juz nie mam sil. Kiedys czulam do niego nienawisc, gniew, chec zabicia… lecz teraz traktuje go jak obcego czlowieka, moze winic tylko siebie. Nie odzywam sie, bo i tak potem jest ‘pysk’. Zamykam sie w moim pokoju, pisze, slucham muzy… i tak przez caly dzien. Nie chce mi sie isc na dwor, pouprawiac jakis sport, chociaz kiedys bardzo to lubilam. Teraz nawet mam dosc kolezanek i wlasnej przyjaciolki… Jutro ma przyjsc do mnie na noc uff… a ja chcialabym sie zamknac w sobie i czekac az to przeminie, choc wiem, ze smutek mnie nie opusci…

A jesli chodzi jeszcze o te leki… wiele osob stwierdziloby, ze jestem przewrazliwiona, wmawiam sobie te chorobe, kazali mi sie wziac w garsc. Niezrozumienie srodowiska:/ skoro by mnie nawet nie probowali zrozumiec, to co dopiero przypisac mi leki. Jestem jeszcze za mloda. Mam 15 lat. Czy uwazasz, ze to jakas paranoja? Bo ja patrze na to troche z niedowierzaniem.

By karola on kwietnia 24, 2008 | Reply
Vasery.. a ja jakos nie wierze, by leki mogly mi pomoc… Obawiam sie, ze one mnie tylko ‘zalecza’, przytlumia… a ja chce zyc… tak bardzo chce zyc, ale nie umiem.. Mam 31 lat, zamykam sie w domu, bo nie widze nic dla siebie w tym swiecie… Kazdy ma swoje zycie. Nie chce byc dla innych zbednym balastem… wiec juz wole siedziec sama. A naprawde tak mysle: wszyscy sa, gdy czegos ode mnie potrzebuja. Czuje sie jakbym sprzedawala siebie. Ja nawet nie mam o kim z tym pogadac, bo z kim? Z sasiadami? Z ludzmi z pracy? Z rodzicami? Rower? Tak z checia bym sobie gdzies sama pojezdzila, by odetchnac. Niestety nie mam i nie mam sil, by go sobie kupic. Sama? Nie umiem. Wiem, to brzmi absurdalnie i tak jakbym sie nad soba uzalala, ale ja tak to wlasnie czuje… i coraz bardziej zamykam sie w sobie..

By vasery on kwietnia 24, 2008 | Reply
Czesc Karola i Lu, jestescie bardzo mlode i moze rzeczywiscie pomoglby Wam moze psycholog sama rozmowa o Waszych problemach. Ja juz bylam w takiej sytuacji, ze szukalam miejsca nie raz, gdzie moglabym to zrobic. Mialam leki, balam sie przejsc przez ulice, zejsc ze schodow. Kiedys trafilam na pogotowie z silnym bolem brzucha i takze wymiotowalam /silna nerwica/. Gdy powiedzialam lekarce, ze mam mysli samobojcze, powiedziala, ze nadaje sie do szpitala. Ja nie chcialam i napisalam oswiadczenie, ze nie zgadzam sie na szpital. Jesli chodzi o leki, to biore setaratio 50 mg /przeciwdepresyjny/ i Zomiren od nerwicy lekowodepresyjnej. Dzieki lekom patrze na to wszystko z dystansem, bo kiedys bardzo to wszystko przezywalam /przeszlosc/ wracalo ze zdwojona sila. Piszcie o Waszych decyzjach, jesli chodzi o leczenie. Ja nie moge brac wszystkich lekow przeciwdepresyjnych, np. bardzo dobry byl Mirzaten, ale po wiekszosci z nich piecze mnie skora, a takze gdybym chciala brac na noc, to mam syndrom niespokojnych nog /bardzo bola/, wiec Wy macie bardzo duzy wybor lekow, bo u Was nie bedzie takich objawow, /ja tez kiedys tego nie odczuwalam./ Napiszcie o swoim samopoczuciu - czesc, musze myc gary po podstawieniu obiadu panu i wladcy, ktory nie finansowal troje dzieci na studiach /3 chlopakow/ najmlodszemu dal 2 zl w ciagu 5 lat, pozostalym 0 zl. Przyszedl wlasnie teraz, ale i tak nie przeczyta, bo slabo widzi. Czesc, napiszcie jutro , gdy bedziecie mialy dosc sily, przyjade z pracy to zajrze na forum.

By vasery on kwietnia 24, 2008 | Reply
Ale wiecie co, ja nie sprzatam mu pokoju juz 2 lata i jestem bardzo z siebie zadowolona, ze potrafie mu odmowic. Zaczelam zycie traktowac troche lzej i byc lepsza dla siebie, po prostu wiele spraw mi wisi. W przypadku Lu to pewnie trudno, bo nie moze zmienic tej swojej sytuacji, moje dzieci tez pewnie byly w depresji. Piszcie.

By Lena on kwietnia 24, 2008 | Reply
Ja tak samo jak wielu z Was, trafilam tu przez przypadek. Mam 25 lat i czuje, jakby moje zycie dobiegalo konca. W pelni zgadzam sie z Markiem, ze ludzie zapadajacy na te chorobe maja silnie rozbudowane zycie wewnetrzne. Maz mowi mi, ze taka cene placa ludzie inteligentni i wyksztalceni, ale marna to dla mnie pociecha. Czlowiek tak naprawde jest sam z ta choroba i sam musi chciec ja pokonac. Wazne jest miec obok kogos, kto bedzie wiedzial jak nas wspierac i pocieszac. Zazdroszcze tym, ktorzy maja takie osoby obok siebie. Nie mysle tu o tych, ktorzy mowia nam o tym, zebysmy wzieli sie w garsc, ale o prawdziwych BLISKICH. Caluje goraco.

By admin on kwietnia 25, 2008 | Reply
vasery! bardzo jestem zauroczona Twoimi rowerowymi przejazdzakmi, zazdroszcze Ci tych spotkan z budzaca sie natura.
Ale zmarwilam sie bardzo, gdy napisalas o swojej sytuacji domowej. To trudny i toksyczny uklad, ktory na pewno nie ma dobrego dzialania na Twoje zdrowie emocjonalne.
Sprobuj sie modlic za swego meza. Choc wiem, ze masz z tym trudnosci,to jednak namawiam Cie, zebys sie przelamala i codziennie za niego modlila, proszac o przemiane jego serca. Zobaczysz, ze zaczna dziac sie cuda!
Ja to przerobilam - dziala!!!

By Bezsilna on kwietnia 26, 2008 | Reply
macie wrazenie jakby to was zabijalo??
Ja mam straszne wahania nastrojow… Dzis np. czuje zmiane, czuje, ze jest lepiej. Jednak na drugi dzien wszystko od nowa powraca… Jest dobrze, gdy sie klade… Jestem taka “wyciszona” leze i mysle sobie, ze jutro bedzie lepiej, ze musi byc lepiej przeciez.
Jednak na tym rozumowaniu sie konczy. NIe chce mi sie rano podniesc z lozka, nie chce mi sie chodzic na zajecia… Malo jem… Nie chce mi sie kompletnie nic.
To mnie zabija, zabija od srodka. Coraz czesciej pojawiaja sie lzy… Poniewaz juz nie mam sily.
Mysli samobojcze takze byly. Bo uwazalam, ze meczarnia… ze moje zycie zmienilo sie w koszmar… Wiec po co sie meczyc?? Jednak nie umialabym tak po prostu skonczyc ze soba, zostaly mi reszty rozsadku… Nie moglabym zostawic rodzicow, jestem ich jedyna corka…
Jestem mloda osoba, a czuje jakbym przegrala juz swoje zycie.
Lapia mnie czesto dusznosci, boje sie, ze cos mi sie stanie za chwile…
Bylam u lekarza na poczatku, zrobili mi badanie krwi, zrobili mi ekg serca. Wszystko jest w porzadku… Tak na prawde nie jest nic, moje zycie, ja w srodku sie rozpadam ;(

By karola on kwietnia 26, 2008 | Reply
A co zrobic gdy nie ma sie absolutnie nikogo?
Boje sie kazdego dnia, wszystko jest takie trudne, kazde wyjscie z domu to dla mnie meka… Teraz sie wybieram juz od 2 godzin;/ Ale ide… zupelnie na sile… Nie cierpie weekendow, bo wowczas jestem totalnie sama. W pracy moge przynajmniej przebywac wsrod ludzi… choc czuje sie dziko… ale sama swiadomosc, ze ktos jest, ze od czasu do czasu z kims ‘musze’ porozmawiac, jest dla mnie lagodzaca…
Niedlugo dlugi weekend. Panicznie sie go boje…
Co ma zrobic osoba w depresji zupelnie sama? Tez sie modlic??!!

By Lu_ on kwietnia 26, 2008 | Reply
Jestem inna. Nie zmienie swojego istnienia. Znowu czarne mysli…

By vasery on kwietnia 28, 2008 | Reply
admin ja Cie bardzo przepraszam, ale jesli sie mam modlic w jego intencji to chyba, zeby trafil na samo dno piekla i nigdy z niego nie wylazl. Swiat bylby lepszy, gdyby wcale sie nie on nie urodzil. Zanim sie z nim zwiazalam, to nie mialam pojecia ze takie potwory zyja na tym swiecie. W sobote znow probowal robic zadyme, ale byl syn i spokornial, gdy on wszedl do kuchni.

By vasery on kwietnia 28, 2008 | Reply
Lu i Karola, Boze jak ja mam Wam pomoc !!!!!

By Bezsilna on kwietnia 28, 2008 | Reply
Towarzysza Wam np. dusznosci??
Mnie tak. I to mnie rowniez strasznie meczy.
Gdy boje sie,ze cos sie zaraz mi stanie one sie nasilaja.

By barbara on kwietnia 28, 2008 | Reply
Pomoz mi prosze uporac sie z soba,
pomoz mi stac sie normalna osoba,
naucz od nowa smiac sie i kochac,
bo ja potrafie tylko watpic i szlochac,
Nie umiem rowniez cieszys sie zyciem
i nie potrafie dazyc do celu,
kiedys byl ze mnie wielki marzyciel,
teraz tych marzen nie mam zbyt wielu.
Kiedy sie watpi w sens zycia i ludzi
i bez milosci nie potrafi sie kochac,
jedynie Twe dobre slowo to wszystko
we mnie obudzi……
i wtedy nie bede juz szlochac,
bede naprawde Was KOCHAC.

Mam problemy z synem, nastawia przeciwko mnie rodzine moja, meza. Probuje zagarnac wszystko co mamy z mezem i corka 13-letnia. Wszedzie wszystkich oklamuje na nasz temat i najgorsze jest to, ze mu wszyscy wierza. A ja chce zyc, przeciez mam dla kogo.

By Lu_ on kwietnia 29, 2008 | Reply
vasery hehe^^
czasami nie mozna pomoc, samemu trzeba sobie poradzic. czuje sie swietnie…w koncu chwila odetchnienia i czas zeby wykorzystac apetyt na zycie.

By Lu_ on kwietnia 29, 2008 | Reply
a jesli chodzi o porade, to jak na razie nie jestem komukolwiek w stanie pomoc, bo o prowadzeniu rodziny itd. nie mam pojecia i mam nadizeje, ze tak zostanie.
pozdrowiam goraco trzymajcie sie

By melancholia on kwietnia 30, 2008 | Reply
bardzo serdecznie wszystkim dziekuje,
niechcacy weszlam na te strone, bo od jakiegos czasu zastanawiam sie, czy aby nie dopadla mnie depresja (nie chce w to uwierzyc). Na zewnatrz uchodze za silna kobiete, ale w chwilach samotnosci jestem rozlozona na lopatki przez…. no wlasnie samotnosc (dwa lata temu odszedl od nas ojciec moich dzieci - 14-sto latki ). Poniewaz zawarlam sakramentalne malzenstwo, nie moze byc mowy o nowym partnerze (bo co BOG zlaczyl czlowiek niech… ). Wiem, ze jestemn powolana do zycia w malzenstwie, brak drugiej polowki przyczynia sie do moich stanow depresyjnych.
Jeszcze niedawno potrafilam ukryc to przed dziecmi i rodzina, ze jest mi ciezko samotnie zyc i w pojedynke wypelniac obowiazki domowe, cierpie, placze i leze godzinami patrzac w sufit, ale juz te stany wymykaja mi sie z pod rozumowej kontroli.
Nie ukrywam juz przed dziecmi, ze zawsze uchodzaca za silna, zaradna, odpowiedzialna ich mama nie daje rady - slabnie. Stad moje obawy jak to odbije sie na psychice dzieci, ile jeszcze tak w miare normalnie funkcjonujac wytrwam? Nadmienie, ze leczylam sie farmakologicznie, korzystalam z terapii, ale czy tak ma byc juz do konca mojego zycia? Tabletka i terapia? Modle sie, choc wiem, ze na dzis moja wiara jest bardzo slaba, a to ona tylko uzdrawia. Czy dam rade tak mocno uwierzyc, ze stanie sie cud? Chyba nie bylam dotad szczesliwa i tak naprawde nie wiem sama co to za uczucie. Smutne ale prawdziwe.
Troche bez skladu pewnie napisalam te kilka zdan, ale juz to, ze sie odwazylam, jest dla mnie sukcesem.
Pozdrawiam wszystkich i dziekuje za wyrazone tu przemyslenia, ktore sa pomocne dla mnie

By vasery on maja 1, 2008 | Reply
Ja Cie przepraszam Lu, ale wydawalo mi sie, ze Twoje komentarze to wolanie o ratunek, wiesz nie tylko ja jestem w depresji, ale jeszcze inny czlonek mojej rodziny /w zwiazku z sytuacja w domu - jestem matka/ musialam patrzec na kazdy grymas jego twarzy, byly bardzo zle sytuacje, o ktorych nie moglam jemu powiedziec, bo i tak by mi nie pomogl, a jeszcze pogorszyl i tak bardzo zla sytuacje.

