środa, 6 lipca 2011

Cierpienie droga do wolnośći

Depresja jest wielkim cierpieniem. Trudno je opisac.

Nie pojmie jej ktos, kto nie doswiadczyl tego bolu. Jednak warto zobaczyc tez taka prawde, ze dla wielu ludzi cierpienie zwiazane z depresja, narkomania czy alkoholizmem jest droga rozwoju.

Bez cierpienia nie jestesmy w stanie nic w sobie zmienic.

Dopiero bol kaze nam szukac, probowac innych drog, zmieniac sposob myslenia, reagowania, zmieniac swoj stosunek do siebie, do innych ludzi.

To nie jest proste!

Moja depresja na przyklad mnie paralizowala, nie bylam w stanie nic robic, nic zmieniac. Najchetniej zakopywalam sie w lozku i nakrywalam koldra na glowe.

Ale przychodzi taki dzien, gdy spotykamy jakiegos czlowieka, czy wpada nam w rece lektura i wszystko zaczyna sie odmieniac.

W niezwyklej ksiazce ksiedza Tadeusza Dajczera “Rozwazania o wierze” przeczytalam, ze Pan Bog doswiadcza ciezkim cierpieniem tych, ktorych bardzo kocha. Jakze trudno bylo mi sie z tym pogodzic! A jednak.

Gdy patrze na rozne losy, widze, ze ludzie sukcesu, ktorym wszystko sie udaje, na ogol daleko sa od Pana Boga. On jest im niepotrzebny.

Maja swoja udana rodzine, dobry dom, kariere zawodowa - za czym maja jeszcze tesknic? I nagle przychodzi taki moment, ze pojawia w ich zyciu irracjonalna tesknota.

Zaczyna ich meczyc nieokreslona pustka, ktora wypelniaja bogatym zyciem towarzyskim, podrozami, drinkami, wizytami w kasynie itd. A to juz jest prosta droga do uzaleznienia

Ksiazka ksiedza Dajczera stala sie dla mnie zaczarowanym przewodnikiem po zyciu. Uwielbiam ja do dzisiaj i czesto do niej wracam. Ale wielu moich znajomych, ktorym te ksiazke polecalam, nie podzielalo mego zachwytu. Widocznie jeszcze Pan Bog o nich sie nie upomina?!

To nie jest tak oczywiscie, ze po lekturze ksiazki - jak za dotknieciem czarodziejskiej rozdzki - nagle wszystko sie zmienia i w oka mgnienie zdrowiejemy. Ta lektura moze byc drogowskazem, nadaniem kierunku poszukiwan i kierunku zmian.

116 Responses to “Cierpienie droga do wolnosci”

By Anna on grudnia 30, 2007 | Reply
Choruje od 8 lat (zdiagnoaowano 8 lat temu, moze sie ciagnac duzo dluzej). Teraz mam prawie 3 letnia corke, meza….. Depresja sie pogarsza, nie moge sobie dac rady, codziennie mysle jak by sie tu zabic, znikanac. Mysle ze tylko marnuje tlen. Leki nie dzialaja. Potrzebuje pomocy a nawet pisac mi sie tego nie chce………..

By Amy on stycznia 28, 2008 | Reply
Wedlug mnie depresja to takie jakby zatrzymanie sie w tym pedzacym wciaz zyciu, spokojne rozwazanie wszystkiego, przemyslenia… Wtedy myslimy tylko o tych zlych rzeczach, jakie nas spotkaly… I zaczynamy plakac, byc zamknieci w sobie… Niektorym udaje sie przebrnac przez te “przerwe w zyciu” i zaczynaja odzywac, ale niektorym to sie niestety nie udaje… Przyczyna? Np. brak wsparcia od drugiej osoby, i bron Boze, jeszcze szydzenie z danej osoby… Ja sama mam tez depresje, ale mozna by powiedziec, ze taka “lekka”. tzn, smieje sie i w ogole, ale wewnatrz posiadam ogromny bol… Bardzo ciekawie poruszony ten temat..

By AveNew_ on lutego 1, 2008 | Reply
Niestety nie mialam stycznosci z ta ksiazka, i smuci mnie to, ze Bog dotyka tych, ktorych bardzo kocha… wszyscy powinni byc rowni…
Zgodze sie z opinia Amy, ze depresja jest tak jakby zatrzymaniem sie w pedzacym ciagle zyciu. Czlowiek zatrzymuje sie na chwile, rozmysla, niestety nie o tych dobrych chwilach a o tych zlych. Zaczyna coraz czesciej o tym myslec, coraz bardziej rozmyslac, drazyc problem. W pewnym momencie moze wydac mu sie, ze nawet jego cale zycie bylo tylko zapelnione negatywami, ze nie zrobil nic dobrego, pozytecznego. Czlowiek zamyka sie w sobie, tak jakby ogladal zycie innych przez szybe. Placz, bol, a pozniej juz brak lez… bo juz po prostu nie ma sie sil plakac.
Wtedy mozna liczyc tylko na bliska osobe. I nawet to czasem nie pomaga, niektorzy tak bardzo pograzaja sie w tym co zle, ze nie chca dostrzegac nic innego.
Mam 17 lat, a depresja dotknela mnie w zyciu 2 razy. Nie wiem ile razy jeszcze dotknie Ale mam wrazenie, ze z kazdym razem staje sie coraz silniejsza. Pierwszym razem trwalam w tym ponad 8 miesiecy, bylo strasznie, ale pomoc tych najblizszych wiele mi dala. Pozniej bylo wspaniale, przez trzy lata. Niestety, gdy wydawalo sie juz wszystkim, ze jest super, ze nigdy na pewno juz mnie to nie bedzie dotyczylo. Znowu! Jeden dzien wystarczyl, by znowu zmienic moje zycie w meczarnie… ciezko bylo… ale wtedy tez byli przy mnie bliscy, wiele mi dali, poswiecili czas. W szkole nie dawalam po sobie poznac, ze cos jest nie tak - sztuka kamuflazu. Tak… niektorzy ludzie z depresja potrafia sie niezle kamuflowac… Jednak, gdy tylko wracalam do domu: bol, placz. Teraz jest juz dobrze, nie jest super, ale nie mam czasu na rozmyslanie. Ciagle nauka, nauka… wolny czas wypelniam spotkaniami ze znajomymi. Dzieki temu zaczynam po prostu “lepiej” siebie traktowac, bo nie mam czasu na rozmyslanie jaka to “beznadziejna” jestem…
Jestem zdania, ze coraz czesciej na pojawianie sie depresji ma wplyw zawrotne tempo zycia. Szkola, presja zwiazana z nia. Nauczyciele ciagle coraz wiecej wymagaja, mozna czuc sie naprawde osaczonym, nie chcesz byc w tyle za innymi, to pracujesz ile tylko mozesz… nawet kosztem zdrowia ;(
Tak wiec, jestem zdania, ze bliscy odgrywaja najwazniejsza role w pomaganiu wyjscia z tego stanu; chociaz modlitwa w pewnym sensie tez daje ukojenie…

By karol1 on lutego 13, 2008 | Reply
Mam przyjaciolke, ktorej zmarl maz 2 lata temu. Jest w fatalnym nastroju. Depresja ja zabija. Nigdy nie mialem z tym do czynienia i nie wiem co mam robic? Mozesz mi doradzic?

By admin on lutego 13, 2008 | Reply
Do Karo: Przyjaciolka powinna skorzystac z fachowej porady. Psycholog po rozmowie z nia bedzie mogl stwierdzic, czy wystarczy terapia (indywidulana lub grupowa) czy tez powinna udac sie do lekarza psychiatry, ktory zaordynuje leki antydepresyjne. Ty sam, obawiam sie, niewiele bedziesz mogl zdzialac. Mozesz probowac wyciagac przyjaciolke na spacery, do kina, na spotkania towarzyskie, rozmawiac z nia. Ale moze byc tak, ze Twoja przyjaciolka bedzie sie w wiekszej grupie ludzi czula jeszcze gorzej. Wiec nic na sile.

By AveNew_ on lutego 14, 2008 | Reply
Do Amy:
Przykro mi, ze nie mozesz liczyc na bliskich ;( Bo to tak naprawde, co dalej z nami bedzie, zalezy wlasnie od nich. Ja mialam na szczescie przy sobie zawsze rodzicow, rodzenstwo, przyjaciela. Mimo wszystko bylo mi ciezko, myslalam, ze gorzej byc nie moze, ze marnuje tylko miejsce na Ziemii i ze nigdy nie bede juz szczesliwa. Rodzice z czasem tez tracili do mnie cierpliwosc, krzyczeli, ze z malego problemu potrafie zrobic katastrofe. Myslalam nawet o wizycie u psychologa, bo czasami, gdy plakalam, czulam jakby strach mnie paralizowal, nie chcialam zyc tak dalej… Minelo troche czasu… teraz sama sobie ze wszystkim radze, ale nigdy nie wiadomo, kiedy to wroci… moze nigdy? a moze za rok, dwa, piec… nikt tego nie wie. Mam nadzieje, ze znajdziesz jakies bratnie dusze wokol siebie. Innym moze sie wydawac, ze przesadzasz ze swoim problemem, ale nie pograzaj sie, ze jestes gorsza od innych. Nigdy… Trzymaj sie, wierze, ze bedzie lepiej  Naprawde.

By Amy on lutego 16, 2008 | Reply
Dzieeeeeeeeeki za wszystko… Za dobre slowa… Moja kolezanka tez cierpi na depresje… I dziwi mnie to. Bo jest wspaniala, niczego jej nie brakuje… ale to moze jest wlasnie to, ze my myslimy, ze jak juz ten ktos ma wszystko, to nie moze miec depresji… Moze i tez ze mna tak jest? Nie potrafie docenic tego, co mam? W koncu: “W tym krotkim zyciu jest za malo czasu, by marnowac go, poddajac sie…”
I obiecuje Wam, ze bede sie trzymac i Wam tez tego zycze! Amen

By Iza on lutego 18, 2008 | Reply
Biblia? Biblia mowi tez, ze Bog nie daje krzyza, ktorego czlowiek nie bylby w stanie udzwignac. To klamstwo, bo gdyby tak nie bylo on zylby dalej. Moj najlepszy przyjaciel nie potrafil zniesc tego, kim byl. Od szesciu lat nie moge sie pogodzic z tym, ze go nie ma, ale gorsza jest swiadomosc o tym, dlaczego tak sie stalo (wiem od dwoch lat). Mam 19 lat i zycie, ktorego nie bylam, nie jestem i juz chyba nie bede w stanie poskladac.