By elabuk on maja 1, 2008 | Reply
Wlasciwie nie wiem, co chce napisac, wlasciwie chce miec tylko kontakt z Wami, bo wiem, ze jestescie tymi, przed ktorymi nie musze sie wstydzic, ze nie moge wstac z lozka, ze nie moge pozmywac naczyn, skosic ogrodka, bo to jest taki czas, kiedy Bog sie schowal, wiec i o modlitwe trudno, zreszta nigdy nie bylam w tym dobra. Paskudny dzien, tydzien, miesiac…. Wiele lat walcze z tym cholerstwem - depresja. Na szczescie sa momenty odpoczynku, ale nie trwaja dluzej niz 2, gora 3 miesiace w skali roku. Leki ratuja sytuacje, pomagaja nie spadac na sam dol - to do wszystkich, ktorzy jeszcze nie “nauczyli sie” tego, ktorzy sa na poczatku drogi, i oby nie bylo tej drogi dalszego ciagu, oby bylo Wam lepiej. Jednak leki sa wazne, a psychoterapia tez moze byc pomocna, zalezy jeszcze, czy traficie na dobrego psychoterapeute, bo u nich, jak w kazdym zawodzie - jest roznie. Trzymajcie sie, zle przeminie, nie oskarzajcie sie o to, ze jestescie “nijacy”, slabi, bezwolni - to nie Wy, to depresja.

By elabuk on maja 1, 2008 | Reply
Jeszcze do Bezsilnej - zasuwaj do dobrego psychiatry, depresje jesli nie sa zbyt pozno leczone, moga przejsc i nigdy nie powrocic, szkoda Twojego mlodego zycia, prosze Cie, ja mam piecdziesiatke, a przez pierwsze 20 lat choroby nie leczylam sie i to moze byc przyczyna, ze jest ona tak przewlekla. Od 10 lat biore leki i to pomaga mi zyc, byc moze Tobie wystarczy tylko pare miesiecy terapii lekami i bedziesz wolna od tego na zawsze. Nie zabagniaj tego, jesli dominuje w Twoim zyciu!!!!!!!

By karola on maja 1, 2008 | Reply
A ja dzis wyszlam ze znajomymi… przelamalam sie i pojechalam z nimi na spacer… Ale musze przyznac, ze jest to dla mnie bardzo trudne… bolal mnie caly czas brzuch… nie wiem co ze mna jest nie tak… Najbezpieczniej czuje sie sama w domu… ale jest mi zle ze jestem sama… Gdy wreszcie sie przelamie i gdzies sie wyrwe, to mam przerozne sensacje zdrowotne… od bolow brzucha czy glowy po nawet wymioty. Co ja mam robic? Ja chce zyc.. :|… normalnie..

By Lu_ on maja 1, 2008 | Reply
vasery dziekuje Ci za to z szczerego serca..tylko tutaj moge znalezc zrozumienie i pomoc.

By admin on maja 2, 2008 | Reply
Karola! Warto sie przelamywac i pokonywac siebie, nawet kosztem bolu brzucha. Zaliczylas spacer i masz jakies inne przezycie poza siedzeniem w domu. A nasza przeciwniczka, depresja, nie lubi, gdy mamy pozytywne przezycia - wtedy dotyka fizycznymi dolegliwosciami. Nie pozwala nam byc szczesliwymi.
Zgadzam sie z Ela i z Vasery, ze to chemia, ale nie zapominajmy o tym, ze to nasza chemia, ze ona “rozgrywa sie” w naszym organizmie. Mamy na nia wplyw naszymi myslami, naszymi uczuciami, a tez decyzjami.
To oczywiscie nie jest az tak proste, ze wystarczy podjac decyzje, ze nie poddajemy sie depresji i wszystko minie. Jednak metoda malych kroczkow probujmy ja eliminowac i wbrew smutkowi, slabosci fizycznej - cieszyc sie wiosna, spiewem ptakow.
Karola! Namawiam Cie, zebys dawala sie namawiac na spacery.
Pozdrawiam wszystkich wiosennie i majowo

By vasery on maja 2, 2008 | Reply
admin ciesze sie, ze tak myslisz, ale w moim przypadku nie udalo sie bez lekow o pozytywne myslenie, jestescie mlode to moze sie Wam udac, takze Lu. Pewnie lekarstwem bylaby tutaj milosc, tylko zeby znow ktos nie zawiodl. Zycze powodzenia z calej sily i trzymam kciuki za Was, ja tymczasem pozostane przy lekach do konca. Czesc - piszcie.

By Marek# on maja 2, 2008 | Reply
Dzien dobry Adminko, dzien dobry Wszystkim… dawno mnie tutaj nie bylo… ja wiem ze “wyrywam” z kontekstu ostatnia wypowiedz “karoli”… bo chcialbym wypowiedziec sie wlasnie na ten temat…..
Objawy Karoli moga, ale nie musza, miec podloze depresyjne… Choc nie leczone moga do depresji doprowadzic.
Strach przed wyjsciem z domu, gdzie bezpiecznie, nic nie dolega… cisza, spokoj…. i z drugiej
strony wrazenie, ze stoimy na “bocznym torze”… ze “przesypiamy nasze zycie”… choc tak naprawde, wcale tego nie chcemy.
Ciekawe, bo przed samym wyjsciem gdziekolwiek zakladamy, ze dadza znac o sobie nasze “niedomagania” - co najczesciej sie sprawdza… bo
nasze cialo zazwyczaj “slucha” naszej podswiadomosci… Czy nie jest tak “karolu”, ze zamiast cieszyc sie z faktu przebywania gdziekolwiek z kims -Ty myslisz o swoich dolegliwosciach? Cos mi mowi, ze tak wlasnie jest.
Nie wiem, jak bardzo zaawansowana jest choroba (zakladam ze to nerwica wegetatywna) ale moze nadejsc taka sytuacja, kiedy i bez towarzystwa znajomych, bedziesz (oby nie) miec problem z wyjsciem gdziekolwiek… bo objawy nieleczone beda sie nasilac, niestety…
Co wiec mozna zrobic? Starac sie nie myslec o mogacych nadejsc, jak to okreslilas, “sensacjach zdrowotnych”… Skupic swoje mysli na czyms innym; na rozmowie, na krajobrazie… bo wystarczy jedno malo wspomnienie w myslach o tym, czego sie obawiasz… no coz… efektow dlugo nie bedziesz czekac…
W tym wypadku (tak mysle) trzeba postepowac w mysl zasady “malych krokow”… Jesli spacer - to nie wyprawa… blisko i krotko :). Przy nadejsciu dolegliwosci, po prostu wrocic do domu… jednak nie poprzestawac… nasza podswiadomosc nalezy “nauczyc”, ze bezpiecznie jest rowniez poza domem… A do tego potrzebne jest ciagle prowokowanie tego, czego sie tak bardzo obawiamy… Powtorze wiec jeszcze raz; starac sie wycwiczyc w sobie myslenie o wszystkim tym, co nie spowoduje w/w dolegliwosci… a to naprawde wymaga cwiczen i nie przyniesie rezultatu ani dzis, ani jutro…
Jednak w konsekwencji, na pewno da efekty.
Tego wlasnie zycze

“Statki sa bezpieczne w porcie, lecz nie po to je budowano”…
pozdrawiam

ps .To oczywiscie tylko moje zdanie ….. Chyba nie marudzilem zanadto  …

By asia on maja 2, 2008 | Reply
czuje wciaz tesknote, nigdzie nie moge znalezc miejsca, gdziekolwiek sie rusze czuje pustke i ogromny smutek, uswiadomilam sobie, ze ja tak naprawde nigdy nie bylam szczesliwa, coz, tak bywa w zyciu… nie kazdy jest stworzony do radosci, poczucia satysfakcji, wewnetrznego spokoju…

By Marek# on maja 2, 2008 | Reply
Kazdy ma prawo do szczescia, bo po to zostalismy stworzeni Asiu. Jednak nasze zycie to ciagle poszukiwanie… szczescia, spokoju, naszego miejsca na ziemi. Po prostu domu, i to nie w doslownym znaczeniu (choc rowniez)… ale miejsca, gdzie bedziemy kochani, rozumiani i szczesliwi… z wzajemnoscia rzecz jasna.
A szczescie? To stan ducha… tak samo jak poczucie samotnosci… Na wiekszosc chorob mozna znalezc lekarstwo, rowniez i na szczescie.
To czlowiek, ktory zrozumie, wspomoze, bedzie z nami w dobrych i zlych chwilach…
Ja wierze, ze jesli go w tej chwili przy nas nie ma… to jednak gdzies jest… zyje i byc moze tez teskni za kims, na kogo cale zycie czeka…

By asia on maja 3, 2008 | Reply
moze druga osoba jest lekarstwem na wiele trosk, zlych chwil, ale ja tesknie za pewnym wyrazem siebie, realizacja mojej pasji, ktora byla calym moim zyciem, swiatem i wolnoscia w glowie i sercu, a ktorej nie bedzie mi dane juz nigdy poczuc… bardzo mnie ta strata boli a nadzieja i wiara, ze Bog sie nade mna ulituje i odmieni moj los, minela… mimo to dziekuje Marku za slowa pocieszenia i wszystkim tu piszacym, wasze slowa i uczucia czesto sa tez moimi, dzieki temu czuje, ze jest ktos kto mnie rozumie… w najciezszych godzinach wlaczam komputer i wchodze na te strone, pisze lub czytam wypowiedzi, lzy plyna po policzkach a oczy staja sie oceanem lez, ale to mi daje pewna sile… dziekuje

By Marek# on maja 3, 2008 | Reply
Zdaje sie, ze przeczytanie ostatniej wypowiedzi Asiu, poprowadzilo mnie zlym “tropem”… Teraz to wiem, bo zajrzalem do wczesniejszych Twoich wypowiedzi….
Kiedys, gdzies napisalem, ze depresja, rowniez wszelkiego typu dolegliwosci z nia zwiazane - prowadza do tego, ze zaczynamy zyc, jak ja to ujmuje, w trybie “awaryjnym”. Co to znaczy?
Ze pomimo naszej choroby, naszych dolegliwosci - probujemy dalej zyc i funkcjonowac… To prawda -
z pewnymi ograniczeniami…
Pewnych sytuacji unikamy - bo musimy - przynajmniej w obecnym czasie… ale pragnienie brania jak najwiecej z zycia sprawia, ze jednak
walczymy…
Juz chocby obecnosc Wasza, moja, w tym miejscu
dowodzi tego, ze tak wlasnie jest. Samo wsparcie
innych sprawia, ze nasze problemy nie mijaja bez
echa… A to, moim zdaniem, jest pierwszym impulsem do tego, ze jednak warto sie podniesc i
walczyc o swoje zycie…
pozdrawiam Marek

By mona on maja 4, 2008 | Reply
Witam wszystkich. Juz od jakiegos czasu wiem o tej stronie i chce napisac, ale… no wlasnie chowam sie coraz bardziej do swojej skorupy. Przerazajaca pustka wokolo, lek, samotnosc, poczucie odrzucenia, tesknota za czyms, Kims… a mam meza, dzieci i ciagle obwiniam sie za siebie, za to jaka jestem dla nich, albo raczej za to jaka nie jestem, a powinnam byc. Boje sie co bedzie dalej i to nie za rok, dwa, ale szybciej, bo juz nie starcza mi sily,zeby uciszyc to co w srodku…

By Ann on maja 4, 2008 | Reply
Witajcie,
Jestem nowa i weszlam na te stronke zupelnie przypadkowo - i bardzo sie z tego ciesze. Zaczne od tego, ze z 8 lat temu mialam bardzo gleboka depresje (przez bliska mi osobe, ktora popadla w narkotyki) i leczylam sie przez 9 miesiecy - musze przyznac, ze mi to pomoglo, bo przez bardzo dlugi okres nie potrzebowalam brac zadnych lekarstw a i tak czulam sie swietnie. Niestety, od czasu do czasu dopada mnie depresja, ktora dziala na zasadzie hustawki: jednego dnia jest dobrze a nastepnego dnia to juz lepiej nie mowic.
Wlasnie dzis mam “dolka” i tydzien temu tez (co najsmieszniejsze glownie w weekendy, kiedy masz duzo czasu dla siebie i bliskich). To dalo mi do myslenia dlaczego tak sie dzieje i wiecie co, chyba juz wiem dlaczego wiekszosc z nas ma takie problemy. Marek pisze o szczesciu, ze trzeba go ciagle poszukiwac - i z tym sie zgadzam. Ale mozna tu zadac pytanie: Co to jest szczescie? Moim zdaniem szczescie to jest zlepek malych wydarzen i celow, ktore zakonczyly sie sukcesem. No wlasnie, by odniesc sukces wpierw trzeba miec jakis cel. I tu jest cale sedno problemu. Trzeba wpierw miec cel, by potem miec punkt odniesienia, by poczuc i zobaczyc na wlasne oczy, ze odnioslo sie sukces. Jak ten cel jest zrealizowany, to mamy powod, by byc z siebie dumnym i zadowolonym (i to jest najwazniejsze), a przy okazji moga byc dumni rowniez nasi najblizsi.

Mnie ten sposob pomaga. Psychika czlowieka jest bardzo dziwna i skomplikowana, i wierze, ze samosugestia jest potega, tak wiec staram sie sama nastawiac pozytywnie (wlasnie to teraz robie) by miec energie i zaczac cos odnowa, miec kolejna szanse na sukces i satysfakcje. Kazdy jest inny i kazdy bedzie mial inne cele i pragnienia, ale wszyscy mamy te sama wspolna ceche pragnienia szczescia. NO i wlasnie kolko sie zamyka.

Ja badzo wam dziekuje za te stronke i wasze szczere wypowiedzi, bo to jest pocieszajace, ze nie jestesmy sami z tego rodzaju problemem jak depresja. To znaczy, ze wlasciwie z nami jest wszystko ok, tylko czas i pogoda nie odpowiednia. A tak na powaznie, czy kiedys ktos z was zastanawial sie, dlaczego sa dni, kiedy czujemy sie lepiej albo gorzej.
I tu znow moje wlasne spostrzezenie a wlasciwie wniosek – pogoda.
Mozecie zapytac dlaczego mowie, ze depresja moze sie wzmocnic lub zmalec przez pogode. Zanim doszlam do tego wniosku, to wpierw mialam wiele rozmow z roznymi ludzmi, wielokrotnie otwierali sie przede mna (ja zreszta tez), wspominajac, ze mieli nie najlepszy dzien albo tydzien itd. Co najciekawsze, ja tez w podobnym czasie nie czulam sie najlepiej. Dlatego zaczelam analizowac i obserwowac, dlaczego tak sie dzieje. I wlasnie doszlam do wniosku, ze pogoda, ktora jest czescia calego wszechswiata, wplywa na nasze samopoczucie.

Pozdrawiam was wszystkich bardzo mocno i nie traccie nadziei na lepsze jutro. Jutro znow zaswieci slonce. Trzeba tylko tego chciec.

Przepraszam, za tak zawila i chaotyczna wypowiedz, ale mam nadzieje, ze ktos zrozumie moj punt myslenia, widzenia i rozumowania.

Ann

By karola on maja 5, 2008 | Reply
do Ann = dla mnie szczescie to miec kogos z kim moge podzielic sie swoimi sukcesami /i nie tylko/ wiec jesli nie mam tego kogos, to jaki mam miec cel? Skoro nawet jesli go zreazlizuje, to wcale nie cieszy… Mam tak, ze stawiam sobie cele, reazlizuje je, cieszy mnie to tylko chwile… a czasem wrecz jeszcze bardziej, bo co z tego, ze mi cos wyszlo w pracy, co z tego, ze szef pochawlil, czy udalo mi sie to i tamto? Co z tego, skoro nie mam tego z kim dzielic, wracam do pustych scian, mam samotne weekendy… wszystkiego sie odechciewa…

ps. mnie troche dziwi, ze mozna nie cieszyc sie z tego, ze ma sie rodzine, dzieci… ale to pewnie inna kwestia, ja tego nie mam i bardzo bym chciala miec… Pewnie wielu chcialoby miec tyle czasu dla siebie co ja… a ja z checia bym sie zamienila…
Nie wiem sama… mysle, ze w depresji ciezko stawiac sobie cele i je osiagac /to mnie naprawde malo cieszy! czasem wcale!/
no ale coz… staram sie… duzo czytam i staram sie pracowac nad soba. Czesto jednak czuje, ze drepcze w miejscu… czuje sie jakbym byla w klatce i na piekny swiat patrzyla przez szklana sciane…
“…and I know that is wonderfull world
but I can’t feel that now”

By elabuk on maja 5, 2008 | Reply
Mona! Fajnie, ze sie tu pojawilas. Jezeli obwiniasz siebie za to, jaka jestes wobec meza i dzieci, a nie mozesz nic zrobic, zeby we wlasnych oczach wygladac lepiej - to wlasnie prawdopodobnie depresja. Teraz sie ja lepiej diagnozuje niz np. 30 lat temu. Dlatego jesli jestes coraz bardziej niezadowolona z siebie, coraz mniej mozesz z siebie dawac, to ratunkiem jest dobry psychoterapeuta i leki. Nie boj sie tego. To wielkie dobrodziejstwo, ze one sa. Trzeba z tego korzystac, mnie bardzo pomagaja.Teraz jest masa swietnych lekow, nie dajacych skutkow ubocznych, albo naprawde nikle.
Do Karoli - wiesz, ze jak czlowiek jest w depresji, to najblizsi w ogole go nie ciesza, a jak jest z nim wszystko w porzadku, to cieszy nawet zdzblo trawy ogladane w samotnosci.

By mona on maja 6, 2008 | Reply
Elabuk dziekuje! Potrzeba mi bylo tych slow. Korzystalam juz z pomocy kilku terapeutow, w zwiazku z takim, a nie innym zyciem (pewnie w trakcie mojego pobytu na tym forum napisze to i owo), ale nikt nigdy nie rozmawial ze mna o depresji! Ja chyba niezle sie maskuje - sama przed soba i przed swiatem. Mistrzyni kamuflazu! Ale nadszedl kres i nie daje juz rady. Kiedy w zeszlym roku powalilo mnie do lozka na miesiac, kiedy nie znalazlam zrozumienia u nikogo i nikomu nie umialam o tym powiedziec. Bylam nawet u terapeutki, ktora powiedziala mi, ze depresja jest moim wyborem i ze decyduje o tym czy wstane jutro z lozka i czy zrobie sobie kawe - ucieklam i plakalam z rozpaczy. Zobaczylam cale swoje 35 letnie zycie jako droge, na ktorej depresja byla obecna od bardzo, bardzo dawna, moze nawet od dziecinstwa… Nie chce tak, ale jestem juz tak schowana, ze boje sie kogokolwiek poprosic o pomoc, a psychiatra - wydaje mi sie, ze mnie nie zrozumie, ze powie, ze cos sobie wymyslilam… Nie boje sie lekow, ale nie wiem jak zaczac sie leczyc, jak zrobic ten pierwszy krok, gdzie pojsc, co powiedziec, ale dziekuje Ci za Twoje slowa, bo moze to ze tu napisalam to byl ten pierwszy krok? Dziekuje Ci za swiatelko wyslane do mojego tunelu samotnosci. Dziekuje.

By asia on maja 6, 2008 | Reply
swiat sie przebudzil a w moje cialo wciaz w spiaczce, nie potrafie przebic sie przez ten mur, ktory zbudowaly mi ciezkie doswiadczenia w zyciu i los… a tak bardzo bym chciala;(

By elabuk on maja 6, 2008 | Reply
Na innym forum czytalam, ze wielu osobom pomogl lekarz Cezary Maciejak z Wroclawia. Moze i Wam…?

By Unknown on maja 7, 2008 | Reply
Wydaje mi sie, ze przekonanie “byc soba” jest bledne. Bo co znaczy byc soba? Jesli ktos jest zlym czlowiekiem niewierzacym w Boga, to taki ma byc zeby byc szczesliwym i ok? Chyba nie! Tu chodzi o to zeby “byc dla Boga”! A moze to sie wiaze? Byc soba ale byc dla Boga? Czyli zmienic swoje postepowanie dla Boga i wtedy byc soba, lub WTEDY jest sie soba? Co myslicie?

By elabuk on maja 8, 2008 | Reply
Bardzo rozlegly temat poruszyles. Na pewno warto tedy szukac. Mysle, ze w ostatnim stwierdzeniu kryje sie duzo prawdy. Jeszcze chodzi o dochodzenie do Boga, do prawd wiary, do otwartosci na te tresci, a to juz podobno jest laska…

By Lu_ on maja 9, 2008 | Reply
hmm… no wlasnie. Bardzo rozlegly temat. Duzo by tu mowic.
Moim zdaniem wierze mozna wiele zawdzieczac. Jest to pewne ukojenie i lekarstwo duchowe. Podpora. Ale wlasnie… trzeba wierzyc, zeby znalezc pomoc u Jego boku. A co wtedy, kiedy w tak trudnych chwilach zaniedbujemy Nasze relacje z Nim? Jezeli zbaczamy na zly tor? Kiedy On jest za mgla i nie jestesmy w stanie wyciagnac do Niego dloni, bo szatan podcina nam nogi…

By Grazia on maja 10, 2008 | Reply
Barbara, piekny ten wiersz, kto go napisal?
Pierwszy raz weszlam na te strone i ciesze sie z tego faktu (o ile potrafie sie z czegokolwiek cieszyc). Obecnie jestem w dolku, moze juz nie takim glebokim, ale jednak trwa to juz 2 miesiece. Ja choruje na chorobe afektywna dwubiegunowa, inaczej psychoze maniakalno-depresyjna. Dla niewtajemniczonych to okresy depresji na przemian z mania. Choruje juz 8 lat i mam przecietnie 3 nawroty w roku. Jest mi bardzo ciezko, chociaz mam przy sobie osobe , ktora mnie wspiera. Ale to nie jest takie proste, ze jak sie ma kogos, to sie nie choruje. Mam za soba wiele tzw. strat. Rozwod, rozstanie z doroslym synem (obecnie przebywa w Londynie), nawet oddalam swoje zwierzeta mamie , bo nie moglam sie nimi zajmowac. Bylam 5 razy hospitalizowana, jestem na kolejnych lekach przeciwdepresyjnych i stabilizatorach nastroju, probowalam odebrac sobie zycie, za kazdym razem, gdy z tego wychodze, mowie sobie, ze nastepnego nawrotu nie przezyje. Jestem z powodu mojej choroby na rencie od 4 lat.
Pisze do Was, zeby podzielic sie swoim doswiadczeniem. Ja nie jestem sama. Jestem z partnerem. Mam wsparcie ze strony moich najblizszych - mamy, taty, siostry, teraz takze mojego doroslego syna. I to nie wystarcza.
Probowalam roznych lekow, terapii, szpitali. I to nie pomoglo.
Ktos z Was bardzo ladnie napisal o stawianiu sobie celow, ze osiaganie ich daje satysfakcje i szczescie. A co, jesli nie mozna go osiagnac? Przychodzi jeszcze wieksze rozczarowanie i bol. Ja mam taki cel, od 2 lat szukam pracy. Nie moge jej znalezc, chociaz mam wyzsze wyksztalcenie, 13-letnia kariere zawodowa (w roznych firmach), i podobno niezle wygladam. Mam 43 lata. Nie moge osiagnac tego celu, a to doluje mnie jeszcze bardziej.
Wczesniej, juz gdy chorowalam, podejmowalam prace, ale niestety po 3 miesiacach choroba powracala. No i jak sie to odnosi do tej pieknej hipotezy?
Jestem osoba wierzaca, bylam praktykujaca, obecnie po prostu nie moge chodzic do kosciola. Jestem w zwiazku pozamalzenskim, co tez jest dla mnie trudne ze wzgledu na moja wiare. Modle sie, ale tak trudno mi sie na tej modlitwie skupic. I tak trudno mi wierzyc!!!!!!!!!!
Jak powiedziala mi moja psychoterapeutka z Oddzial Depresantow w Tworkach: wykonala Pani juz wiele pracy nad soba, wyprobowala wiele drog, wiec moze Pani czuc sie rozczarowana. Przekonywala mnie, ze to wszstko co zle, smutne i negatywne jest w mojej podswiadomosci. I ze mozna na nia wplynac. JA TEGO NIE POTRAFIE!
Czuje sie niepotrzebna, bezwartosciowa, nudna, kazdy kolejny dzien to dla mnie problem, co ja bede ze soba robic?
Kiedys probowalam czytac ksiazki, przeczytalam ich tyle, ze musialam zaczac nosic okulary. Teraz nie moge czytac. Poprzednim razem probowalam grac w brydza, teraz tez jest mi trudno czerpac z tego przyjemnosc, co ja mowie, jaka przyjemnosc, po prostu zabicie czasu.
Wiem, ze wielu zdrowych ludzi, ktorzy tez nie maja pracy i zyja. Ale ja chce pracowac! Nigy, fakt, ze inni maja gorzej nie poprawial mi samopoczucia.
Dobrze, ze jestescie, i ze piszecie, bo nie czuje sie taka samotna. Bo moge napisac o moich problemach, bo bliscy znaja je juz bardzo dobrze, a tylko wywoluje to u nich poczucie bezsilnosci.
Dziekuje za wysluchanie i piszcie do mnie, prosze