By Marcin on lutego 18, 2008 | Reply
Pierwsza sprawa to fajnie, ze sa jeszcze ludzie, ktorzy postrzegaja swiat podobnie… jest to dla mnie nie lada szokiem, bo jeszcze 20 minut temu bylem swiecie przekonany, ze jestem jedyna osoba, ktora nosi wewnatrz siebie tego pasozyta. Po przeczytaniu Waszych wypowiedzi nie ma watpliwosci…. Moja przygoda z depresja zaczela sie w pierwszym roku liceum, trzy lata temu. Nie analizujac wczesniejszych wydarzen, dopiero w liceum przestalem patrzec na swiat przez rozowe okulary. Wtedy to wszystkie moje wczesniejsze wierzenia, dotyczace bezinteresownosci przyjaciol, wrazliwosci oraz lagodnosci kobiet i harmonii na swiecie legly w gruzach. Dawni “niezawodni” przyjaciele urwali ze mna kontakty, wtapiajac sie w nowe otoczenie… rodzina sie rozpadla w bardzo efektowny sposob (z wielkim hukiem). W ten oto sposob zostalem sam na sam ze swoimi idealami. By bronic i uratowac resztki wartosci przed nowa okrutna rzeczywistoscia, calkowicie odizolowalem sie od otoczenia, przez trzy lata robilem i nadal robie wszystko samotnie, nie rozmawialem z nikim, bo nikt nie bylby w stanie choc w czesci zrozumiec, co czuje i jak bardzo cierpie. Uwazalem, ze dzielenie sie z kimkolwiek swoimi problemami to slabosc i tchorzostwo. Zyjac w ten sposob tracilem poczucie wlasnej godnosci, kazda czynnosc mnie stresowala i dolowala. Przestalem chodzic do szkoly a cale dnie spedzalem lezac na plazy i rozmyslajac o zyciu, marzac bym mogl spotkac czlowieka, ktory bylby w stanie choc po czesci zrozumiec moja samotnosc i cierpienie. Czulem sie jak Robinson Crusoe, z ta jedynie roznica, ze on byl samotny z przymusu a ja z powodu nadwrazliwosci duszy. Spalem po pare godzin dziennie, czulem sie fatalnie… Przesladowaly mnie leki przed ludzmi, swiatem i przyszloscia, w ktorej nie potrafilem, badz nie chcialem odnalezc szczescia. Nie rozumialem smiejacych sie ludzi, ktorzy widzieli w ludzkiej egzystencji jakikolwiek cel. Moje zycie zatrzymalo sie w miejscu, depresja zahamowala moj rozwoj. Rozmyslalem na temat szczescia, zadawalem sobie pytania czym jest i jak je osiagnac. Niestety, za kazdym razem dochodzilem do wniosku, ze ani dobra materialne, ani uczucia nie moge nazwac szczesciem czy nawet brakiem cierpienia. Byly w ciagu tych lat momenty, w ktorych probowalem samodzielnie wstac, zerwac z ta pustka i wreszcie wyjsc z tego ciemnego piekla. Niestety za kazdym razem przegrywalem, ale czulem sie jak bohater, ktory do konca swojego zycia bedzie wstawal samotnie, dlawiac w sobie te trucizne. By czyms wypelnic pustke, rysowalem, sluchalem muzyki, cwiczylem i pisalem opowiadania. Czynnosci te sprawialy, ze przez krotka chwile czulem sie lepiej, lecz po pewnym czasie i one staly sie mi obojetne i bezcelowe. Samotnosc stala sie moim jedynym przyjacielem, uwazalem ja za moja najwyzsza wartosc. Dzisiaj w trakcie rozmyslan uswiadomilem sobie, ze najwieksza rzecza, jaka moge osiagnac w zyciu, to nie jest trwanie w tym stanie, zdana matura czy tez podniesienie f-16 sila woli, lecz wlasnie pokonanie depresji. Nadal nie wiem jak to osiagnac. Chyba nie warto czekac, az ktos powie “dasz rade”, “walcz z tym Piter” bo to nie amerykanski film… Sama swiadomosc, ze sa ludzie, ktorzy czuja ten sam bol, pustke i brak perspektyw, jest dla mnie olbrzymim pocieszeniem. Koncze wypowiedz, majac silniejsza niz kiedykolwiek ochote uwolnienia sie od depresji… mam nadzieje, ze moja wiara w to, ze wyjscie z tego stanu jest mozliwe, udzieli sie komus jeszcze. Powodzenia !

By Danusia on lutego 19, 2008 | Reply
Marcin, wejdz na strone prawdziwe zycie w Bogu-On Line

By michal on marca 3, 2008 | Reply
Mam rowniez problemy z depresja i nie wierze, bym mogl sie calkowicie wyzwolic z tej dziwnej choroby, w tej chwili jedynym lekarstwem sa leki i ksiazki i slowa ktore jeszcze mnie jakos trzymaja ,,Musze przetrwac nawet najgorsze dni “.
Przepraszam ze zaszczepiam troche pesymizmu, ale dzisiaj mam marny dzien

By babcia ela on marca 6, 2008 | Reply
Nie przepraszaj, po to jest ta strona, zeby moc pisac to, co sie czuje w danej chwili. Ja tez ostatnio mam paskudne dni i pisze na wszystkich blogach, zeby wyrzucic z siebie wszystkie smutki, chociaz wiem, ze niewiele to da, ale zawsze cos. Pozdrawiam, mimo wszystko, radosnie.

By anioleczek on marca 6, 2008 | Reply
Zycie bylo, lecz mija…na czym? na cierpieniu, bolu, strachu… co dalej? jak zyc? jak to zniesc? co z nimi bedzie, kiedy ja… odejde?…gdy sie nie uda?… sa za mlodzi na strate matki!! oni nie wiedza… musze udawac… nie moge powiedziec im wprost “przygotujcie sie” . A On kim byl? przez te wszystkie lata? wiecznym udawaniem… ze jest dobrze… ze kocha… Kochal i owszem… lecz nie mnie… Co zrobic, gdy juz sie nie chce? gdy wszystko boli… gdy nie wiesz co lepsze? odejsc? juz teraz? czy czekac na nia?… biala pania… z kosa w dloni?… a przyjdzie na pewno …MAM DOSC

By admin on marca 7, 2008 | Reply
Anioleczku! Masz dzieci! Nie rob im tego! One Ciebie bardzo potrzebuja. Nawet taka smutna i bolesna - ale przeciez matke, najwazniejsza dla nich istote na swiecie. Pros Boga o sile! Masz ich milosc, wiec dla nich zyj i walcz o siebie. Czy warto dla kogos, kto Cie zawiodl, niszczyc zycie swoje i dzieci? Nie! Nie warto. Trzeba przezyc ten bol po stracie - a potem zobaczysz, slonce znowu zaswieci.

By niekochana on marca 7, 2008 | Reply
A ja. Kazdy dzien to walka, niemilosierna walka, zeby nie osierocic dwoch malych istot i tej ktora nosze w sobie… Nie mam sily walczyc, nie mam sily wstawac, nie mam sily plakac.
Mlodosc najlepszy okres w moim zyciu, ale nadeszla ona bialaczka, towarzyszyla mi pare lat - zwyciezylam i wtedy pojawil sie on - pierwszy maz, bajka, pieniadze, dom, podroze, piekne prezenty, czerwone roze i po trzech miesiacach malzenstwa wyznanie “kocham inaczej, jestem gejem”, swiat runal … Postawil go na nogi on, pokochal i ja pokochalam, swiat nabral barw, pojawily sie male raczki i nozki i choc nie byly jego, kochal je jak swoje, choc mnie bolalo w srodku jeszcze dlugo… i pewnego dnia telefon… nie zyje… swiat runal po raz drugi… Wtedy wkradla sie ona - depresja, cicho i niepostrzezenie… Nie walczylam, nie wiedzialam, nie czulam i wtedy pojawil sie znowu on - masz takie smutne oczy - powiedzial. Otworzylam sie, choc strach gonil moje mysli i slowa, ze zniknie, ze odejdzie, ze sie przestraszy. I zniknal, i wrocil. I tak trzy razy - a ona (depresja) rozwijala sie dobrze przez niego odzywiana. Wrocil, poprosil o reke - teraz - pomyslalam - to ona nie ma juz szans. Nie wiedzialam jak bardzo sie myle. W zeszlym roku pojawily sie znow male raczki i nozki, szczesciu nie bylo konca. Niedlugo potem okazalo sie, ze nastepne juz rosna we mnie, ale ona walczyla, walczyla o swoje i nagle, gdy myslalam, ze pokonalam ja, on wyszedl z domu nagle bez slowa rano do pracy i juz nie wrocil. Ona wyrzucila go z domu. Przed swietami przyszly wyniki badan i wyrok - powrot choroby. Nie bylo ze mna kontaktu przez trzy tygodnie, nie jadlam, nie spalam, nic nie mowilam, chcialam umrzec. Probowalam, nie udalo sie odratowali… Dzis juz wiem, ze umieram, powoli z kazdym dniem i wiem, ze jedyna, ktora tak naprawde mnie nie opuscila nigdy i nie opusci do konca, bedzie wlasnie ona - Depresja

By Marcin on marca 7, 2008 | Reply
Jesli sie poddasz i popelnisz samobojstwo, to swoje dzieci naznaczysz tym samym cierpieniem, beda sie w przyszlosci obwiniac, ze nie byly w stanie Ci pomoc. Zyj dla dzieci i wyplacz sie, uwierz w siebie i miej nadzieje na to, ze wyjdziesz z tego stanu, bo uwierz mi - mozna. Napisz na forum o swoim problemie, na pewno ktos udzieli Ci rady. http://www.depresja.ws/ Wazne, by pisac o swoim problemie, sluchac ze zrozumieniem rad innych i zrozumiec, ze z tego stanu naprawde wielu ludzi wyszlo i teraz chca pomoc. Powodzenia

By babcia ela on marca 8, 2008 | Reply
Mialam 12 lat, jak moj ukochany Tatus popelnil samobojstwo. Zrobil to, jak ja bylam na wakacjach a przed wyjazdem prosil mnie, zebym zostala. Odmowilam, pojechalam. Przez ponad 30 lat obwinialam sie, ze to moja wina, bo nie zostalam. Dlatego nigdy nie targnelam sie na swoje zycie (mysli byly) bo wiedzialam, co by czuly moje corki. Przezylam smierc Taty, Mama odsunela sie od nas, bo miala drugiego pana. Maz mnie zostawil, bo sie zakochal, koszmarne klopoty z jedna z corek, ratowanie jej, a na koniec powolna smierc Mamy. Wychodzilam z jednego dola po to, zeby za chwile wejsc w drugi, jeszcze glebszy. Szukalam pomocy i znalazlam. Wiem jedno, trzeba isc do dobrego psychiatry. Nie wiem, czemu wiele osob pisze, ze nie biora lekow, bo ich otumaniaja. Przez wiele lat sie lecze i ani razu nie mialam lekow otumaniajacych. Teraz jest duzo lepiej, chociaz mam jeszcze zle dni, ale to jest pestka w stosunku do tego, co bylo. Jestem zywym przykladem, ze mozna odbic sie od dna i cieszyc sie zyciem. Trzymam za Was kciuki.

By admin on marca 8, 2008 | Reply
Babciu Elu! Dziekuje Ci, ze jestes z nami i za Twoje madre i budujace komentarze.
Smierc samobojcza jest wielka trauma dla rodziny i pozostawia pietno.
Ja mam tez takie doswiadczenia i podejrzewam, ze moje depresyjne sklonnosci stad sie biora. Radze sobie w ten sposob, ze wybaczam i wspolczuje osobie, ktora w ten sposob od nas odeszla. Pan Bog powolal nas na ten piekny swiat i Jemu oddawajmy prawo odwolywania nas stad.
Pozdrawiam Cie serdecznie

By Dana on marca 11, 2008 | Reply
tak, mam wiare w Boga. W siebie ani w ludzi ogolnie nie wierze… Dzis mam gorszy dzien, czuje te wszystkie niszczace uczucia, o ktorych kazdy pisze… Dobrze, ze mozemy sie nimi tutaj podzielic, popatrzec na siebie wspolnymi slowami, miedzy naszymi wierszami jestesmy My z naszymi bolacymi duszami; cierpienie to tez jest chyba szczescie… ale takie odwrocone… jak negatyw, ktory jest tym samym zdjeciem, ale z drugiej strony medalu; jestesmy w czerni a nie w bieli - niestety nie z wlasnej woli; trzeba nam jednak poznac kazda strone zycia, a szczegolnie te, ktorej obawiamy sie najbardziej- bolu; wierze, ze kazdy z nas predzej czy pozniej znowu wejdzie w lagodniejszy dla serca stan… przetrwania tego najgorszego dzis zycze; i obysmy nie przegapili ani jedej chwili usmiechu

By asia on marca 14, 2008 | Reply
Chcialabym nie czuc tego, co czuje, ale czuje wlasnie to… nie wiem dlaczego… kiedy czytam wpisy na tej stronie, czuje sie odrobine mniej samotna i odrobine bardziej zrozumiana.
Ktos kiedys powiedzial mi, ze nie ma takiej sytuacji, takiego doswiadczenia, takiego cierpienia, ktorego nie przeszedlby przed nami Chrystus. Wlasnie dlatego On potrafi wszystko zrozumiec, wszystko wybaczyc i wszystko przemienic. Zastanawialam sie nad tym. Probowalam znalezc w Jego zyciu ten przygniatajacy do ziemi smutek, ten bol ciala i lek. I wtedy przypomnial mi sie Ogrod Oliwny i ta dluga samotna noc przed ukrzyzowaniem. Ten lek… To dziwne, ale ilekroc mnie dopada, wyobrazam sobie tamta noc. I trwam, a On trwa przy mnie. Czekam na swit. Byc moze jeszcze trudniejszy niz ta noc. Ale czyz wszystko nie konczy sie Zmartwychwstaniem?
Dlaczego wiec tak trudno mi przyjac co jest i po prostu trwac?
Mam nadzieje odnalezc sens i swiatlo posrod tej nocy. I Wam tez tego zycze

By babcia ela on marca 16, 2008 | Reply
Admin!!! Dziekuje za mile slowa i ciesze sie, ze moje wpisy cos tam, komus pomagaja. Pisze, bo nie mam komu powiedziec, jak mnie boli zycie (a zyc bardzo chce) i nawet nie myslalam ,ze ktos zwroci na to uwage. Jak slysze, ze ktos odebral sobie zycie, to pierwsza moja mysl to: Boze, jaki musial byc samotny i nieszczesliwy. Bo taka jest prawda. Mojemu Tacie juz dawno wybaczylam, ze tak mnie zostawil, ale bol tego zdarzenia pozostanie ze mna do konca moich dni.Tesknie za nim caly czas. Tak cierpia dzieci. A przeciez jestem juz babcia!!! Pozdrawiam mimo wszystko radosnie.

By agnes on marca 21, 2008 | Reply
… Cierpienie droga do wolnosci?! Wielu z Was pisze, ze zajduje ukojenie w modlitwie, ze jestescie blizej Boga! Ze mna jest odwrotnie! Nie rozumiem dlaczego zostalam przez Niego doswiadczona tak zgubna miloscia, dlaczego bylam karmiona klamstwami tak dlugo… po co? Po to bym zrozumiala, ze tak naprawde nie jestem nic warta, ze jestem zla! Milosc BOGA? Przeciez jak sie kogos kocha, to nie patrzy sie spokojnie na jego krzywde! Cierpie!!! i nie potrafie zrozumiec!!!
Cierpienie droga do wolnosci???
A czym jest dzis dla mnie wolnosc!!! Tym czego Bog tez nie akceptuje! Ukochane dzieci Jego, ktore tak doswiadcza! Z milosci!

By to sie moze udac on marca 27, 2008 | Reply
Unknown masz jeszcze jakies porady… bo one chyba jednak naprawde dzialaja… trzeba tylko duzo sily… czekam

By Kamil on kwietnia 1, 2008 | Reply
Moi Drodzy,

Wspolczuje Wam, wiem przez co przechodzicie. Sam mam depresje od dziecka. Jak sie okazuje, przez wiekszosc zycia negowalem swoj stan i udawalem kogos innego. Teraz nie mam watpliwosci - cierpie na gleboka, dlugotrwala i druzgoczaca depresje. Mam prawie 31 lat.

Byl jednak okres, kiedy czulem sie lepiej, bardziej wartosciowy i zaradny. Powiem Wam, co moze pomoc, jesli uwazacie ze jestescie bezradni.

Jesli w desperacji szukacie milosci, akceptacji i zrozumienia, dajcie ja innym, ktorzy tego potrzebuja i chca taka pomoc otrzymac.

Sa ludzie, ktorzy przez wiekszosc zycia byli zdrowi, teraz cierpia, byc moze umieraja i sa w bolu.

Zastanowcie sie, czy nie warto zostac wolontariuszem w szpitalu lub hospicjum.

Po pierwsze docenicie wlasne zycie, po drugie dacie ludziom cos waznego. To do Was wroci, bo sami zaczniecie tego szukac. Za niedlugo ponawiam te dzialalnosc (rok temu po raz pierwszy sprobowalem) - pamietam jak pracowalem w hospicjum, moje stany i wahania nastroju sie ustabilizowaly oraz stalem sie bardzo (BARDZO) aktywny we wlasnym zyciu.

Dzieki tej odwdze probowalem zrealizowac swoje marzenia - jak sie okazalo, nie mialem wystarczajacych umiejetnosci, by tego dokonac (nic w tym dziwnego, prawie cale zycie “myslalem” zamiast “dzialac”).

Pod tym wzgledem jest to ryzykowne, powiem Wam jednak, ze wyciagnieciem z depresji jest nabycie nowych umiejetnosci zyciowych. Ja osobiscie uwazam, ze depresja to efekt pewnego stylu bycia, nieraz wymuszonego przez okolicznosci, jak bylismy mlodzi - tylko poprzez dzialanie mozna to zmienic. Zeby dzialac, nalezy przezwyciezyc ten irracjonalny i silny strach.

Jakims cudem, pomaganie innym potrzebujacym, dodaje tej niezbednej odwagi.

Zycze powodzenia i trzymajcie sie.

By Vladimir on kwietnia 6, 2008 | Reply
To Bog nas kocha i karze nam cierpiec, to glupie.

By ONA on kwietnia 7, 2008 | Reply
Smutek pojawial sie co jakis czas… od 11 roku zycia… Nie trwal dlugo. Ulotne chwile - pamietam dokladnie. Uczucie beznadziei zycia u dziecka…

Zmiana szkoly. Brak akceptacji. Wykluczenie. Lzy - nigdy tak, by widzieli. Dla nich - tylko udawana duma i spokoj. Przejsc przez korytarz powoli, wypieracjac lek, wstrzymujac powietrze, spowalniajac mysli, jak w zwolnionym kadrze… Niefajna, wiec zasluguje…
Kolejna szkola, kolejna…cos ze mna nie tak…

Milosc.
ON - moj ludzki Aniol…

Choroby. Jedna, druga, przerwa, dwie na raz, jedna, druga… Bol, zlosc, rozpacz, zlosc, czarna rozpacz, zlosc, otchlan, depresja???… Mijaja lata…

Rozwod.
Depresja, depresja, depresja…

Teraz.
Jest. W ukryciu. Bedzie ze mna zawsze, ale nie wiem jak dlugo to bedzie trwac…

Nikogo nie winie, do nikogo nie mam zalu.
To wszystko mam na wlasne zyczenie. To moja wina.

Gdybym byla inna…

A gdzies… na dnie… niesmialo… nadzieja…

By ONA on kwietnia 7, 2008 | Reply
Czy odkryje droge do wolnosci?

By admin on kwietnia 7, 2008 | Reply
ONA! Nie, stanowczo nie zgadzam sie z Toba! To nie Twoja winna. Depresji nie mamy na wlasne zyczenie.
Urodzilas sie z nadwrazliwoscia, jestes delikatna, czula.
Nie dostalas w swoim dorastaniu odpowiedniej dawki milosci, bezpieczenstwa.

Potem, w doroslym zyciu, szukamy na oslep tej milosci. W efekcie zostajemy jeszcze bardziej poranieni. Nie ma w tym zadnej naszej winy.

Polecam Ci ksiazke “Noc jest mi swiatlem” Wilfrida Stinissena OCD. Znalazlem w niej niezwykle madre i glebokie tlumaczenie tego, co nas dotknelo. Moze ta lektura przyniesie Ci ukojenie?

By ONA on kwietnia 7, 2008 | Reply
Dziekuje, za Twe slowa.