By karola on maja 11, 2008 | Reply
Graziu - bardzo ladnie i celnie napisalas w skrocie na czym polega ta choroba. Nic nie cieszy, to co robimy to jedynie dla zabicia czasu, bliscy sa bezsilni, a cele/?? coz z tego, ze je sobie stawiamy, skoro w depresji trudno je osiagnac!
Ja bylam kiedys bardzo wierzaca, chodzilam czesto do kosciola, modlilam sie. Teraz nie umiem! Zwatpilam we wszystko… a chyba w siebie najbardziej. I to najbardziej boli. Czasem sobie mysle, ze to straszne tak marnowac czas /zabijam go co dzien, byle do kolejnego dnia…/ ale nie wiem co moglabym robic, skoro nic nie cieszy a jeszcze bardziej rozczarowuje! Swiadomosc, ze jest tylu ludzi, ktorzy czuja podobnie jak my, nie pociesza, ale sprawia, ze nie czujemy sie az tak samotni na swiecie…

By Monika on maja 12, 2008 | Reply
Witam Was serdecznie!
Jestem tutaj pierwszy raz i nie bede opisywac swojego przypadku, przynajmniej teraz nie. Chcialam tylko napisac, ze mam depresje od poltora roku i czytajac wasze teksty wiem dokladnie, o czym mowicie i co przezywacie i jedyna rzecz jaka mnie w tej sytuacji cieszy (o ile tak mozna powiedziec) to to, ze dzieki Wam choc na chwilke przestalam sie czuc jak “swir”.
Dlatego przesylam Wam morze milosci, tak prosto z serca. Wiem, ze brzmi to glupio, szczegolnie jak czytam co tu pisze, ale uwierzcie lub nie, sa to jak najszczersze zyczenia z mojej strony. Mam nadzieje, ze dzieki temu poczujecie sie choc przez chwilke lepiej:]
P.S
Swoja wizyte na tej stronie i w tej dyskusji zawdzieczam Markowi a dokladniej temu, w jaki sposob tutaj pisze o sobie i o tym, w jaki sposob udziela Wam rad. Moge powiedziec, ze zostalam zainspirowana. Takze pozdrawiam wszystkich i dziekuje:]

By steven on maja 12, 2008 | Reply
Witajcie! Moze zabrzmi to dziwnie, ale dziekuje Wam wszystkim za to, ze… jestescie! Juz od jakiegos czasu zaczytuje sie w roznych forach dotyczacych depresji, ale jeszcze nigdy nic nie napisalem. Dopiero Wasze wypowiedzi sklonily mnie do napisania czegos. Choc rece mi drza i klawisze sie myla, choc czuje szpikulce wbijane w klatke piersiowa i dziwne pulsowanie w czaszce i choc czesto lzy leca po policzkach, to jednak postanowilem (dzieki Wam za to) cos napisac. W ciezkich chwilach pisanie daje mi troche wytchnienia, wiec moze jak napisze cos do Was, to tez bedzie lepiej, a przy okazji moze ktos rowniez (jak ja) skorzysta z wypowiedzi kogos ‘podobnego’. Bardzo chcialbym otworzyc sie przed kims i otrzymac troche zrozumienia, ale sami wiecie, jakie to jest trudne. Ja wielu z Was rozumiem, ale chyba niewiele mozna zrobic. Mam jednak nadzieje (ciagle i jeszcze) ze bedzie lepiej, ze sie poprawi i chyba wlasnie dlatego chcialbym dolaczyc do tego forum. Jak wszyscy z Was potrzebuje pociechy i sam chcialbym ja dawac, bo jest we mnie duzo nadziei a jednak… lzy same z oczu leca…

Dziekuje Wam wszystkim, bez wzgledu na wiek i wyznanie.

‘Samotnosc nie ma nic wspolnego z brakiem towarzystwa’

By Unknown on maja 14, 2008 | Reply
Wiecie co? Chyba wybieram smierc… juz od dluzszego czasu o tym myslalem, i nawet jakbym wyzdrowial, to bym nie umial sie odnalezc na tym swiecie. To wszystko jest zbyt skomplikowane, stracilem 3 lata zycia, 3 lata doswiadczen i nauk. Na nic mi ta choroba, tylko pogorszyla wszystko. Po co komu na swiecie schizofrenik, depresant i paranoik? Na nic sie tu licze, a ksiedzem czy policjantem nie zostane. W ogole jestem nikim i nikim bede. Im blizej mi do zdrowia, tym bardziej trzezwo mysle i widze, ze przez te chorobe nic nie ma sensu. Eh… szkoda gadac, samotnemu i zdolowanemu zawsze wiatr w oczy.

By Monika on maja 15, 2008 | Reply
Witam.

Wiesz co “unknown”!!!!! nie jestem pewnie odpowiednia osoba do tego, aby mowic Ci co robic a czego nie, bo nawet nie mam takiego prawa. Chcialabym tylko, zebys wiedzial, ze ja mam taka osobe w rodzinie, ktora ma schizofrenie i cala reszte w pakiecie i niewyobrazam sobie zycia bez tej osoby. Bardzo ja kocham. Dlatego jak przeczytalam Twoj wpis, powiem szczerze, ze sie przestraszylam i postanowilam napisac. Zobacz, mimo tego, ze Cie w ogole nie znam. Ja mam wiele mysli o zakonczeniu swojego zywota i nie mowie, ze kiedys nie nadejdzie taki dzien, nie wiem. Ale mimo 1,5 roku leczenia depresji i zycia w niej i z nia duzo dluzej, to staram sie nie podejmowac tego ostatniego kroku. Tez mam tak jak Ty. Bardzo odczuwam, ze minelo tak wiele czasu, a ja nic nie zmienilam i co dalej? Gdzie jest powiedziane, ze bedzie lepiej? Nigdzie tak naprawde.Odczuwam, ze nic nie znacze i nic nie jestem warta… kiedys tak nie bylo. Poczucie straconego czasu, szans,zycia… Nie bede nic radzic, bo sama wiem, ze nic sie nie da poradzic. Wiedz tylko, ze dla mnie to wazne, i cytuje nie szkoda gadac :]
Pozdrawiammmmmmm!!!!!!!!!!!!

By asia on maja 15, 2008 | Reply
do unknown: smierc nie jest zadnym rozwiazaniem, to ucieczka, mozliwe, ze w gorszy swiat.. ale z niego niestety juz wyjscia nie bedzie. Przemysl to… Ja tez mam takie mysli, czuje, ze jestem ciezarem dla mojej mamy, ona jedyna mna sie przejmuje, mam poczucie, ze sprawiam jej ogromny bol, ona tez miala ciezkie zycie a teraz ja zapewniam jej kontynuacje tego koszmaru swoja choroba. Wydaje mi sie, ze gdybym odeszla, byloby jej latwiej, ale wiem, ze jest Bog, nie moge podjac za Niego takiej decyzji, Ty tez tego nie rob… Ja nie wiem jaka jest Twoja sytuacja, kiedy i dlaczego pojawila sie u Ciebie depresja, ale jest z niej wyjscie to leki, one naprawde swietnie dzialaja i pomagaja spojrzec na siebie w zupelnie innym swietle. Ja gdyby nie to, ze moja depresja wynika z wciaz postepujacej zupelnie innej choroby, a byla tylko i wylacznie skutkiem ciezkiej sytuacji, ale z wyjsciem lub zwyklego zaburzenia neuroprzekaznikow w mozgu, dalabym sobie taka szanse i po wyzdrowieniu czerpalabym z zycia tysiackrotnie bardziej niz przed choroba… Swiat ma zalety, piekne miejsca, ktorych jeszcze nie widzialy nasze oczy, muzyke, ksiazki, ktore przenosza w swiat jaki tylko zapragniemy, dotyk bliskie osoby, wschody i zachody slonca, filmy, obrazy, letnia burze i przyjaciol. Ja tez stracilam lata doswiadczen i mlodosci generalnie zycia i nie 3 a prawie szesc, ale oddalabym wszystko, zeby miec tylko depresje i zadnej choroby poza nia i moc dostac wtedy pomoc od lekarza… bo na fajne zycie nigdy nie jest za pozno… i pamietaj, kazdy czlowiek jest kims, i reprezentuje pewna wartosc i ma cos do zaoferowania, trzeba to tylko w sobie odnalezc…

By asia on maja 15, 2008 | Reply
prosze unknown daj znac, ze jestes jeszcze tu z nami i nie zrobiles niczego czego nie da sie odwrocic

By katt on maja 15, 2008 | Reply
jestem przerazona jak to wszystko czytam, jakbym opowiadala o sobie, nie umiem, nie chce mi sie i w ogole jedno wielkie nie. Nie pamietam jak to jest byc szczesliwym, nawet nie chce mi sie postarac, siedze z dziecmi i boje sie o nie, boje sie, ze nastapi taki dzien, ze nie bede juz w stanie sie nimi zajac. Draznia mnie, najchetniej ucieklabym stad gdzies daleko, zeby wszyscy dali mi spokoj, przeciez ja i tak na nic nikomu nie jestem potrzebna. Zdaje tez sobie jeszcze sprawe, ze moj nastroj nie wplywa dobrze na dzieciaki, wiec po co im taka mama. Maz jest alkoholikiem niepijacym od trzech lat, chodzilam na terapie, ale teraz wiem, ze duzo problemow przykrywalam jego choroba a tak naprawde, to byly moje problemy. Teraz jak by sie moglo wydawac, ze wszystko idzie ku lepszemu, ja czuje, ze cale zycie przegralam i nic juz mnie dobrego nie spotka, nic mnie nie cieszy, nie mam marzen. Teraz doszly mi problemy ze zdrowiem, grozi mi kalectwo, a ja nie mam nawet sily zmierzyc sie z tym, nawet juz mi sie nie chce dalej pisac

By Unknown on maja 15, 2008 | Reply
Monika, nie wiem nawet co Ci odpisac… Postaram sie jakos nie myslec o smierci, dzisiaj nie myslalem w ogole. Moze sie w koncu zdecyduje cos zrobic ze swoim zyciem. Na razie zaczynam dbac o cialo, tzn sobie pocwicze troche, zeby miec wiecej sily na cokolwiek. Zobaczymy co sie stanie jak serce zacznie znowu szybko bic i to nie ze strachu. Moze dopompuje mi troche rozumu do glowy ;D Dzieki Monika ze napisalas
Pozdrawiam

By Unknown on maja 15, 2008 | Reply
Asia, ja nie mam tylko depresji, juz gdzies pisalem, ze to depresja, schizofrenia, mania przesladowcza i sam juz nie wiem co w mojej glowie siedzi, jak zwal tak zwal, mam poryte w glowie i tyle. Jak juz pisalem wyzej, jakos sobie to postaram ulozyc i zaczac dzialac. Mowisz o filmach, heh - ja calymi dniami tylko ogladam filmy i jeszcze bardziej mi ryja w glowie. Znajomi… a co tam za znajomi… traktuja mnie jak smiecia, nikt nie zadzwoni, nie zapyta co sie dzieje. Dobra, wiem moja wina, ja cpalem, ja prowadzilem taki nie inny tryb zycia i teraz mam, jednym sie udaje - innym nie, ja wpadlem. Pokutuje teraz ostro, coz taka prawda, tylko na prawde szkoda, ze sam z tym zostalem. No niestety, sam wybralem i teraz nie powinienem miec do nikogo zalu jak tylko do siebie.

By steven on maja 16, 2008 | Reply
Witaj Unknown! Ciesze sie, ze zamierzasz sie za siebie wziac. W koncu jakas pozytywna iskierka. Te cwiczenia fizyczne to naprawde dobra rzecz. Jak sie czlowiek troche pomeczy, to lepiej sie spi, apetyt wraca i ogolnie jest szansa na lepsze samopoczucie. Trzeba sobie tylko te cwiczenia odpowiednio dozowac, znaczy nie za duzo na poczatek, zeby sie nie zniechecic pierwszymi zakwasami. Ja sam tak robie (znaczy robilem, ale teraz wracam do tego ponownie). Ostatnie cztery miesiace przelecialy mi miedzy palcami, jak w czarnej dziurze (swoja droga ciekawe jaki jest rekord siedzenia w kucki pod prysznicem po ciemku?), ale od tygodnia probuje cwiczyc. Stracilem forme i kondycje, ale zaczalem od basenu. Pierwszy raz poplywalem jakies dwadziescia minut z przerwami oczywiscie i mialem dosc. W niedziele wybieram sie znowu. Poza tym chodzenie po gorach. Nie dosc, ze fajne widoki, to jeszcze swieze powietrze. A tak w ogole to polecam jeszcze squosh’a. Totalnie wyczerpuje organizm, podobno mozna sie od tego uzaleznic - takie zadowolenie wyczerpaniem.
Zycze samozaparcia w sporcie i mam nadzieje, ze bedziesz opisywal postepy. Wydaje mi sie, ze takie deklaracje w takim miejscu, przynajmniej w jakims stopniu i przynajmniej kilku z nas pomoga. Trzymaj sie!
Do monika: Jestem z Toba w stu procentach. Az brak mi slow. Ja przestalem myslec o samobojstwie po dlugiej walce z myslami na temat rodzicow. Za bardzo ich kocham i za wiele im zawdzieczam, zeby odwdzieczyc sie im czyms takim. Oni by chyba tego nie przezyli. Raz jeszcze wielkie dzieki, ze napisalas te slowa. Mam nadzieje, ze dotarly nie tylko do Unknown’a i do mnie. Pozdrawiam.

‘Przeciez w zyciu i tak nie da sie wszystkiego osiagnac, bo coz by pozostalo dla innych?’