Mam dzis slabszy dzien, bo ktos “uprzejmie” powiedzial mi o sprawie, ktora mnie bardzo dotknela. To jest jeden z tych dni, kiedy swiat wali ci sie na glowe, a rany, ledwo co zabliznione, otwieraja.
Nie wierze w milosc do osoby ze sklonnosciami depresjnymi. Wymaga ona wielkiego, ponadludzkiego poswiecenia. Bo jak zyc z kims, kto w trudnych chwilach zatapia sie w swoim smutku, uzala sie nad soba, czuje sie gorszy i szczerze siebie nienawidzi, nie pozwala sobie pomoc, prosi krzczac o swiety spokoj, zamyka sie w sobie na wiele dni. A jednoczesnie w duszy pragnie zrozumienia i milosci, blaga o nia, kocha z calego serca, placze w samotnosci, wznoszac pod niebiosa prosby o lepszy, przecietny los i chce sie zmnienic, chce byc normalny, chocby od zaraz, ale brak mu sil…
Dla obserwatora jest… egoista…
Gdybym wczesniej wiedziala, ze to depresja, ze psychiatra to lekarz nie tylko oblakanych, a branie lekow to nic niestosownego, to moze moje malzenstwo…
A teraz juz nie pragne milosci, ani zadnego zwiazku, nie chce ranic, nie chce byc zraniona…
Chce tylko, zeby ona mnie zostawila, odeszla…

Ksiazke przeczytam z pewnoscia. Prosze tez o inne tytuly, moze w nich znajde ukojenie i jakis sens…

By majkus81 on kwietnia 11, 2008 | Reply
Mam 26 lat i pierwsza bardzo powazna stycznosc z depresja mialem w wieku lat 18… To bylo STRASZNE!!! Nagle z fajnego chlopaka, ktory byl dusza towarzystwa, mial zawsze szalone pomysly, stal sie wrak:-(.. Zamykalem sie w domu, nigdzie nie wychodzilem…Balem sie wszystkiego i wszystkich!!! Nawet do sklepu balem sie wejsc po glupi cukier… Uwierzcie mi TO BYL KOSZMAR!!! A nie naleze do ludzi, ktorzy latwo sie zalamuja… Tak wiec mowilem sobie: “uda mi sie… jestem silny, dam rade” i takie tam… Uwierzcie mi, ze prawdziwa depresja to choroba bezwzgledna… nie ma tam miejca na zadne uczucia, nawet plakac nie moglem, taki bylem znerwicowany i zalamany, a co mowic dopiero, zeby UWIERZYC W SIEBIE!!!! Jakby to bylo takie proste… Wierzylem bardzo… ale to za malo, zeby tak naprawde do konca rozprawic sie z ta okrutna i przynoszaca tyle cierpienia choroba… Nie wiem jak ja skonczylem ostatnia klase szkoly sredniej i zdalem mature… To tylko Bog wie, bo w tym okresie nie moglem sie skupic praktycznie na niczym, no ale jakos udalo mi sie… A nawet studia potem skonczylem… Ale teraz do rzeczy… Depresje mialem od 18 roku zycia, cierpialem ponad 2 lata, nie wiedzac, ze taka choroba istnieje… Pozniej zaczalem z nia walczyc naturalnymi sposobami, czyli jak niektorzy pisza: WIARA W SIEBIE, MYSLAMI POZYTYWNYMI, a takze czytalem wiele ksiazek o depresji, porady itd… ALE W MOIM PRZYPADKU TO NIE WYSTARCZYLO… I tak jak to nie wystarczy w przypadku niektorych z was, choc zycze Wam jak najlepiej… Mialem niesamowite hustawki nastroju!!! Tydzien wspanialy, nastepny zalamanie nerwowe bez powodu i brak do robienia czegokolwiek… W 2004 roku (bo wczesniejsze lata mialem tragiczne) bez brania zadnych wczesniej lekow… DEPRESJA USTAPILA!!!!!!! Boze, jaki ja bylem szczesliwy!!! Moglem czuc, kochac, zazdroscic… gniewac sie - nareszcie odzyskalem UCZUCIA!!! Co podczas umiarkowanej i ciezkiej depresji jest w zasadzie niemozliwe… I kiedy myslalem, ze juz zwyciezylem… 2007 rok - MARZEC….NAWROT CHOROBY:-(:-( Nawrot z taka sila, ze juz myslalem, ze juz nigdy z tego NIE WYJDE… 25 Sierpnia 2007 roku mialem sie ozenic… O Boze… Ale jak to bedzie? - myslalem… Ja sie boje nawet sasiadowi dzien dobry powiedziec, a mam na swoj slub przyjsc???!!! Uwierzcie mi, ze bylem kompletnie rozbity psychicznie a tuz tuz moje wesele!!!! I CO ZROBILEM??? WYBRALEM OSTATECZNOSC… ZAWSZE BYLEM TEMU PRZECIWNY… WSZYSTKIM TEGO ODRADZALEM JAK NIEKTORZY WY TO ROBICIE… ALE DLUZEJ TAK ZYC NIE MOGLEM… Wiara nie pomagala… Cwiczenia ruchowe tez nie, porady, rady - doslownie nic…  … Postanowilem isc do PSYCHIATRY… I mialem takie szczescie, ze trafilem w dobre rece… tak mi sie wydaje… Poniewaz szybko rozpoznal moje dolegliwosci i przepisal mi bardzo skuteczny lek - PAROKSETYNA: W Polsce znany jako np:XETANOR SEROXAT itd… Zaczalem je brac niechetnie… Przeciez zawsze bylem przeciwny lekom… A tu nagle… Po paru tygodniach… CZUJE ZE ZACZYNAM ZYC!!!! I jestem pewien, ze nie byl to efekt PLACEBO. On uratowal mi zycie…
Sluchajcie… Teraz jest bardzo duzo nowoczesnych lekow, ktore nie zrobia z Ciebie Zombie!!! Ja je biore juz bardzo dlugo i czuje sie swietnie!! czyli normalnie, tak jak powinienem!!! Zycze wszystkim wyleczenia bez pomocy lekow, ale czasami a moze i nawet czesto, jest to jedyna SKUTECZNA METODA!!!… Nie oszukacie mozgu!!! Jezeli nie jest tam wystarczajaco serotoniny, a leki powoduja jej wychwyt… to raczej trudno jest liczyc na dlugotrwaly powrot do zdrowia… Mowie to tylko i wylacznie z mojego doswiadczenia… Nie chce nikomu nic sugerowac…
CHCE TYLKO POWIEDZIEC, ZE MI AKURAT… LEKARZ PRZYPISAL TRAFNY LEK, DZIEKI KTOREMU MIALEM WSPANIALE WESELE, POWROCILA MOJA STARA DOBRA OSOBOWOSC I POTRAFIE SIE CIESZYC ZYCIEM AZ DO TEJ CHWILI… I MODLE SIE DO BOGA, ABY TO MOJE “NORMALNE” TERAZ ZYCIE, TRWALO JUZ DO KONCA MOICH DNI….

By lezka on kwietnia 12, 2008 | Reply
Majkus! Doskonale Cie rozumiem, wiem co to znaczy lek nawet przed sasiadami czy wyjsciem do sklepu. Ja rowniez tak jak Ty probowalam wyjsc z depresji wlasnymi sposobami, ale nic nie pomagalo. Najgorsze bylo to, ze w miare rozwoju choroby wszyscy znajomi coraz bardziej odwracali sie ode mnie i to strasznie bolalo. Podobnie jak Ty w kluczowym momencie mojego zycia zdecydowalam sie na terapie przy pomocy lekow. Kiedy ukonczylam studia (rowniez nie wiem jakim cudem, bo ostatnie 2 lata to byl koszmar - wlasnie przez te depresje) i podjelam pierwsza prace, zauwazylam ze nie poradze sobie bez pomocy, a bardzo chcialam pracowac - zaczelam sie leczyc i stalo sie dokladnie tak jak opisujesz, swiat nabral barw i odzyskalam swoje uczucia i zainteresowania. A obecnie jestem bardzo dobrym pracownikiem i osiagam pierwsze sukcesy. Poznalam nawet fajnego chlopaka, choc bylo mi ciezko wiazac sie z kims po ostatniej porazce milosnej. Ale musze dodac, ze przez caly czas bardzo duzo sie modlilam. Nie uzyskalam pomocy od razu, ale po dwoch latach. Poza tym nie zrealizowalam zadnego z moich planow samobojczych. Jestem bardzo szczesliwa, podobnie jak Ty. Zycze duzo milosci na nowej drodze zycia, bo to przede wszystkim jest potrzebne ludziom, ktorzy przezyli taki koszmar. I to nieprawda, ze ludzie po przebytej depresji juz nigdy nie beda tacy sami. Beda o wiele lepsi, bo potrafia sie cieszyc nawet z najmniejszego szczescia, ktore ich spotka i lepiej radza sobie pozniej z trudnymi sytuacjami - przynajmniej tak jest w moim przypadku.

By majkus81 on kwietnia 12, 2008 | Reply
Tak. Dokladnie tak jak piszesz LEZKA. Ludzie i znajomi niechetnie rozmawiaja - mozna powiedziec - “odmiencami”… Jezeli jestes smutny, a co gorsza popadasz w prawdziwa depresje, wiekszosc osob cie unika… Wola byc z ludzmi, ktorzy sa szczesliwi, usmiechnieci, zabawni… Uwazaja, ze osoby z depresja w sumie nic nie moga zaoferowac… No bo jak taki ktos moze komus pomoc, jak sam sobie nie umie??… Tak uwazaja… W sumie to i maja troche racji. Na tym wlasnie ciezkim etapie zycia, mozna sprawdzic, kto tak naprawde jest twoim przyjacielem… Moja narzeczona, a teraz zona, meczyla sie razem ze mna… Kochala mnie nawet wtedy, kiedy bylem zalamany, zalekniony i zamykalem sie w domu tygodniami… Dlatego wiem, ze Kocha mnie naprawde, bo moge na nia liczyc w kazdych sytuacjach, nawet w tych beznadziejnych… I za to, ze byla dla mnie oparciem i podpora w tych najciezszych momentach zwiazanych z moja depresja, teraz KOCHAM JA jeszcze bardziej…….

By babcia ela on kwietnia 12, 2008 | Reply
Masz racje majkus - ludzie nie lubia smutasow. Zreszta ja tez nie lubie. Dlatego nigdy w towarzystwie nie demonstrowalam swojej zgorzknialej miny. Cale swoje zycie geba rozesmiana od ucha do ucha a w srodku czarna rozpacz. Cale zycie udawanie zadowolonej, szczesliwej… to bardzo meczace. Teraz, kiedy jestem juz babcia, mam gdzies co ludzie mysla o mojej minie czy nastroju - zreszta zawsze mialam gdzies - ale wtedy, kiedy bylam mloda dziewczyna, kobieta, nie chcialam uchodzic za smutasa i nudna osobe. Dlatego bylam uwazana za dusze towarzystwa. Zreszta tak jest do dzisiaj. Moze dlatego, ze mimo depresji bylam i jestem optymistka.
Prawda jest taka, ze prawdziwy przyjaciel nie opusci nas w potrzebie. Twoja zona to Twoj Aniol.

“Niewazne jest, jak Twoj Aniol bedzie mial na imie. Ty bedziesz go nazywal po prostu… PRZYJACIELEM”.

By kris on kwietnia 13, 2008 | Reply
prosze o kontakt osoby, ktorym dzieki depresji udalo sie wejsc na droge duchowego rozwoju.

groove@autograf.pl

By gabi on kwietnia 13, 2008 | Reply
..nic nie dzieje sie bez przyczyny, czasami trzeba spasc na dno, aby moc sie potem wzbic wysoko i moze teraz widzisz to w czarnych barwach i zycie jest bez sensu, to jednak uwierz mi, ze kazdy dzien ma sens i mimo ze slonce nad Toba nie swieci, to Ty je w koncu zobaczysz. Najwazniejsze to pozytywne myslenie i wiara w to, ze czeka Cie nagroda za trudy i cerpienia, wiem co pisze, bo przeszlam przez niejedno i niejedna lze wylalam. Jest takie stare przyslowie, jak cos Cie nie zabije, to Cie wzmocni. Pamietaj o tym i o tym, ze nie jestes sam :))))

By vasery on kwietnia 13, 2008 | Reply
nie prawda, ze co nie zabije to wzmocni, ja bylam codziennie zabijana przez agresywnego faceta, ja i moje dzieci, byla to przemoc fizyczna i psychiczna i jest. Codziennie bylo mnie mniej, az nic nie zostalo, nie mam zadnych pragnien, marzen, planow, bo po co planowac, jak ciagle jest pod gore, czasami brakuje sil. W koncu wydawalo mi sie, ze jestem zywym trupem. Zobojetnialam na potrzeby innych dobrze ,ze dzieci juz dorosly, bo by mi bylo bardzo ciezko zaopiekowac sie nimi. /Obojetnosc to paraliz duszy, to smierc przedwczesna - Czechow/ Lepszy parszywy koniec, parszywe zycie bez konca. Przepraszam za swoje wywody .

By vasery on kwietnia 13, 2008 | Reply
lepszy parszywy koniec, niz parszywe zycie bez konca - to bylo motto mojego zycia przez 27 lat, ale teraz jest lepiej dzieki lekom.

By gabi on kwietnia 14, 2008 | Reply
… nie mialam na mysli zabijania fizycznego, przemocy, ale to, ze czlowiek tyle przeszedl, to znaczy ze po cos to jest, po cos Pan Bog zsyla na nas to cierpienie, pewnie to nie fer, ze jedni maja wszystko: milosc, pieniadze a inni tylko lzy, ale wierze, ze i dla tych ludzi wyjdzie slonce… a moze sama sobie to wmawiam ??? ale to jakas nadzieja, ktora dobrze ze jeszcze jest - malo bo malo, ale nawet najmniejsza iskierka potrafi wzniecic duzy plomien ::))))

By babcia ela on kwietnia 14, 2008 | Reply
Masz Gabi racje. Ja tez mysle, ze wszystko jest po cos, tak jak w slowach piosenki Edyty Geppert “Zamiast”.
Tylko, ze ja juz przestaje wierzyc, ze los sie do mnie usmiechnie, bo mam 55.lat i juz coraz mniej czasu mi zostaje…

By to sie moze udac on kwietnia 14, 2008 | Reply
polecam pic zielona herbate… naturalny stabilizator nastroju, max 3 szklanki dziennie, wiecej podobno nie wskazane…
Pozdrawiam Wszystkich:)

Raz Dwa Trzy “W wielkim miescie”

“W wielkim miescie niebo jasne
i wiadomo zyc nie latwo
w wielkim miescie
oto widac ida ludzie przy wystawach
i o cudzie mysla i nareszcie
nad glowami aniol leci od tej pory
komus w zyciu bedzie znacznie lepiej
kto nie poznal tych radosci
niech sprobuje
znow pokochac kogos jeszcze prosciej

i ja
doczekam kiedys takiej chwili
i nie moge sie nadziwic
ze ja
doczekam tego dnia

by oslodzic sobie zycie maly zlodziej
tuz przed kasa kradnie
kokosowy baton
zanim zdaza go przylapac zje go i
przestanie plakac bo juz za plecami
to policjant jak sam aniol w sama
pore bedzie mogl sie teraz
wstawic za nim
i przebaczy to co moze i zapomni
przeciez inni robia jeszcze gorzej

w wielkim miescie rosnie balon
wielkich marzen ktore prace znow
gwiazdorom daja
a gwiazdorzy te marzenia
nosza w workach
po kieszeniach czasem cos sprzedaja
i tramwajem jada w swieta
az do nieba
tylko po co tak daleko jechac
gdyby ktorys ruszyl glowa mozna
by choinke
noca znowu ukrasc z lasu

w wielkim miescie gasna swiatla
i wiadomo
zyc nie latwo w wielkim miescie
oto widac nikna ludzie jeszcze
ktos przez
popoludnie przejdzie i nareszcie
nad glowami leci aniol co szczesliwsze
dzieci z gwiazdorami rozmawiaja
kto nie poznal tych radosci
niech sprobuje
znow pokochac kogos jeszcze prosciej”

By gunia on kwietnia 17, 2008 | Reply
jest bardzo trudno zyc w ciaglym cierpieniu, czasem nie ma sil. Ci “zdrowi” nigdy nas nie zrozumieja. Trzymajmy sie…

By iza on kwietnia 20, 2008 | Reply
Mam na imie Iza. Depresja dopadla mnie, gdy wyjechalam z kraju i bylam daleko od domu, od rodziny, od osob ktoore kocham. Jednak przy sobie mialam faceta, ktory mnie kocha, ale w momencie, kiedy dopadla mnie depresja, nie widzialam, nie czulam tego, ze ktos bliski chce mi pomoc, ze mam kogos bliskiego, kto mnie kocha, bylam otumaniona. Nie wiedzialam, co sie ze mna dzieje, nie chcialo mi sie chodzic, rozmawiac, nic nie jadlam, ani nie pilam. Jak czulam sie juz slabo na sile, wmuszalam w siebie jedzenie i staralam sie chociaz wypic pol szklanki jakiegos soku. Nie chodzilam do pracy, nie bawilam sie ze znajomymi, uciekalam przed wszystkimi, jednak mialam takie dni, w ktorych czulam sie bardzo silna, wychodzilam na spacer - w sumie zmuszalam sie do tego, ale to nic nie pomagalo. W koncu w pracy podeszla do mnie kolezanka i powiedziala, zebym poszla do psychiatry, poniewaz ona, patrzac na mnie, widziala siebie, gdyz kilka miesiecy temu przechodzila to samo, co ja i dokladnie wiedziala, co sie ze mna dzieje. No i poszlam, dostalam tabletki i zaczelam normalnie zyc, cieszyc sie, usmiechac, rozmawiac jesc i pic. Bylam strasznie naladowana energia, nie moglam usiedziec w miejscu. No i przez te moje naladowanie zrezygnowalam z tego, co mialam, czyli z faceta, ktory mnie kocha i znalazlam sobie innego, w ktorym sie zakochalam i kocham go ponad zycie, tylko ze on jest w trakcie rozwodu i ma dwie corki, ktore zaakceptowalam. Wszystko bylo super, mowil, ze jak chwili mnie nie widzi, to teskni za mna, ze mu zalezy, ze jestem najwazniejsza kobieta dla niego, najblizsza mu osoba. Czulam sie wtedy wyrozniona. A teraz caly czas robi mi przykrosci, mowi, ze chce byc sam, ze nie chce mnie widziec. A ja calymi dniami placze, znow nie jem, czuje sie jak tredowata, odrzucona przez wszystkich, najgorsza na swiecie. I wiem, ze on na mnie nie zasluguje, ale ja go kocham i za wszelka cene, zrobie wszystko, zebym mogla byc z nim szczesliwa, a boje sie, ze teraz dopada mnie depresja :((

By Adelajda on kwietnia 23, 2008 | Reply
”Bog chce dla nas najlepiej i wie co dla nas jest dobre a co zle’.’
Zaczynam watpic w te slowa.
Czytam wiele ksiazek na temat depresji. Bardziej w kierunku duchowym. Przeczytalam, ze depresja nie jest stanem od Boga. Bog jej nie stworzyl - ale ludzie.
JAK MAM W TO UWIERZYC…? Jak, kiedy nie potrafie, nie moge. Nie mam ochoty sie modlic a juz na pewno chodzic do kosciola. Tyle ludzi tam przebywa, modli sie. Mam wrazenie, ze patrza sie na mnie - i mowia ”Panie, dlaczego takich ludzi stworzyles?!”
Z poczatku bylam szczesliwa. Nagle poznalam nowa przyjaciolke, z ktora rozumnialam sie swietnie. Przezylysmy wiele podobnych wydarzen zyciowych. Jakies 2 miesiace temu zerwalysmy nasza przyjazn przez sms .Nie potrafilam zrozumiec dlaczego mi to robi. Dochodzily do tego problemy z ksiezmi. Z przeszloscia. Z osoba ktora kocham.
A wiec pytam sie: ”Po co Bog mnie stworzyl, wiedzac, ze jestem nieudacznikiem, jestem nic warta, glupia i nie potrafie sobie poradzic z tym wszystkim”.
Kiedy znajde odpowiedz i gdzie jej szukac?!’
Gdzie sens… Gdzie sens zycia, milosci, radosci, w tlumie osob, ktore kocham, gdzie chec przebywania blisko Boga?

Gdzie sens… gdzie sens… gdzie sens…

By majkus81 on kwietnia 25, 2008 | Reply
Jest taka piesn koscielna i leci mniej wiecej tak: “Kazde cierpienie ma sens, ogromna to tajemnica” - i mysle, ze cos w tym jest!!! I uwazam, ze te slowa pasuja do wszystkich, bez wzgledu na to, czy jest sie osoba wierzaca czy nie…
W zyciu, jak to w zyciu, przezywamy rozne chwile… Nigdy nie bedziemy ciagle szczesliwi, ale tez nie bedziemy ciagle smutni!!! Wszystko moze sie zmienic w kilka sekund, minut czy dni… Ja walczylem z depresja ponad 8 lat i wiem, jakie to okrutne meczarnie dzieja sie z czlowiekiem… I nie chce teraz tutaj nikogo zranic moja wypowiedzia, ale takie problemy, jak np “chlopak mnie zostawil” czy “przyjaciolka sie ode mnie odwrocila”, to sa oczywiscie przykre i zapewne bolesne doswiadczenia, ale przy prawdziwej depresji, sa dla mnie blahymi sprawami… Zawsze przeciez mozna pokochac kogos innego i byc jeszcze bardziej szczesliwym, niz z tym bylym, byla, ktorego sie tak oplakiwalo… Przyjaciolka cie zostawila? Widocznie na ciebie nie zaslugiwala!!! Nie jest latwo o prawdziwego przyjaciela w dzisiejszych czasach, ale lepiej jest nie miec zadnego, niz kogos zaklamanego, na ktorego nie mozna liczyc w trudnych sytuacjach… Glowa do gory i poki jest w Tobie sila, to walcz o swoje szczescie!!!! A gdy naprawde czujesz, ze nie radzisz sobie doslownie z niczym, nie potrafisz wykonac prostych czynnosci i skupic na czymkolwiek, chodzisz przestraszona, znerwicowana i agresywna - to udaj sie do specjalisty, ktory przepisze Ci odpowiednie leki, poradzi i doda otuchy… DEPRESJA JEST ULECZALNA…

By vasery on kwietnia 25, 2008 | Reply
Majkus, zgadzam sie z Toba , po co cierpiec, jesli sie nie musi, zgadzam sie calkowicie z tym wszystkim, co napisales, z kazdym Twoim slowem. Depresja to bardzo ciezka choroba i nie wolno jej lekcewazyc, jest wyleczalna, a jeszcze w mlodym wieku to ho, ho, gdy pomagaja jeszcze hormony.