By Monika on maja 16, 2008 | Reply
Unknown, no prosze, robisz kariere na forum :] (to zart, mam nadzieje ze rozumiesz moje poczucie humoru w tej sytuacji), zobacz jak ludzi zupelnie obcych to interesuje co sie z Toba dzieje. A tak serio, jak teraz odczytalam, ze odpisales na moj odzew w Twoja strone, to sie o maly wlos nie poryczalam. Czemu? Chyba dlatego, ze po 1 dales znak zycia, a 2 sprawa to to, ze postanowilam dokladnie to samo.Tez musze sie zmusic do wiekszego wysilku fizycznego. Kiedys tanczylam, ale nie zawodowo niestety:] Chodzilam na fitnesy, aerobiki i inne takie bzdury. Na szczescie nie po to, zeby zrzucic kg tylko, zeby wypocic stresy itp. A najbardziej to pomogalo mi to na moj chory kregoslupik. Pomagalo, serio. Co do filmow, to na mnie bardziej dziala muzyka. Jest moja odskocznia, uzaleznieniem i chyba potrzebuje jej bardziej niz wody do zycia. Dobra, koncze, bo wychodzi mi z tego pisania juz prawie pamietnik :] i to sredniej klasy.
Pozdrawiam i milego dopompowywania :]

By Unknown on maja 16, 2008 | Reply
Ehh przepraszam nie chcialem nikogo przestraszyc piszac tamto. Mialem dziwny dzien :(. Juz jest ok i dzieki ze sie martwiliscie, choc niepotrzebnie, gdybym tego nie napisal nawet by nie bylo widac ze brakuje tu kogos ;p Dobra ja nie o tym…
Do Stevena - cwicze sobie i juz jestem po zakwasach, z tydzien chodzic nie moglem ale teraz czuje jak “weszlo mi” cierpienie w nogi ;D Lzejszy czlowiek sie czuje, takze polecam  A co cwiczyc to co kto lubi, bo o to chodzi, no nie?  Ja tak samo jak Ty Steven stracilem forme a bylem jednym z lepszych w szkole i na osiedlu w sportach kazdego rodzaju, serio  A teraz takie chucherko… ;/
Do Moniki - Heh ja kariere? Jako kto? Zawodowy down chyba  Acha najwazniejsze dzieki za troske! Dobrze sie czuje gdy kogos choc troche obchodzi moje istnienie nawet jesli udaje. A i wlasnie muzyka, to jest u mnie chyba rzecz na rowni z filmami. Monika idz zapisz sie do jakiegos klubu tanecznego, nie wiem co tam cwiczysz ale nie musi to byc “zawodowe”, wazne zebys to robila.
Pozdrawiam wszystkich

By Unknown on maja 22, 2008 | Reply
Mnie sie juz nawet nie chce pisac, nie wiem co jest falszem a co prawda, nie wiem w co mam juz wierzyc ;/ Pisanie takie jest bez sensu, nic nie daje ;/ Nie wiem za co sie zabrac, co ze soba robic i nie sadze, zeby ktokolwiek chcial o tym sluchac ;/ Takie wyzalanie sie na ilosc i w ogole nie wiem nic ;/

By admin on maja 23, 2008 | Reply
Unknown, jest fatalna pogoda, dlatego tak sie czujesz. Idz na spacer, popatrz jak pieknie rozkwita przyroda. To jest taki sam cud jak nasze zycie! Wez jakas pogodna ksiazke i postaraj sie ten trudny czas spedzic dla siebie jak najmilej. Ten zly nastroj minie. Modle sie za Ciebie - jak obiecalam

By gunia on maja 25, 2008 | Reply
czy zauroczenie moze byc lekiem na depresje?

By karolka on maja 26, 2008 | Reply
Gunia - tak. takim doraznym… metaforycznie to tak jak tabletka p/bolowa;>
pomaga na chwile… na jakis czas… ale przyczyny nie usuwa… problem /bol/ pojawi sie znow w najmniej oczekiwanym momencie, uderzy z wieksza sila…

By gunia on maja 27, 2008 | Reply
Karolka-chyba masz racje,bo znowu mnie dopadlo.Dzieki za Twoje teksty-czytam i widze siebie dokladnie.Pozdrawiam.

By steven on maja 27, 2008 | Reply
Myslalem Unknown, ze sie odezwiesz jak Ci ida postepy w cwiczeniach… Coz… u mnie tez kicha…

By Unknown on maja 31, 2008 | Reply
U mnie jako tako, gram prawie codziennie, czuje sie lepiej, ale objawy nie ustapily jeszcze do konca. Moge powiedziec, ze sa takie chwile, kiedy w ogole nie dokucza mi depresja czy schizofrenia, jestem zbyt zajety gra. To pomaga

By anka on czerwca 1, 2008 | Reply
Najwazniejsze to pokochac siebie. Lekarstwo jest w nas, nasze mysli, trzeba poczuc sie zdrowym, usmiechnac sie do siebie, do napotkanej osoby. Zyc chwila obecna, mozna sie stworzyc samemu i zachwcic sie soba jak i swiatem. Wypisac z umyslu slowo depresja a wpisac radosc zycia. Naprawde mozna, mnie sie udalo, wiara czyni cuda

By Marcin on czerwca 2, 2008 | Reply
“Oto jest pustka wypelniona po brzegi
Zasile tych szeregi co sami odeszli w czern
I znowu przybylas jak milo cie widziec
Im robi sie ciemniej, tym lepiej czuje sie
I znowu przybylas, znow zatrace sie
Znow tej nocy, oczarujesz mnie

ref.
Do rana wyzdrowieje, nadejdzie nowy dzien
Szalenstwo trwa do rana, tymczasem chlone cie
Jestes cala, jestes cala… jestes cala tylko dla mnie

Oto jest pustka wypelniona po brzegi
Zostawiasz na mnie trwale odbite pregi
Dotrzymam ci kroku, zataczajac sie
Pustym wzrokiem patrzac przed siebie

Oto jest pustka wypelniona po brzegi
W naszym zwiazku nic sie nie zmieni
Probowalem sie wyrwac, lecz znow dopadasz mnie
Kiedy dotrwam poranka, ciebie nie bedzie

Przeslaniasz me oczy, serce i umysl
Sterujesz mym zyciem, nie opieram sie
Wiesz jak ze mna skonczyc, ja nadal slucham cie

Znow sie poddalem, juz nie podniose sie
Tak mnie opetalas, ja nadal chlone cie

Kiedy dotrwam poranka, ciebie nie bedzie
Znowu, znowu bede sam… ”

Zaczalem swoj pierwszy post dosc nietypowo… od jednego z pierwszych tekstow (wierszy?) jakie napisalem. Teraz dochodzi godzina 23:00, lzy naplywaja mi do oczu. I poczulem sie szczeasliwy, bo widze, ze juz teraz do wielu waznych wnioskow udalo mi sie dojsc samemu. I ciesze sie, ze postanowilem sie wybrac do psychologa (choc nadal obawiam sie leczenia farmakologicznego). Wedlog analizy mojego zachowania, cierpie na psychoze maniakalno-depresyjna… trudno mi powiedziec od jak dawna. Przyjmuje, ze od okolo 2 lat (mam 17 lat…). Poznalem Wasze tragedie zyciowe… wspolczuje Wam… i jednoczesnie Was podziwiam. Ja zaczynam miec obawy o moja przyszlosc… choc widze, ze mialem duzo dotychczas szczescia. Duzo swojego czasu poswiecilem na zaglebianiu sie… w mojej psychice? Duszy? Choc dla niektorych to wsztstko co przezywamy jest efektem “chemii w naszych glowach”. Zaczne od wspomnien z dziecinstwa. Teraz wiem juz, ze ojciec byl alkoholikiem… i nie tylko. Z tamego okresu pamietam jak ojciec wrzeszczal na moja matke, pamietam, ze ja nawet uderzyl. Widze, ze niektorzy z Was doskonale wiedza jaki bol zadaja chocby odglosy takich scen. Pozniej ojciec wyjechal za granice, matka zajela sie praca, robila wszystko, aby w domu bylo nam jak najlepiej. W zasadzie przez wiekszosc dziecinstwa zdazylemz zapomniec o klotniach rodzicow, z tata widywalem sie tylko na swieta. Odkad pamietam, zawsze koncentrowalem sie na wlasnych uczuciach i staralem sie kierowac nimi w zyciu. I to wlasnie bylo moim pierwszym krokiem w strone depresji. A wlasciwie… czuje, ze juz od urodzenia bylem o krok blizej ku temu stanowi, ale i o tym zdaze napisac. Zawsze uwazalem, ze trzeba byc szczerym, niczego przed nikim nie udawac. Nie balem sie mowic tego co czulem, jednak z czasem zycie w taki sposob mnie przeroslo. Zle wyszedlem na konfrontacji moich wartosci z ludzmi, z ktorymi wtedy utrzymywalem kontakt. Kiedy ja staralem sie byc szczerzy, ludzie wokol mnie zaczeli byc co raz bardziej obludni. W tym samym momencie stracilem moja przyjaciolke… pierwszy raz zaczalem zywic do kogos glebsze uczucia. Moze zbyt otwarcie mowilem o tym co czulem jak na 15 latka… Wiem, ze to o czym teraz pisze, jest bardzo subiektywne i sam nie raz probowalem sie przekonac do… tego iz to tylko moja bledna intepretacja zdarzen. Co do tamtego okresu… po dwoch latach jeden z moich przyjaciol przypominajac tamten czas, udowodnil, ze jednak tego sobie nie wmowilem. Po tym zawodzie wobec ludzi po raz pierwszy popadlem w ten stan, zerwalem niemal wszelkie kontakty towarzyskie. Z rozgadanego dzieciaka stalem sie… nie-rozgadanym dzieciakiem  Sport. Chyba mnie uratowal. W momencie odciecia sie od ludzi calkowicie poswiecilem sie jezdzie na rolkach. Calymi dniami jezdzilem, ubieralem sluchawki z mp3 na uszy, aby ograniczyc kontakty z innymi do niezbednego minimum. Staralem sie wrocic do domu tak zmeczony, zeby nie miec sil na zadne rozmyslania. W ten sposob ucieklem od depresji na jakies 2 lata. Pozornie udalo mi sie uciec. Jednak wszystko przed czym uciekalem za dnia, dobijalo mnie w nocy. Wybudowalem wokol siebie mur, ktorym odgrodzilem sie od innych ludzi. Z czasem mialem problemy ze zwykla rozmowa. Czulem sie bardzo samotny. Nie moglem wiecznie uciekac, kiedys musialem sie potknac. A jesli sie potkniesz, to wszystko przed czym uciekales wpadnie na ciebie ze zdwojna sila. Ten moment nastal dla mnie przy zmianie szkoly. Liceum. Nowe znajomosci, nowa szkola. Mialem srednie wyniki w nauce, jednak pod koniec udalo mi sie na tyle zmobilizowac, aby osiagnac wystarczajaca ilosc puntkow. Dostalem sie do wymarzonej klasy, zrealizowalem swoj cel. Dobra perspektywa na przyszlosc oraz realizowanie swoich zamierzen sprawilo, ze na co dzien, mimo dystansu jakiego nabralem w kontaktach z ludzmi bylem szczesliwy. Tylko wszystkie zle mysli zaczynaly odbierac mi sen… Poznalem swietna dziewczyne, przy ktorej pomalu otwieralem sie na ludzi. Byla dla mnie ostatnimi promieniami slonca przed burza jaka miala nadejsc. Poznalem rowniez tych, ktorzy okazali sie dla mnie prawdziwymi przyjaciolmi. Jednego dnia wszystko sie zawalilo. W pewnym momencie po prostu sie potknalem. Nie sypialem przez pare dni z rzedu, znowu odcialem sie od ludzi. Najgorsza moja uwczesna decyzja byla proba samotnego poradzenia sobie z tym problemem. Przez to odsunalem od siebie osobe, na ktorej do dzis mi najbardziej zalezy. Depresja nas rodzielila. Moj blad, proba naprawienia tego wszystkiego w pojedynke nas rozdzielila… Na szczescie znalezli sie ludzie, ktorzy mi pomogli… nauczylem sie mowic otwarcie o swoich problemach. Choc wtedy tak na prawde jeszcze ich nie mialem. Jestem szczesliwy… ze mam odwage mowic o swoich uczuciach, kosztowalo mnie to duzo pracy nad samym soba. Moge smialo przyznac, ze rozmontowalem sie emocjonalnie i dokladnie poznalem mechanizm wedlug ktorego dziala moja psychika. Rowniez w tamtym okresie po raz pierwszy poczulem Boga w moim zyciu. W najbardziej krytycznym momencie uchronil mnie przed najgorsza decyjza jaka moglem podjac… poslugujac sie zbiegiem okolicznosci. Ale o tym tez potem napisze. Po tych wszystkich doswiadczeniach i pewnego rodzaju “wygranej” z samym soba, poczulem naplyw sil. Zaczalem odbierac rzeczywistosc na zupelnie nowych falach. Jednak wszystko co przezylem do tej pory, bylo dopiero przygotowaniem. W zasadzie nie mialem duzo czasu cieszenie sie ta “cisza na morzu”. mhm… postaram sie strescic, moj post robi sie juz co raz dluzszy. Potem z calym bagazem doswiadczen zmierzylem sie z… powstrzymywaniem wlasnego ojca przed samobojstwem. Poznalem cala prawde jednego wieczora, dlaczego ojca nie bylo w domu przez 10 lat. Dowiedzialem sie, ze depresja w mojej rodzinie jest dziedziczna… i o ile wczesniej wierzylem, ze wygralem walke z depresja, ojciec skutecznie mi pokazal na wlasnym przykladzie, ze tej walki nie da sie wygrac. Nie chce sie rozpisywac w tym miejscu. Przeciez doskonale rozumiecie co to dla mnie oznaczalo.