By ela on kwietnia 27, 2008 | Reply
Nikt inny nas nie zrozumie, nie zrozumie naszego cierpienia, nawet my sami zdziwieni jestesmy, ze je znosimy i bedziemy sie dziwic, gdy zniesiemy tego cierpienia jeszcze o wiele wiecej. Ja nie ludze sie, ze jest w nim jakis sens. ZERO SENSU!!! I choc depresja u kazdego z nas wyglada nieco inaczej, atakuje nas z rozna sila, inaczej boli i niektorzy poradzili sobie z nia biorac leki (ja rowniez), czy nasze cierpienie jest wartoscia? Dla kogo? Czy jest droga do wolnosci? Jedynie wolnosci od zludzen, ze nie mozna cierpiec bardziej i wolnosci od pychy (nawet tej najmniejszej), ze cokolwiek zalezy od nas, bo nie zawsze jestesmy w stanie pomoc sobie lub innym, choc bardzo sie staramy.
Majkus! z wiekszoscia Twoich wypowiedzi sie utozsamiam, oprocz SENSU CIERPIENIA. Moja depresja miala podobny przebieg jak Twoja, probowalam walczyc roznymi sposobami i wierzylam, ze mi sie uda. Tez mialam okres radosci i bardzo ciezki nawrot choroby. Jednak nie mialam szczescia do lekarzy i leczenie bylo ciezkie i dlugie. Teraz jestem zdrowa, chociaz choroba pozostawila na mojej duszy wielka rane. Zgadzam sie z tym, ze nasze poprzednie cierpienia i problemy w obliczu ciezkiej depresji jawia sie jako blahostki. Lecz czy nie zastanawiales sie, ze takze Twoje cierpienia moga stac sie rowniez blahostkami w obliczu cierpienia innych. Twoje cierpienie pozwala Ci miec wiare w jego sens, poniewaz skonczylo sie szczesliwie. Ja tez sie ciesze, ze jestem zdrowa, jednak wiciaz sie boje, nie tyle o mnie, ile o przyszlosc dzieci i najblizszych. Depresja zabrala mi juz ojca i siostre.

Babciu Elu! Nie pisalam o swoim ojcu, bo wciaz boli. Tak bardzo go kochalam, ze nie dopuszczalam do siebie mysli o jego smierci. Byl tak dobrym czlowiekiem i poboznym. Nawet teraz trudno mi o tym pisac. Tez winilam siebie, ze nie zrobilam wszystkiego, aby go uratowac, nie moglam zrozumiec dlaczego sie zabil, nas tak zranil, jak mu wybaczyc? To bylo wiele lat temu, kiedy nic nie wiedzialam o depresji. Ojciec zaczal mowic o pewnych dolegliwosciach, sam myslac, ze sa zwiazane z nadcisnieniem, czy slabym sercem. Jezdzilam z nim po lekarzach, ale Tato, jak to mezczyzna, nie podzielil sie z nimi swoimi psychicznymi rozterkami (typowymi dla depresji). Wiem, ze bardzo mnie kochal i plakal, zalac sie do mnie. Mowil o urojonych winach i przyszlych nieszczesciach. Matka przerazona bala sie i wyniosla sie z sypialni do innego pokoju. Kiedy juz bylo bardzo zle, nie mogl spac, kwestionowal sens zycia, poprosilam o skierowanie do szpitala (zwyklego). Tam probowalam powiedziec, ze cos niedobrego sie z ojcem dzieje, ale lekarz wyprosil mnie z gabinetu. Ojciec milczal. Zabralam go do domu. W nocy czuwalam przy jego lozku i byla to pierwsza przespana przez niego noc od dziesiatek dni. Rankiem mi dziekowal, czul sie lepiej, ale pozniej znow powrocila rozpacz. Wszyscy modlilismy sie o jego zdrowie. Siostra podsunela pomysl wyjazdu do Czestochowy, aby tam prosic o wsparcie. Tata prosil bysmy nie jechaly. Pojechalysmy. Nastepnego ranka, gdy wrocilysmy, ojciec juz nie zyl. Popelnil samobojstwo. Swiat mi sie zawalil. Tak cierpialam, ze nie moglam plakac. Nie moglam patrzec na obraz Matki Boskiej, ani sie modlic.

Kilka lat pozniej zachorowala siostra i choc leczyla sie u psychiatry, z jego winy nie zyje.
Wiedza o depresji nie uchronila mnie przed ta choroba, choc uwazalam, ze mnie nie dopadnie ze wzgledu na moj charakter. Zawsze bylam optymistycznie nastawiona do zycia mimo cierpien i doswiadczen. Zawladnela mna nagle, kiedy bylam szczesliwa majac meza i dzieci - i powalila na ziemie.

Ale dopiero doswiadczajac sama tej choroby, zrozumialam, ze to nie wina ojca, ani siostry, ani moja, ani nikogo innego, tylko depresji i zlych lekarzy, i dopiero teraz potrafilam mu do konca wybaczyc oraz sobie. Dlatego droga Elu nie win siebie za smierc ojca, gdyz absolutnie nie mialas na to wplywu. Wola Boga. Wiem jak cierpisz, ja sama dotad nie moge zapomniec, choc sie z tym pogodzilam. Jednak nie widze ZADNEGO SENSU tego cierpienia, szczegolnie ojca i siostry. Moje cierpienie pozbawilo mnie zludzen, ze moge probowac go zrozumiec. Dziekuje Bogu za kazdy dzien, ze zyje dla mojej kochajacej rodziny, ale nie umiem znalezc sensu tego wszystkiego i udzialu w tym Boga. Znow daje mi radosc, mowi zyj, patrz w przyszlosc! Ale czy potrafie uwierzyc, zaufac? Watpie… Probuje…
Pozdrowienia

By Adelajda on kwietnia 27, 2008 | Reply
Do majkus81.
Nie tylko dlatego jestem przygnebiona… Przygnebiona? To juz malo powiedziane.To nie dlatego jestem taka… Zostal dom (ktorego nie cierpie, nie kocham tych ludzi, z ktorymi zyje pod jednym dachem). Przeszlosc - o ktorej nie chce opowiadac. Milosc… ktora stracilam. Zaufanie, ktorego juz nie czuje. Wiara - ktora zagubilam.
Przyjazn… Dochodza do tego problemy z nauka…
Nie potrafie wykonac najprostrzej czynnosci. Od razu cos mi wyleci z rak, albo zniszcze.
Mysli o samobojstwie.
Juz kiedys probowalam to zrobic… Ale niestety sie nie udalo (czego zaluje do teraz).
Problemy ze snem, skupieniem, mniej jem. Boje sie tlumu - byc wsrod ludzi. Staram sie nie wychodzic. Nie ciesze sie szczesciem innych, tym co mam.
Nie pojde do lekarza-specjalisty na pewno. Co mam mu powiedziec?! Prosze mi przepisac jakies lek,i poniewaz czuje sie nie chciana, nie kochana, glupia, bezuzyteczna, nic nie ma sensu. Ja nie potrafie o tym rozmawiac. Boje sie tego!
Moze lepiej bedzie, jezeli bede zostawala w domu…

By ela on kwietnia 28, 2008 | Reply
Adelajdo! W depresji negatywne spostrzeganie siebie i swiata jest w rzeczywistosci falszywe. To choroba niezauwazalnie wypacza nasze mysli i kieruje je przeciwko nam, niszczy nas tez fizycznie, nasze cialo. Taki jest jej cel, jak kazdych innych chorob - zabic nas. W chorobie wszystko jest ciemnoscia. Przeszlosc, terazniejszosc i przyszlosc. Nie pamietamy niczego, co bylo dobrem, nie mozemy zniesc cierpien dnia dzisiejszego i lekamy sie przyszlosci. Cierpimy strasznie psychicznie i fizycznie.

Jesli uwazasz, ze mozesz miec depresje to nie obawiaj sie pojsc z tym do lekarza. Czy jesli boli cie zab nie idziesz do dentysty? Nie masz pojecia jak wielu ludzi korzysta z porad psychiatry z bardzo wielu powodow. Nawet lekarze choruja na depresje. Nie musisz opowiadac o uczuciach, jesli nie chcesz. Powiedz mu to samo co nam napisalas, o klopotach ze snem, utracie apetytu, problemach z koncentracja, nauka, strachu przed tlumem, braku sily do zrobienia czegokolwiek, apatii (tez to wszystko przezywalam). To mu wystarczy. Wiem, ze jeszcze w dzisiejszych czasach pojscie do psychiatry odczuwamy jako napietnowanie. To nie nasza wina, tylko brak wiedzy i malosc tych co jeszcze nie cierpieli. Juz w starozytnosci Hipokrates trakrowal nasza chorobe jak kazde inne.
Nie wiem czy Bog stworzyl depresje czy ludzie. W moim przypadku raczej ani jedno, ani drugie, tylko geny (depresja afektywna) a wiec moze i jedno i drugie razem. U Ciebie moze byc to reakcja na krzywde, przykrosci, a wiec “depresja reaktywna” (ale nie musi wcale tak byc, warto jednak sie dowiedziec). Jesli nie chcesz jeszcze pojsc do lekarza, poczytaj o tym w naukowej literaturze (znajdziesz w kazdej ksiegarni czy bibliotece).
Pozdrawiam!

By vasery on kwietnia 28, 2008 | Reply
Depresja to chemia, pod wplywem stresu i sytuacji beznadziejnych, ktorych nie mozemy zmienic, jestesmy bezsilni - mozg przestaje wytwarzac m.in. serotonine, ktora odpowiedzialna jest za przekazywanie impulsow elektrycznych miedzy neuronami, jest wtedy balagan w przekazywaniu informacji miedzy neuronami. Dlatego tak sie czujemy. Leki przeciwdepresyjne zawieraja serotonine lub powoduja wychwyt zwrotny serotoniny. Przepraszam za wymadrzanie sie, ale jestem za pojsciem do lekarza po leki. Czesc piszcie. .

By ela on kwietnia 28, 2008 | Reply
Vasery masz racje, ale jest tez tak, ze bez przyczyn zewnetrznych najpierw nastepuja pewne zmiany biochemiczne w organizmie hamujace wytwarzanie serotoniny, co powoduje stany depresyjne (biologiczne) i wowczas tym bardziej nalezy przyjmowac leki, bo zadna inna terapia nie pomoze.

By majkus81 on maja 2, 2008 | Reply
Zgadzam sie z toba Elu… Mozna chodzic na 1000 spotkan psychoterapeutycznych, a cierpienie zwiazane z depresja nie ustapi. A jak juz ustepuje, to na krotki okres czasu… Naprawde leki antydepresyjne to nic strasznego, jezeli ma sie szczescie i psychiatra trafnie je przepisze… Jak ja zaczalem je brac, to przeczytalem najpierw ulotke jakie objawy moga pojawic sie po zazyciu i sie przerazilem! Padaczka, leki, pot, suchosc w gardle, nudnosci, sennosc, rozdraznienie i tak dalej, i tak dalej… A co sie okazalo? Zadnych z tych objawow mnie nie dotyczy - ZADEN. Ale za to mam inne, takie jak np. radosc z zycia, satysfakcja z tego co robie, wewnetrzne spelnienie i swietne zycie towarzyskie i prywatne i jestem pewien, ze bez pomocy lekow bylbym teraz wrakiem czlowieka. Dziekuje Ci Boze…

By Unknown on maja 2, 2008 | Reply
Widz to co chcesz widziec, slysz to co chcesz slyszec, reszte omin, albo zgin. Kazdy ma swoj swiat, bo kazdy ma swoje oczy i uszy. Tak jak Cie widza, tak Cie pisza, tak jak Ty widzisz, tak pisz Ty. Niech nikt Toba nie kieruje, zdechniesz sam, nie z tym co sie z Ciebie smial. Rob swoje, bo widac, czy jestes robotem czy soba. Boj sie tylko siebie, bo nikt Cie nie moze bardziej zranic. Samodestrukcja, to zdrada siebie, a tego nie chcesz. Jak Cie zabija, to trudno, mozesz byc dumny… zabili Cie za bycie soba.

By admin on maja 3, 2008 | Reply
Unknown! Jak milo, ze sie do nas odezwales
Jednak na zranienia podatni sa ci, ktorzy zostali zranieni w czasie dorastania, dojrzewania, ci ktorzy szukaja akceptacji innych.
Byc soba… naturalnie tak trzeba, ale jesli ktos z powodu prolemow emocjonalnych nie wie do konca kim jest i bardzo potrzebuje bliskosci, aby potwierdzic swoja wartosc…
Samotni sa bohaterowie, ale my, spotykajacy sie na tej stronie, nie jestesmy bohaterami, potrzebujemy drugiego czlowieka, zrozumienia, milosci.
Pozdrawiam

By ola on maja 3, 2008 | Reply
Calkiem niedawno uswiadomilam sobie, ze bardzo czesto nie bylam soba, gralam, udawalam. Mysle, ze ze strachu przed odrzuceniem, przed brakiem akceptacji. Naprawde zupelnie nie zdawalam sobie z tego sprawy, gdyby ktos mi o tym powiedzial, czulabym sie urazona. Dzis place miedzy innymi i za to, ze ciagle robilam cos wbrew sobie, “kupowalam” sobie “milosc” rodzicow, potem meza. Odkrywanie kim jestem, jaka jestem, jest fascynujace, czasem bolesne, dla niektorych nie do zaakceptowania, meza juz nie mam…
Lecze sie od pieciu lat - leki, terapia.

By elabuk on maja 3, 2008 | Reply
W odniesieniu to tekstu, ze Bog doswiadcza tych, ktorych kocha - czytalam kiedys, ze gdy czlowiek cierpi, jest najblizej Boga, Jezusa, ktory sam cierpial. I paradoks to to, ze wtedy wydaje nam sie, ze jest tak zle, ze Boga nie ma, a wlasnie wtedy… On jest najblizej. Blizej niz wszyscy otaczajacy nas ludzie… blizej naszego udreczonego wnetrza i patrzy na nas z czuloscia i cicho nam towarzyszy… bo nas rozumie. To do mnie przemawia i jakos uzasadnia sens w bezsensie, chociaz nie jestem gorliwa katoliczka. Trzymajcie sie.

By Unknown on maja 3, 2008 | Reply
Witam Admin i wszystkich.
Nie wszyscy wiedza, ale ja choruje na schizofrenie, depresje i ostatnio sie dowiedzialem - manie przesladowcza i jakos sobie radze. Gram w kosza, spotykam sie z niektorymi znajomymi (tych nieodpowiednich unikam). Narazie jest ok… nasilenie tych chorob maleje wraz z wysilkiem fizycznym. Cokolwiek robisz, nie myslisz o niepotrzebnych rzeczach. Dalej mam dziwne schizy, ale mniejsze. Sam sobie radze, zero lekarzy i zero lekow. Podobno z tych chorob nigdy sie nie mozna wyleczyc w 100%, zawsze trzeba zrec jakies swinstwa… Wiec lepiej stanac twardo na ziemi i walczyc. Ja tak uwazam i narazie sie sprawdza. Wymyslam sobie metody leczenia, takie “samoleczenie”. Podobno takie cos istnieje. Pozdrawiam wszystkich i zycze powrotu do zdrowia, przynajmniej w jakims stopniu :).

By agnieszka on maja 8, 2008 | Reply
Witam
z depresja borykam sie od kilku lat, obecnie mam 18. Do depresji dochodzi jeszcze kilka innych chorob, ktore mecza mnie calkowicie. Chodzilam do psychologow, psychiatrow, terapeutow i niestety nie widze poprawy. Depresja ostatnio poglebila sie totalnie. Nie chodze do szkoly, nie mam sily chodzic na treningi, codziennie placze i ukojenie znajduje w zadawaniu sobie bolu. Niestety nawet to przestalo dzialac. Nie mam co liczyc na pomoc bliskich, poniewaz nikt z mojego otoczenia mnie tak do konca nie rozumie i nawet nie staraja sie pomoc. Moje zycie to walka o kazdy dzien, chcialabym zniknac z tego swiata, zakonczyc to wszystko, po prostu nie mam juz sily, od kilku miesiecy sie nie usmiecham. Brakuje mi osoby, ktora mnie zrozumie i pomoze mi  wiem, ze trzeba sobie radzic samemu, ale ja juz nie mam skad brac sil  Przepraszam, ze sie tak rozpisalam, ale musialam gdzies sie wygadac  zycze wszystkim powrotu do zdrowia, chociaz sama watpie, czy mi sie kiedys uda wyjsc na prosta

By elabuk on maja 9, 2008 | Reply
Agnieszko! Zycze Ci duzo sily. W Twoim wieku tez bylam w podobnym stanie. Nie leczylam sie, teraz, gdy to robie, jest duzo lepiej. Chcialabym, zebys trafila na dobrych lekarzy. Na pewno jest mozliwosc, zeby Ci pomoc. Bardzo serdecznie Cie pozdrawiam i trzymam kciuki za Ciebie.

By ola on maja 10, 2008 | Reply
Slyszalam, ze dzialaja grupy wsparcia anonimowych depresantow, na wzor AA. Podobno takie spotkania sa bardzo pomocne. W lutym powstala grupa w Plocku, w Warszawie dzialaja juz od dluzszego czasu. Jesli ktos ma wiesci na ten temat, to niech sie odezwie, prosze.

By Unknown on maja 11, 2008 | Reply
Mnie teraz tak bardzo choroba nie boli i nie atakuje jak samotnosc! To najbardziej mnie doluje! Nie ma nawet do kogo sie odezwac, wyjsc na dwor a za oknem taka piekna pogoda! Mam dosc, ciagle siedze w domu i gapie sie w monitor od komputera! To mnie calkiem wykancza ;/ Nie wiem co robic ;/ ide poszfedac sie po chalupie. Zycze wszystkim dobrych znajomych  Jesli ktos chcialby pogadac to piszcie dirtycrx@gmail.pl
Pozdrowienia i powodzenia

By Unknown on maja 11, 2008 | Reply
Juz sie zaczynam zastanawiac czy ta choroba… to rzeczywiscie choroba ;/ Czy mi odbilo czy jestem w czyms typu “Truman show”. Wiele na to wskazuje! Robie cos specjalnie, zeby sprawdzic reakcje ludzi lub robie rzeczy, zeby sprawdzic czy ktos mowil o mnie. I o dziwo wychodzi na moje! (chcialem tu przeklac) co to jest?? Wszyscy sie na mnie uwzieli? Wy tez jestescie udawani? Sam nie wiem, czy oszalalem, czy rozgryzlem o co w tym biega… (tu tez chcialem przeklac).

By ola on maja 12, 2008 | Reply
Uslyszalam kiedys, ze czlowiek jest samotny nie dlatego, ze ludzie go opuscili, ale dlatego, ze sam sie od ludzi odsunal. Ja tez jestem bardzo samotna, tesknie do ludzi, chcialabym rozmawiac z kims, kto mnie rozumie, a jednoczesnie nie potrafie do nikogo sie zblizyc. Jesli nie musze, to raczej nie wychodze z domu. Czuje sie taka beznadziejna. Nie wiem, Unknown, czy to depresja poteguje samotnosc, czy tez samotnosc poteguje chorobe. Zreszta, co za roznica…

By Unknown on maja 12, 2008 | Reply
Ta Ola masz racje, ale nie do konca, bo wina zawsze lezy po srodku. Samotnosc poteguje depresje i na odwrot, takie bledne kolo. Mam juz gdzies te cala chorobe, to co ludzie (przeklenstwo) i samotnosc. Nie podoba sie komus trudno, sam bylem w chorobie, to bede sam dalej, tylko niech nikt nie przylatuje do mnie jak wyzdrowieje, podajac sie za mojego przyjaciela. Jakos sobie radze… sam… bo musze! Nie mowie, ze mi to odpowiada, ale mus to mus. Zycze wam woli walki i checi przezycia, pomimo wszystkich smieci jakie napotkacie na drodze, pomimo wszystkich murow, jak sie ktoregos nie da przeskoczyc to go burzcie! Powodzenia!

By Unknown on maja 12, 2008 | Reply
“Twoj dom jest tam gdzie sie czujesz dobrze”. Moze po prostu nie znalezlismy jeszcze swego miejsca na ziemi i to nas tak dobija. Podswiadome wolanie o pomoc, sami nie szukajac go nie znalezlismy wiec placzemy i krzyczymy. Dobra teraz tylko problem jak znalezc to miejsce, nasz “dom”. Gdzie szukac?

By karola on maja 12, 2008 | Reply
Ola - mysle ze cos w tym jest.. to nie ludzie nasz opuszczaja, to my uciekamy od ludzi..

“samotnosc nie zaczyna sie wtedy kiedy ktos mnie opuszcza
ale wtedy kiedy ja odchodze
w rozpacz
lek
udreke”

Mysle ze cos w tym jest…. Tylko jak sie wyrwac z tego blednego kola??:(

By probujacy on maja 13, 2008 | Reply
Witam
Do Unknown: Wydaje mi sie, ze przechodze przez to co Ty. Popieram Twoje rady i Twoje niektore zdania. Dzieki, ze sie odezwales i napisales cos od siebie. Mi jest bardzo trudno sie otworzyc, bo wokol niestety wiecej niezrozumienia i obludy niz… czegokolwiek innego. Zreszta boje sie. Ale sprobuje!
Do ola: ‘czy depresja poteguje samotnosc, czy tez samotnosc poteguje chorobe?’ Mnie sie wydaje, ze to zamkniete kolo… jesli do niego wpadniesz to ciezko z niego sie wydostac.