Od tego czasu nadal sie nie moge pozbierac. Przeciez… dostalem tyle szans w swoim zyciu, wiele z nich udalo mi sie wlasciwie wykorzystac. Realizuje sie uprawiajac sport, nie tlumie w sobie Zadnych emocji. W tym czasie zalozylem… zespol rockowy. Teraz mam okazje wykrzyczec wszystkie rzeczy, ktore niegdys tak bardzo kuly moja dusze… czuje, ze to mi pomaga. Jednak nadal wystarczy jedna mysl… by znow przezywac cierpienia tamtych dni. W dodatku wiecznie towarzyszy mi swiadomosc, ze przez cale zycie bede walczyl z czyms, z czym nie poradzil sobie moj ojciec. Nie raz z nim rozmawialem… tylko on przy tej rozmowie zawsze musial byc pijany. Widze… ze on swoj wewnetrzny bol przeklada na agresje wobec rodziny. Nie potrafie tego zrozumiec. Czasem go za to nienawidze. I zawsze sie boje… bo chyba jestem taki sam jak on. Nie chce skazywac mojego syna na to, co sam musialem przezyc. Mimo tego leku czuje ze… wewnetrznie udalo mi sie to wszystko poukladac. Jednak po tym wszystkim… mam problem z realizowaniem swoich dazen. Bezsennosc, ciagle zmeczenie. To wplywa na moja chec dzialania. Nie moge skoncentrowac sie na nauce. Mysle o rezygnacji z nauki w liceum. Tylko co ze soba zrobic? Co mi z tego wszystkiego… jesli po prostu nie poradze sobie w “prawdziwym zyciu”?

Nasza wlasna intepretacja. W ciagu zycia odbieramy rozne informacje o swiecie zewnetrznym, od nas zalezy jakie nadamy im znaczenie. Ciag pewnych zdarzen mozna uznac za czysty przypadek lub interwencje Boga. Moj brat kompletnie nie przejal sie proba samobojcza ojca. Po prostu, powstrzymalismy go. On powrocil do swojego zycia. Mnie do dzis jedna mysl o tamtych przezyciach odbiera wszelkie sily. To samo zdarzenie, jednak skutki jakie ono wywalo na nasze zycie zalezalo tylko od “odczytania znakow”. Do nas nalezy znaleznie takiego sposobu na intepretacje wszystkich bodzcow jakie odiberamy, abys my mogli byc szczesliwi w naszym zyciu. Jednak my jestesmy bardziej podatni na rany… ktore w dodatku nigdy sie nie zagoja.

00:23

Trzeba sie polozyc do lozka. Dziekuje Wam z calego serca, dzieki Wam postanowilem wybrac sie do psychologa. Wprawdzie obawiam sie srodkow farmakologicznych. Jesli wylecza mnie z bezsennosci, mimo to nadal nie bede potrafil odnalezc sie w codziennym zyciu? I szczerze… dziekuje Bogu za wszystko co mnie w zyciu spotkalo. I za moja intepretacje tych zdarzen. Zabrzmi to dziwnie… ale boje sie zwalczyc mojego alibi na bezradnosc w zyciu codziennym. Obawiam sie rowniez ze z zazegnaniem depresji strace rowniez moja wene…

Przeciez ja przy was nie mam zadnych problemow…

By Unknown on czerwca 2, 2008 | Reply
Moj sposob na chorobe… poddac sie jej dzialaniom i walczyc z nimi, nie z choroba ale z tymi “schizami” wywolanymi przez nia. Pomaga na prawde! Skutek jest taki jak walka z choroba a jest latwiej i mniej bolesnie.

By Unknown on czerwca 2, 2008 | Reply
Wiecie co jest najgorsze? To ze sam sobie stwarzam sytuacje do placzu… wracam do tego co bylo, nastrajam sie na smutek… Ja sie dziwie czemu nie ide do przodu… no jak skoro ciagle odwracam sie do tylu!? I tu dla was dobra rada - nie patrzcie w przeszlosc, tylko do przodu do przodu przed siebie!!!

By ela on czerwca 5, 2008 | Reply
Drogi Marcinie! Jezeli rzeczywiscie chorujesz na zaburzenia maniakalno-depresyjne to MUSISZ leczyc sie farmakologicznie. Nie ma innej rady. Zadne porady i treningi psychologiczne tu nic nie pomoga. Moze na chwile.
Mnie tez dopadla ta choroba, ale dopiero w wieku 40 lat. Wczesniej chorowali na nia moj ojciec i siostra. Niestety lekarze mylnie zdiagnozowali ich stan, uznajac do za zwykla depresje. Ja bylam przekonana, ze mnie nie dopadnie, gdyz mimo traumatycznych przezyc zwiazanych z ich choroba, nie stracilam wrodzonego optymizmu i pozytywnego pogladu na zycie. Jednak, gdy po kilku latach zauwazylam u siebie pierwsze oznaki depresji (brak snu, wczesne budzenie sie, brak koncentracji itd.) udalam sie do lekarza. Stwierdzono depresje. Bardzo sie zdziwilam, gdyz nie bylo u mnie zadnej przyczyny (straty), ktora moglaby ja wywolac. Bralam lekarstwa przeciwdepresyjne i choc bardzo cierpialam psychicznie i fizycznie, to wierzylam, ze to minie. Rzeczywiscie po pol roku leczenia rowniez nagle, z dnia na dzien, poczulam sie dobrze, nawet bardzo dobrze. Swiat stal sie kolorowy i radosc byla wszechogarniajaca. Niestety, rownie nagle po kilku miesiacach, jesienia znow dopadla mnie depresja. Teraz juz na dobre. Trafilam do szpitala, gdzie tez nie zdiagnozowano prawidlowo mojej choroby i podawane lekarstwa nic nie pomagaly. Dopiero profesor psychiatrii z Akademii Medycznej, do ktorej zawiozl mnie maz, odkryla u mnie choroba depresyjno-maniakalna. Zapisala odpowiednie lekarstwa (inne jak dotychczas)i nareszcie wyzdrowialam. Jaka to wielka ulga poczuc sie zdrowa. Nie choruje juz prawie cztery lata i jestem szczesliwa, mimo ze czasami przychodza wspomnienia tych bolesnych przezyc. Biore jednak lekarstwa zapobiegajace nawrotowi choroby.
Pisze Ci o tym wszystkim dlatego, aby zaznaczyc, jak wazna jest prawidlowa diagnoza. Jezeli rzeczywiscie u Ciebie wystepuje choroba depresyjno-maniakalna, to nie pomoga zwykle leki przeciwdepresyjne, ktore moga wywolac manie. Jednak te chorobe mozna wyleczyc, stosujac odpowiednie lekarstwa. Leczenie trwa dosyc dlugo. Ze zwgledu na to, ze przy tej chorobie czesto zdarzaja sie nawroty, stosuje sie leki zapobiegawcze, czasami przez kilka lat. Wiem, ze moze Cie to przerazac. Jezeli czytales inne wypowiedzi na tej stronie, to wiesz, ze wiekszosc z nas wzbrania sie przed stosowaniem leczenia farmakologicznego. Ja tez poczatkowo bylam przerazona, ze musze tak dlugo brac lekarstwa. Jednak przekonalam sie ,ze przy mojej chorobie jest to konieczne. Szkoda tylko, ze tak dlugo sie meczylam biorac nieodpowiednie leki. Daj sobie szanse wyzdrowienia.
Nieleczona choroba polega na pojawianiu sie kolejno cykli depresji i stanow podwyzszonego nastroju. Zwykla depresje reaktywna mozna (niekiedy) pokonac metodami pschychoterapii, ale te - nie. Jest to choroba genetyczna, ale dotad naukowcy nie wiedza dlaczego sie pojawia i co ja wywoluje. Dotyka zarowno tych co mieli trudne zycie, jak i tych szczesliwych od urodzenia, bogatych i biednych. Najczesciej chorowali na nia ludzie nieprzecietni, artysci, pisarze, naukowcy. Ta choroba pojawia sie nagle i nie zalezy od naszego postepowania, ona narzuca nam uczucia falszywe i prowadzi do falszywej interpretacji faktow. I chocbysmy byli najmadrzejsi, to i tak nie zauwazymy kiedy nas dopada i gdy podsuwa nam najbardziej absurdalne mysli i interpretacje zdarzen. Ona kieruje naszym postepowaniem, choc sami tego nie widzimy. Gdy wyzdrowialam, analizyjac swoje uczucia i postepowanie w czasie choroby, nie moglam sie nadziwic “dlaczego tak myslalam, dlaczego tak czulam” - to bylo przeciez nielogiczne, falszywe.
Nie win swojego ojca. Na jego postepowanie miala wplyw choroba. Niestety zapewne Twoj ojciec wczesniej nie wiedzial, ze na nia choruje. Nie leczyl sie. I trudno sie mu dziwic. Dopiero w ostatnich latach wiadomo wiecej o metodach leczenia tej choroby. Kiedys jej zdiagnozowanie oznaczalo napietnowanie choroba psychiczna do konca zycia. Teraz dochodzi sie do wniosku, ze jest to raczej choroba biologiczna (taka jak inne choroby somatyczne) i jedynie jej objawy sa natury psychicznej (podobne do depresji). Dlatego te chorobe mozna wyleczyc tylko srodkami farmakologicznymi (tak jak np. zaburzenia w funkcjonowaniu trzustki, czy watroby nie bedziesz leczyl psychoterapia). Zatroszcz sie o siebie, nie musisz cierpiec i zadawac bol innym tak jak Twoj ojciec. Wierze, ze Ci sie uda.
Pozdrowienia.

By Agula 34 on czerwca 9, 2008 | Reply
Czesc Kochani. Znow dopadla mnie czarna rozpacz. Dol nie do zniesienia. Placz, chandra, lek. Przezylam ostatnio straszne stresy. Zamknelam sie w sobie. Tragedia.
Dziecinstwo mialam w miare dobre. Pozniej ojciec zaczal pic. Zaczal bic mame. Oni sie klocili, ja stawalam w obronie mamy. Pomagalam jej. A ona sie pozniej z nim godzila. Wczesnie wyszlam za maz z wielkiej milosci. Okazal sie draniem, oszustem. Mam z nim dwoje dzieci. Kiedy ja plakalam, on sie smial. Nie wytrzymalam. Chcialam sie zabic. Ale zamiast tego wystapilam o rozwod. Potem juz kazdego mezczyzne traktowalam jak zabawke. Nie wierzylam, nie ufalam. Spadlo na mnie wiele obowiazkow. Dlugi rosly. Bylam sama z dziecmi. Rodzice daleko, bo od nich ucieklam. Ciagle sie klocili i bili. Nawet jak do mnie przyjezdzali tez sie tlukli. Znienawidzilam ich. Odsunelam sie. Ale depresja dawala o sobie znac w najmniej oczekiwanych momentach. Gubilam sie. Plakalam, malo plakalam, ja wylam. Przeszlam traume przez nich i przez mojego bylego meza. Bylam ciagle sama. Samiutka z dwojgiem dzieci. Przyjaciele tylko wysysali ze mnie sily. Bo sami mieli klopoty. Ja z sercem do nich, a oni zachlanni. To nie byla przyjazn. Ciagle sie podnosilam. Dla dzieci, ktore bardzo kocham. Juz nie chce byc ciagle silna. I ciagle wstawac i udawac, ze musze wszystkiemu podolac. Do matki nie zadzwonie, nie pozale, by ciagle mi mowila, ze mam byc twarda. Kazala mi wracac do mojego bylego meza, bo mi ciezko finansowo bylo. To ona tak mnie kocha? Mam sie sprzedac temu katowi? Komu mam sie zwierzyc? Matce? Ojcu pijakowi, ktory ciagle wyrzuca mnie z domu kiedy pojade ich odwiedzic? Ktory mnie wyzywa od najgoszych. Skacze do mnie z rekoma?Tragedia.
Wybaczylam im. Ale to ciagle wraca, a ja skamle o ich milosc.To chore.
Zabraklo mi matki i ojca. Zabraklo mi milosci. Nikt mi nie pokazal, jak byc zona i matka. Zajeli sie soba. Jak mam dalej wychowywac dzieci. Jak pokazac im wlasciwa droge? Jak im pomoc dorastac?
Nie wiem.
Wiem tylko, ze kocham dzieci.
Pomozmy sobie wzajemnie. My chorzy na te cholerna chorobe, wesprzyjmy sie. Dajmy sobie sily, usmiechnijmy sie do siebie. Ja sie nie poddam, ale wyluzuje. Jestem z Wami. Juz mi lepiej, bo wiem, ze Wy mnie zrozumiecie.
Za chaos przepraszam. Pisalam spontanicznie. Musialam to wyrzucic. Pozdrawiam Was, przesylam buziaczki. Aga

By mona on czerwca 10, 2008 | Reply
Agula, moj ojciec tez pil i wrzeszczal - cale dnie wrzeszczal, a mama kochala nas bardzo, ale byla tak zakrecona tym co sie dzieje z ojcem, ze nie starczalo jej juz sily, by byc dla nas oparciem, matka. Mama juz nie zyje, poddala sie i umarla, bo nie umiala tu znalezc spokoju. Ja teraz wiem, ze ona inaczej nie umiala, ze byla zbyt slaba i przebaczylam jej. Ojcu nie potrafie chyba jeszcze przebaczyc. Raz mi sie wydaje, ze tak, ale zycie potem pokazuje, ze nie, ze tkwia we mnie takie poklady zalu, tak gleboko, ze wydobywam z siebie tylko szloch. On nigdy nie zwrocil nam godnosci, nie powiedzial przepraszam, uwaza, ze nic sie nie stalo, ze wszystko w naszym domu bylo normalnie. Najbardziej mnie przeraza, ze odnajduje w sobie jego cechy… cos czego tak w nim nienawidzilam, potworna zlosc, ktora nas karmil kazdego dnia, ja teraz odnajduje w sobie! Tak jak Ty Agula, moge napisac, ze zabraklo mi i ojca i matki, ze nikt nie nauczyl mnie, jak byc zona i matka dla moich dzieci. Ucze sie tego od innych, ciagle szukam, czytam, staram sie sluchac… tak juz chyba zostanie. Czuje w srodku, ze czegos mi brakuje, ze jestem jakby odretwiala, brak mi wewnetrznego ciepla. Czasem jest mi nawet trudno przytulic wlasne dzieci i o to najbardziej sie obwiniam. Moj najwierniejszy przyjaciel - smutek - jest zawsze ze mna. Ale chce usmiechnac sie do Ciebie, do Was, ktorzy to rozumiecie :))

By Agula 34 on czerwca 10, 2008 | Reply
Mona. Ty tak ladnie napisalas, nie chaotycznie, tylko tak z sensem. Przykro mi, ze tez przeszlas to co ja. Ja to nadal przechodze, bo moja mama zyje. Bron Boze nie zycze jej smierci. Ale ta cholerna pepowina nadal jest. Tez sie lapie na tym, ze mam glupie zachowanie. I nie chce taka byc. Nienawidze siebie takiej. Wtedy chcialabym sie sama skrzywdzic. Nie umiem sobie radzic w obecnym zwiazku. Nie umiem zaufac. Tragedia. Nie umiem cieszyc sie zyciem. Wiesz co, juz nawet nie mam pretensji do Boga, ze poddal mnie tej cholernej probie w tym moim zyciu. Wiem tylko, ze nie chcialabym, aby moje dzieci tez mialy takie problemy. Chcialabym je uchronic przed tym. Moze ja musze poniesc kleske, aby one mialy normalne zycie. Moze taka jest potrzeba. Ostatnio moja depresja nasilila sie. Staram sie z nia walczyc z calych sil, ale wszysto idzie w niwecz. Moze to zbyt egoistyczne, ale ja naprawde jestem tak uduchowiona, ze mnie szlak trafia. Za bardzo czuje. Za duzo widze. Za bardzo biore do serca. Pekla moja tarcza ochronna. Wyc mi sie chce. Nie tylko plakac. Wyc. Chce normalnosci, chce zyc, chce sie smiac. Mam teraz kogos, kto mnie kocha, ale jak tak pojdzie, to go przepedze z mojego zycia. Musze sie wyciszyc. Uspokoic sie. Tak bardzo chcialabym jeszcze dziecko urodzic. Ale boje sie, ze wtedy objawy i choroba sie nasila. Czy ciagle mam zyc w leku i obawie. Mona trzymaj sie. Wiem, ze to glupia rada. Ale najwazniejsze czego Ci zycze, to zdrowka. Niech bol przepadnie i da nam zyc tak jak na to zaslugujemy

By asia on czerwca 10, 2008 | Reply
aga, poplakalam sie czytajac Twoj pierwszy wpis, nie sadzilam, ze mozna czuc tak podobnie jak ja… w moim domu tez nigdy nie bylo spokoju, wieczne awantury, agresja ojca, czasem nawet do rak wpadala mu siekiera, noz… wyzwiska i ponizanie byly i sa na porzadku dziennym, rodzice najpierw sie miesiac klocili, a potem godzili znow na jakis czas, a ja za kazdym razem po ogromnych ilosciach przezyc, musialam przezwyciezac swoj lek i zachowywac sie tak, jakby to co bylo przedtem, nigdy nie mialo miejsca, to potworne uczucie i choc mama mnie kochala i nadal kocha, wiem to poza ta swiadomoscia. Czulam sie zawsze samotna i gdzies daleko w otchlani, opuszczona… brakowalo mi ciepla, zainteresowania i spokoju, poczucia, ze jestem wazna… Bylam malutkim dzieckiem a musialam czesto stawac w obronie doroslego czlowieka, mojej mamy, czesto psychicznie, ale i tez fizycznie, a kiedy i tego juz nie dawalam rady robic, zamykalam sie w pokoju i po ciemku przesiadywalam w jednym miejscu kilka godzin, zeby nie slyszec tego wszystkiego. Uciekalam w swiat fantazji - pomagalo, ale na krotko, bajke, ktora kreowalam, zawsze przerywal ogromny krzyk, ktory w koncu mimo mojej wewnetrznej walki i niecheci, dochodzil do mojej glowy i uszu… Wciaz w tym tkwie, to nas rozni… ja zachorowalam, poza depresja mam jeszcze inna chorobe i niestety nie moge uciec tak jak Ty, nie moge byc samodzielna, nie umiem z tym wszystkim… ale Ty walcz, ciesze sie, ze piszesz o wyluzowaniu i checi walki… masz dla kogo, znajomi rzadko bywaja bezinteresowni, widza nas wtedy, kiedy sami potrzebuja pomocy, rady, a kiedy zaczyna sie im ukladac, nagle znikaja z naszego zycia, pisza od czasu do czasu mileg smsa, zadzwonia w dzien urodzin i uwazaja, ze na tym to polega. Ale dzieci Twoj najwiekszy skarb, kiedys dorosna i to Ty w ich zyciu bedziesz najwazniejsza, juz jestes, moze sa zbyt male, by to wyrazic slowami i powazniejszymi gestami, ale kiedys tak bedzie, czego bardzo Ci zazdroszcze… trzymam za Ciebie kciuki i jestem z Toba…

By Agula 34 on czerwca 11, 2008 | Reply
Dziekuje Ci Asiu za te slowa. Obydwie przezylysmy traume, ktora strasznie rujnuje nam zycie. Nie wiem na co zachorowalas, ale jesli chcesz, to napisz o swojej chorobie. Wyrzuc to z siebie. Ja przeczytam to z uwaga. Postaram sie wesprzec Cie i dac Ci otuchy i odwagi. I tak jestes silna, ze piszesz o swoich przezyciach i nie zamykasz sie na ludzi. Super, to pierwszy krok do poprawy. Pisz to co Ci na sercu lezy. Pisz.
Ladnie opisalas to, jak zachowuja sie przyjaciele. Napisalas prawde. My ludzie z depresja bardzo czesto pomagamy innym, wspierajac ich w trudach losu. A potem jak ich wyciagniemy z dolka, to maja nas gdzies. I przekonalam sie o tym na wlasnej skorze. Postanowilam zajac sie soba i pomoc przede wszystkim sobie i dzieciom. Nie dzwonie do znajomych, nie szukam na sile przyjazni. Wiem, ze jesli ktos szanuje mnie, to sam bedzie szukal kontaktu ze mna. I to skutkuje.
Uwierz w to, a zobaczysz, jak zmieni sie Twoje zycie. To jeden z krokow do spokoju duszy.
Dziekuje Ci, ze odpisalas na moja opowiesc. Poczulam sie naprawde lepiej. Usmiech zagoscil na mojej twarzy. Poczulam, ze nie jestem sama.
Pisz kiedy bedziesz czula sie zle. Ja tu bede wchodzic i zawsze przeczytam co Cie boli.
Zycze Ci z calego serca, abys znalazla wspanialego partnera. Abys zaczela zyc pelnia zycia. Szukaj dobrych ludzi, bo ja wiem ze sa tacy na swiecie. Tylko otworz sie. Przebieraj, wybieraj, nie angazuj sie za szybko. Pozwol sobie na dystans i slamazarstwo. Rob wszystko wolniej, nawet jak inni beda Cie poganiac. Pozwol sobie na ten komfort. Uwierz, to dziala.Wole byc slamazara, niz spieszyc sie i gubic.
Zycze Ci tez z calego serca, abys miala mozliwosc zajscia w ciaze i urodzila slicznego i zdrowego dzidziusia. To najpiekniejsze co mnie spotkalo. Wierz w to, a spelnia sie Twoje marzenia.
Obetrzyj lzy i zaufaj, ze nie jestes sama. Przynajmniej postaraj sie zaufac.
Usmiechnij sie Asiu nawet kiedy wszystko Cie boli. Na przekor tej strasznej chorobie. Pozdrawiam Aga.

By mona on czerwca 12, 2008 | Reply
Chcialabym podzielic sie swoim doswiadczeniem - moze to Komus z Was pomoze. Jezeli w Waszym domu rodzinnym ktos pil, matka, czy ojciec, to warto wybrac sie na grupe DDA (dorosle dzieci alkoholkow). Ja uczestniczylam w spotkaniach takiej grupy oraz w mitingach i dalo mi to bardzo duzo. Na pewno nie zastapia one lekow, ale zmienia sie zupelnie spojrzenie na historie swojego zycia. Historia mojej rodziny to przeplatajacy sie alkoholizm, depresje i samobojstwa. Niewazne juz co bylo pierwotne, a co wtorne, ale zawazylo to bardzo na moim zyciu. Wyszlam za maz za mezczyzne, ktorego bardzo kochalam i kocham nadal, ale gdy zamieszkalismy razem, okazalo sie, ze nie jestem zdolna do tworzenia udanego zwiazku. Nie bede sie teraz rozpisywac, w kazdym razie dzieki uczestniczeniu w tych grupach, zupelnie inaczej spojrzalam na nasze malzenstwo i mojego meza oraz odbudowalam relacje z moim bratem, ktore wczesniej skutecznie zniszczyl moj ojciec. Nie chodzi mi o to, ze uczestniczenie w tych grupach zdziala cuda w naszym zyciu, ale na pewno pozwoli przyjrzec sie specyficznym mechanizmom, jakie panuja w rodzinach alkoholowych i o ile tego bedziemy chcieli pomoze nam uporac sie z nimi i nie przenosic ich dalej w nasze zycie. Na pewno tez moje doswiadczenie spotkan DDA bylo i jest dla mnie olbrzymim wsparciem w zyciu i drogowskazem. W kazdym wiekszym miescie sa takie spotkania, czesto grupy spotykaja sie na mitingach przy kosciolach. Moze pomoze to Komus z Was i chocby troche ulzy w leczeniu depresji. Pozdrawiam Mona

By ann on czerwca 17, 2008 | Reply
Czesc Wam! mam 18 lat i od jakiegos czasu (nie pamietam dokladnie… moze pol roku) mam dosc wlasnego zycia:( meczy mnie ono i nawet powiem szczerze, ze boje sie radosci. Ciagly smutek mnie ogarnia, szczegolnie gdy jestem sama, chociaz czesto sie z nim zmagam nawet w tlumie! To chore czuc sie samotna w tlumie. Mam wrazenie, ze jestem mgla, ktora po prostu zyje, ale kazdy dzien probuje ja “zgasic”… nawet w nocy nie odpoczywam, bo czesto sie budze i po prostu dusze cisza w moim wnetrzu i przewleklym bolem istnienia. Chcialabym czesto zniknac z siebie i stac sie kims innym w srodku - po prostu “przeszczep” samej siebie. Jak o tym pisze, to mam wstret do wlasnych mysli, ktore mnie tak usidlaja, choc wiem, ze nie mam na nie sily. Dzis nawet w opisie na gadu napisalam: czuje bezsens! nie mam zadnej motywacji ani sily w psychice, ktore pozwolilyby mi robic cos konkretnego, co daje zadowolenie i spelnienie i czuc, ze sie zyje… Przyznam szczerze, ze znam jedyne wyjscie z tego beznadziejnego stanu duszy, bo one znajduje sie tylko w Bogu! chore - mecze sie z soba i tesknie za wyzwoleniem sie z tego, ale nie potrafie “zrzucic” tego na Boga. Mam pytanie: czy osoby z depresja NAJCHETNIEJ WOLA SOBIE SAMEMU POMOC???????????????????????????????????????????????????

By kasia nova on czerwca 18, 2008 | Reply
Droga Ann
Nie jest latwo odpowiedziec na Twoje pytanie, gdyz nie jestem znawca, ale tak czasem jest, ze osoby z depresja probuja same sobie pomoc. Nawet ja tak mialam, myslalam, ze ten stan zlego samopoczucia zniknie, ale bylo coraz gorzej, doszlo do tego, ze nie moglam spac, nie moglam myslec, tzn. mysli mnie bolaly, chcialm umrzec, prosilam Boga o smierc. Jednak nie chcialm tak zyc i postanowilam udac sie do lekarza, nie zwracalam juz uwagi na ludzkie opinie typu, co bedzie jak mnie ktos zobaczy. Tam przychodza normalni ludzie, mlodsi, starsi, zadbani - ludzie, ktorzy sobie nie radza z swymi myslami i nie tylko. Ty jestes bardzo mloda i jezeli mozesz, udaj sie do specjalisty, aby nie bylo za pozno, bo jeszcze przed Toba cale zycie. Zycze, abys przezyla chwile, jakich udalo mi sie zaznac, tzn. chwile radosci i nostalgii, cieszylam sie zyciem i wtedy dziekowalam Bogu, ze nie pozwolil mi zrobic nic glupiego, ale pozwolil mi podziwiac piekno swiata. Zycze Radosci

By elabuk on czerwca 19, 2008 | Reply
Ann, oczywiscie, kazdy w depresji ucieka od innych, od spraw, najchetniej by sie zaszyl w kacie i zdematerializowal. Czasem pomaga czas, ale lepiej isc do lekarza i wziac leki, bo im dluzej sie utrzymuje taki stan, tym gorzej go “wyplenic”, nie mylic z wyplenieniem samego siebie! Cytat z dawnego podrecznika weterynaryjnego, mowiacy, jak poznac chore zwierze: “Od stada odstaje, nie patrzy za zarciem, ryj w sciolke chowa”, to wlasnie humorystyczny, ale dosc trafny opis osoby z depresja. Z ta roznica, ze u ludzi depresja czasem sie objawia niejedzeniem, ale czasem takze nadmiernym apetytem, “zajadaniem” stresu. Pozdrawiam wszystkich forumowiczow.

By ann on czerwca 19, 2008 | Reply
Nom…dzieki Wam!! najlepiej jak ktos pomoze, racja…bo sama to moge tylko gorzej wpadac w to….

By mona on czerwca 20, 2008 | Reply
Elabuk, dziekuje Ci za “weterynaryjna” definicje chorego na depresje. Nie pamietam kiedy tak sie usmialam…do lez :))))))))))
to wszystko o mnie, ze odstaje i ze …chowa w sciolke, z ta roznica, ze za zarciem patrzy:)Pozdrawiam

By sonia on czerwca 23, 2008 | Reply
Jestem tu zupelnie nowa. Nie wiem czy mam depresje, u lekarza nie bylam. Ale od jakiegos czasu nie chce mi sie zyc. Czytam to co piszecie i czuje sie podobnie, wiec moze to depresja.
Mieszkam od dwoch lat za granica. Myslalam, ze jak wyjade, to wszystko sie zmieni, ze po prostu musze uciec od denerwujacych mnie rodzicow, uwolnic sie. Mam 29 lat i do tej pory zawsze mieszkalam z rodzicami. Mam kochajacego, dobrego meza i slicznego synka. Kiedys mi to wystarczalo i bylam bardzo szczesliwa. Po nieudanych milosciach i zwiazkach nareszcie cos prawdziwego, trwalego, stabilnego.
Ale poczucie szczescia trwalo krotko. Nic takiego sie nie stalo, po prostu po malu swiat tracil dla mnie barwy, a teraz jest juz calkowicie szary, nudny, beznadziejny.
Czuje, ze niszcze zycie mojego meza i dziecka. Oni na to nie zasluzyli, sa cudowni, ale ja od nich odstaje. Nic mi sie nie chce, wstaje o 11.00, bo po co wczesniej. Nie pracuje, wiec gdzie mam sie spieszyc. Nie mam tu zadnych przyjaciol, siedze tylko sama w domu z dzieckiem, maz pracuje do pozna, i tak codziennie. W weekendy maz probuje cos zorganizowac, jakos umilic nam czas, ale mi sie nic nie chce, nic mnie nie cieszy, we wszystkim widze tylko problemy a nie przyjemnosc. Juz chyba nic tak naprawde nie sprawia mi przyjemnosci. O sobie samej mysle strasznie, wyzywam sie sama od najgorszych, nie mam do siebie szacunku, do swoich bliskich tez, do nikogo. Nienawidze wszystkich ludzi, ktorych spotykam na ulicy, nie chce z nikim rozmawiac i usmiechac sie glupio. Nie mam ochoty udawac, ze wszystko jest ok. Stalam sie odludkiem i na tym cierpi najbardziej moje dziecko, bo nigdzie z nim nie wychodze, nie ma okazji pobawic sie z innymi dziecmi.
W tym roku na szczescie (dla niego) idzie juz do szkoly, ale w tym tez oczywiscie widze same problemy, bo jak dogadam sie z nauczycielkami skoro nie umiem angielskiego. Wszyscy mowia: ucz sie! Siedzisz w domu, nie masz co robic, to sie ucz jezyka! A ja tym bardziej sie wtedy blokuje i nie robie nic, nie ucze sie (chociaz wiem, ze gdybym sie wziela, to moglabym sie szybko nauczyc). NIe, nie, nie… Wszysko jest u mnie na nie. Nienawidze nawet samej siebie.
Maz marzy o drugim dziecku. Nie wiem, co bedzie, gdy bede w ciazy, jak ja sobie poradze, czy w ogole chce tego dziecka. Zawsze robie cos, bo ktos tego ode mnie oczekuje, wiecznie jestem uwieziona w jakiejs roli i musze grac. Przestalo mnie to bawic i mowie NIE. Buntuje sie przeciwko wszystkim ludziom. Przyroda jest ok, uspokaja mnie, lubie przyrode, tylko to. Ludzi nienawidze, ale jednoczesnie nie moge bez nich zyc. Sama jestem calkowicie bezradna jak male dziecko, nie potrafilabym sie nawet utrzymac. Nic nie potrafie i nie chce umiec. Nienawidze rowniez gotowac, ale oczywiscie musze cos dawac dziecku do jedzenia (czasami nie daje). Synek jest niejadkiem i nie upomina sie o jedzenie nawet gdy nie je caly dzien - czasami jeden posilek mu wystarcza. NIENAWIDZE GOTOWAC! Sama tez moglabym nic nie jesc, jem na sile, z obrzydzeniem, nic mi nie smakuje.
I tak sie kreci to moje beznadziejne zycie dzien za dniem. Nuda, bezsens, wegetacja, zero przyjaciol i jeszcze do tego wszystkiego sie starzeje. Boli mnie, ze marnuje zycie, ale jakos nie moge sie wydostac z tego dolka. Niszcze prawdziwa milosc jaka byla miedzy mna a moim mezem, niszcze wszystko, czego sie nie dotkne. Jestem przesiaknieta zlem, zalem, gorycza, zolcia i nie wiem czym tam jeszcze. Ludzie, jak najdalej ode mnie!

By mona on czerwca 24, 2008 | Reply
Sonia mysle, ze jestem bardzo do Ciebie podobna… bardzo. Jezeli chcesz pogadac napisz do mnie: rudzik.1@gazeta.pl

By elabuk on czerwca 24, 2008 | Reply
Soniu! Koniecznie, ale koniecznie pojdz do lekarza! Z tego, co piszesz, wynika, ze bardzo sie meczysz i to wszystko co opisujesz, to typowe objawy depresji. Az dziwne, ze jeszcze nie podjelas leczenia, ale po prostu nie wiedzialas, ze to “to”. Nie zmienisz otoczenia, ale leki pozwalaja na zupelnie inny jego odbior. Zycie moze byc sensowne i radosne takze dla Ciebie, nie zwlekaj!!!!!!!!!! Szkoda czasu Twojego i Twoich bliskich. Leki sa Ci potrzebne. Pozdrawiam Cie i wszystkich forumowiczow.

By Grzesiek on czerwca 24, 2008 | Reply
Sonia nie oceniaj sie tak nisko, nie zanizaj samooceny o sobie. Tak jest ze to co czlowieka dawniej cieszylo, teraz jest wrecz okropne. Sonia pokochaj sama siebie, nie chodzi tu o egoizm, ale zaakceptowanie siebie. Nastawilas sie na “nie”, a co stracisz jesli nastawisz sie na “tak”? A z nauka jezyka angielskiego to nie jest zly pomysl, nie mowie, zebys caly slownik opanowala w jeden dzien, po malutku pare slowek, a takie zajecie byloby dla Ciebie duzo korzystniejsze. Wiem przez co przechodzisz, ale z tego mozna wyzdrowiec.

By asik on czerwca 25, 2008 | Reply
Witam wszystkich. Chcialam prosic o rade. Jestem w zwiazku z czlowiekiem, ktory ma typowe objawy depresji. Bardzo go kocham i staram sie z calych sil pomoc mu w tej chorobie. Staram sie byc wyrozumiala, czula, opiekuncza, oddaje mu cale swoje serce i dusze, robie wszystko co w mojej mocy… ale, niestety, bardzo czesto spotykam sie z odrzuceniem, a nawet momentami widze nienawisc w jego oczach, mam wrazenie, ze wyzywa sie na mnie emocjonalnie, ze mnie obwinia. Nie ukrywam, ze to strasznie boli. Jego stan pogarsza sie z dnia na dzien. Czasami jest lepiej, potem nagle bum… i znowu od poczatku. Boje sie, ze sama popadne w depresje, jesli bedzie to nadal trwalo. Nie chce go stracic, bo jest cudownym czlowiekiem, ale wiem, ze moje szczescie i spokoj ducha jest uzalezniony od jego szcescia. Dodam ze on jest swiadomy swego stanu i ze za nic nie chce pojsc do lekarza. Czy ktos z Was moze mi poradzic CO MAM ROBIC? Chce mu pomoc i po prostu juz nie wiem jak…

By admin on czerwca 25, 2008 | Reply
Asik! Zacytuje Ci Twoje slowa: Nie chce go stracic, bo jest cudownym czlowiekiem, ale wiem, ze moje szczescie i spokoj ducha jest uzalezniony od jego szcescia.
Tym zdaniem okreslilas sie jako osoba wspoluzalezniona. Wszyscy w jakims sensie jestesmy uzaleznieni od samopoczucia i nastrojow swoich najblizszych, ktorych kochamy. Gdy jednak nasza ukochana osoba wpada w stan chorobowy - to moze byc depresja, alkoholizm czy narkomania - my osoby blisko zwiazane uczuciowo, zaczynamy w jakims sensie chorowac z naszymi ukochanymi.
Czesto tak sie dzieje, ze osoby chore nieswiadomie “przerzucaja” na nas odpowiedzialnosc za swoje zle samopoczucie i my, z milosci, “bierzemy” to na siebie.
Powstaje bledne kolo. Osoba chora nie leczy sie, bo ma w poblizu kogos, na kogo przerzuca swoj bol.
Rodzice, dzieci, zony, mezowie alkoholikow, narkomanow popadaja w chorobe zwana wspoluzaleznienie. Nie potrafia o niczym innym myslec, tylko o chorbie swojego dziecka czy wspolmalzonka. Odbiera im to sen, normalne funkcjonowanie. (Czemu zreszta trudno sie dziwic). Jednak tym stanem ducha nie pomagaja chorej bliskiej osobie, a nawet moga poglebiac jej stan. Dlatego wymagaja terapii.
Jesli Twoj ukochany wie, ze jest chory, a nie chce sie leczyc, to go z ta decyzja zostaw, a sama udaj sie do psychologa i porozmawiaj o tym, jak mozesz mu pomoc i jak sama masz sie odnosic do jego decyzji.

By sonia on czerwca 25, 2008 | Reply
Dzieki za Wasze wypowiedzi, porady i wsparcie.
Od jakiegos czasu zastanawiam sie nad pewna rzecza, moze ktos moglby mi poradzic. Mianowicie, zastanawiam sie, czy dla ludzi z depresja konieczna jest do wyzdrowienia stabilizacja i spokoj, jak najmniej problemow, czy raczej odwrotnie. Moze nalezy wywrocic swoje zycie do gory nogami, bo to co jest nam nie pasuje. Czy czlowiek z depresja moglby miec sile temu sprostac?
Bo przeciez wiazaloby sie to z wieloma problemami, przeszkodami, utrudnieniami. Nie pasuje mi zycie takie jakie mam, ale boje sie cos zmieniac, bo obawiam sie, ze to slomiany zapal i ze widze wszystko w krzywym zwierciadle. Wiec moze nie powinnam podejmowac w takim stanie zadnych waznych zyciowych decyzji. Nie wiem, nie ufam samej sobie, bo wiem jakie zmienne sa moje nastroje, nie jestem konsekwentna. Czy w ogole czlowiek w moim stanie ma prawo decydowac o zyciu innych i ryzykowac, nie majac pewnosci, ze wyjdzie to na dobre? Wiem, ze trudno doradzac, jesli sie nie zna konkretow, ale moze chociaz tak ogolnie ktos mi doradzi i w jakis sposob pomoze. Z gory serdeczne dzieki.

By asik on czerwca 25, 2008 | Reply
Admin dziekuje Ci bardzo za odpowiedz…sprobuje…pozdrowionka…

By anka on czerwca 26, 2008 | Reply
Kochani, musimy walczyc o siebie, to co nam sie nalezy - odwaga i jeszcze raz odwaga. Ja przekonalam sie na sobie, ze nikt mi nie pomoze, jak sama sobie nie pomoge, sila jest w nas - musimy w to uwierzyc.