A tak w ogole to odkad pamietam, to zawsze cos bylo ze mna nie tak. Mam dwoje rodzenstwa, ale zawsze to do mnie wszyscy mowili, ze nic ze mnie dobrego nie wyrosnie. Ale nic to. Nagle gdy jako pierwszy z calej rodziny zameldowalem sie z indeksem uczelni wyzszej, wszyscy zaczeli mowic, ze co to ja nie jestem i w ogole super. Oczekiwania rosly, jak to zwykle bywa, w miare jedzenia, a mi tu ani w glowie uczelnie konczyc (wiadomo, dol totalny, brak aktywnosci (oczywiscie tej nie zwiazanej z maskowaniem i kamuflazem) unikanie znajomych itp). W trakcie studiow (6 lat) zakochalem sie pare razy, a jakze, i z wiadomo jakim skutkiem… za kazdym razem jak juz nie moglem dluzej klamac i oszukiwac w sprawie depresji, robilem takie rzeczy, zeby to kobieta ode mnie odchodzila (jakze mi wstyd). Nie bylo mi latwo, ale wydaje mi sie, ze wybieralem dla ‘nich’ lepsze zlo (alez mi ciezko o tym nawet wspominac). Tak czy owak cholernie balem sie odrzucenia i tego ze z mojego powodu (znaczy choroby) to ‘one’ ode mnie odejda, zostawia mnie, i beda sie ze mnie smiac… Znalazlem fajna prace, fajnych znajomych, znowu sie zakochalem… i zawsze mimo tego wszystkiego cos mnie tak dziwnie klulo w sercu, ze plakac mi sie ciagle chcialo… i nadal sie chce…
Tak czy owak w zyciu zdarzaja sie piekne i wspaniale chwile. Nawet w naszych zyciach (zyciach depresantow) zdarzaja sie chwile, ktore chcielibysmy zatrzymac na zawsze (i zatrzymujemy je) ale za chwilke, tuz za rogiem, czai sie to ‘cos’, co nie pozwala sie dlugo z tego cieszyc… Eech… Ok, jedzmy dalej… Usamodzielnilem sie, znalazlem nowa prace, wszyscy mysleli, ze jest ok, jakos zalatwialem formalnosci, niektorzy znajomi nawet mi zazdroscili powodzenia, co wiecej poznalem nowa kobiete, z ktora sie dogadywalem (moja tolerancja byla naprawde wielka, a milosc jeszcze wieksza) i ogolnie spolecznie wiodlo mi sie super. Spolecznie… znaczy bylo super, jesli ktos to wszystko widzial z boku. W mojej glowie jednak nie bylo tak super. Wracalem po pracy i pilem w domu w samotnosci i po ciemku. Troche mi to pomagalo. Jak przychodzila moja dziewczyna, to jakos sie trzymalem, ale i to do czasu. Zawsze po jej wyjsciu zaczynalem pic. Ktorejs nocy zerwalem sie ze snu i zaczalem glosno krzyczec i plakac. Zadzwonilem do mojej dziewczyny i powiedzialem jej, ze cos jest ze mna nie tak. Ona nie namyslajac sie powiedziala, ze zaraz przyjedzie i rzeczywiscie za pare chwil juz siedziala kolo mnie na lozku. No ale ja nie potrafilem jej powiedziec (choc bardzo jej ufalem i chcialem) co mi sie stalo. Pamietam tylko, ze plakalem, bardzo i intensywnie i nie wiedzialem co z soba zrobic. Powiedzialem w koncu, ze jej dziekuje i zeby sobie poszla, bo to nie dala mi ukojenia. Zasnalem dopiero po swicie. Trudno mi bylo sie pozniej z nia skontaktowac, ale jakos sie udalo (gownie dzieki jej staraniom) i bardzo sie z tego ciesze. Wlozyla we mnie mnostwo swojego czasu i cierpliwosci, nie zyskujac chyba niczego w zamian. Na dokladke ucieklem z jej zycia, nawet w sensie geograficznym, a mimo wszystko stara sie do mnie dotrzec. Na kazdym kroku czuje jej bliskosc. Wiem, ze jej na mnie zalezy i ona tez wie, ze mi zalezy na niej, ale nie mozemy byc razem. Ja nie moge. Nie moge, nie potrafie byc z nikim. Ona chyba to rozumie. Ja tego jednak nie rozumiem. Dlaczego najblizsze mi osoby odrzucam od siebie? Przeciez nie chce tego, a jednak to robie. Minely od tego czasu prawie 4 lata. Pilem, palilem trawe… nie uzaleznilem sie jednak (tak sadze). W dalszym ciagu mamy ze soba kontakt. Ona daje mi troche sily. Probuje, na ile mnie stac, zeby sie do kogos zblizyc, na tyle, by siebie nie zranic bardziej i kogos nie skrzywdzic. Rodzicow juz sobie odpuscilem - nie chce ich martwic. Tak bardzo chcialbym zyc… tak bardzo chcialbym, zeby bylo dobrze…
Wybaczcie chaotyke pisowni i brak profesjonalizmu stylistycznego… (swoja droga chcialbym umiec pisac, co czuje). Dalej pije, bo mi troche pomaga, ale takze dalej szukam… nie wiem juz czego… nadziei? Nie bylem u specjalisty, ani nie bralem zadnych lekow. Raz poszedlem do neurologa, wyczekalem sie na swoja kolejke, a jak sie mnie pani doktor zapytala co sie dzieje, to najzwyczajniej w swiecie rozplakalem sie, nie wiedzac co powiedziec. Wyslala mnie do psychologa, ale juz tam nie dotarlem, do tej pory tam nie dotarlem. Szukam pomocy, ale boje sie bezposrednosci. Myslicie, ze jakis lekarz jest w stanie mi pomoc? Ze jakies leki pomoga?
Z gory chcialbym podziekowac za starania ze strony osob zwiazanych z Bogiem, ze niby to Jezus cie uratuje itp… wybaczcie ale dziekuje.
Nawet nie czytam tego co napisalem, bo sie boje, ze to zaraz usune i znowu uciekne. Chcialbym jeszcze tylko pozdrowic wszystkich, ktorych dotknelo jakiekolwiek nieszczescie.

By elabuk on maja 14, 2008 | Reply
Do probujacy: Jasne, ze leki Ci pomoga. Dobra psychoterapia tez. Mialam podobne doswiadczenia do Twoich, dzisiaj zaluje, ze nie zaczelam ich leczyc 30 lat temu (wtedy zreszta nie bylo tyle wiedzy o depresji, co dzis). Ale przed 11 laty podjelam leczenie i musze przyznac, ze leki bardzo potrafia pomoc. Po prostu inaczej sie na wszystko patrzy, czlowiek robi sie odporniejszy, chociaz teoretycznie nic sie wokol nie zmienia. Radzilabym Ci pojsc do psychologa i po leki do psychiatry.To nic strasznego, bogaci ludzie na zachodzie regularnie sie terapeutyzuja. Weteranka.

By karolka on maja 14, 2008 | Reply
Do probujacy - i znow jakiez to dziwne uczucie trafic na osobe czujaca jak ja, majaca podobne problemy w zwiazkach. Myslalam ze jestem w tym wszsytkim odosobniona, ze jestem dziwna, inna i ze caly czas patrzy na mnie jakbym spadla z kosmosu!
Ja tez tak robilam.. robilam wszsytko by ktos ode mnie odszedl, by sie znudzil, zniechecil, cokolwiek! Ja tez tak czuje.. ze chyba nie umiem z kims byc. Po ktoryms tam nieudanym zwiazku /wowczas to ja odeszlam bo facet zbyt bardzo wierzyl w to ze jestesmy dla siebie/ ubzduralam sobie ze nie powinnam nawet probowac z kimkolwiek byc, bo ranie siebie, innych, ze juz dosc, ze kolejnego razu nie dam rady zniesc… W ogole to ja nie wiem po co ja zyje.. Przeciez takie zycie nie ma sensu.. Po co Bog mnie stworzyl /jesli on w ogole jest/ no po co komu taka samotna zyjaca z dnia na dzien nie umiejaca sobie sama z soba poradzic istota????

By Unknown on maja 14, 2008 | Reply
A ja chyba zawalcze o rente. Do pracy boje sie isc, szczegolnie do takiej, gdzie przyjmuja z moim wyksztalceniem. Nie wiem co robic, do szkoly tez boje sie isc… Ehh

By probujacy on maja 15, 2008 | Reply
Do elabuk: juz od paru miesiecy sie przymierzam do wizyty u psychologa… wmawiam sobie, zeby isc, sam siebie przekonuje, powtarzam sobie i obiecuje sobie, ze jutro na pewno, jak tylko wstane, to zadzwonie sie umowic na wizyte… Tyle tylko, ze chyba jednak nie wykrzesam z siebie az tyle silnej woli, zawsze znajduje jakas wymowke. Juz sie nawet przekonalem, ze leki moga mi pomoc. Tylko zeby one mi z nieba spadly, zebym nie musial nigdzie isc, z nikim rozmawiac, niczego wyjasniac… a trzeba bedzie, wiec i wymowka sie znajdzie…

Do karolka: Ja nie wiem jak to sie w ogole dzieje… Kazdy z moich zwiazkow z mojej strony oparty byl o strach. Zawsze sie balem odrzucenia, z tego chyba wynikala tez zazdrosc. W najgorszych momentach zamykalem sie, wylaczalem telefon, po prostu odcinalem sie, zostawiajac wszystko losowi, a wlasciwie powodowalem, zeby los zareagowal w danym kierunku. Wolalem przyjac na siebie role wrednego drania, niz pozniej patrzec, jak ta druga osoba cierpi i musi znosic ‘humory’. Ostatnia rzecza na swiecie jakiej bym chcial, to zeby bliska mi osoba zachorowala na depresje ‘dzieki’ mnie. To by mnie juz wykonczylo calkowicie.

Ostatnie pare miesiecy nie robilem kompletnie nic. Jakos wykombinowalem zwolnienie i siedzialem w domu. Wrocilem na jakis czas do rodzicow, ale nic to nie dalo. Tak sobie mysle, ze oni maja swoje zycie, wlasne problemy, a mnie one zupelnie nie dotycza, jestem jakby poza tym wszystkim, jakbym ogladal kolejny odcinek serialu ze znanymi aktorami. Juz nawet gorskie wyprawy mnie tak nie ciesza jak dawniej. Jednego wieczoru poznalem mila dziewczyne, spedzilismy razem troche czasu i mielismy jechac razem na weekend. Zapowiadal sie fajny wyjazd… stac mnie bylo jedynie na to, zeby napisac jej sms’a, ze w ostatniej chwili wyskoczylo mi wazne zalatwienie. Weekend spedzilem oczywiscie w ciemnym pokoju z ksiazka i butelka, zalewajac sie lzami i probujac nie wyskoczyc przez okno.
Mija mi wlasnie okres bez pracy i nie wiem jak tam wroce. Juz nie mam sil na zalatwianie kolejnych zwolnien. Mysl o powrocie do pracy, do ludzi, przytlacza mnie. Wiem tylko, ze musze to zrobic, bo przeciez musze jakos placic rachunki. A moze zyje po to, zeby placic rachunki? Gaz, prad, woda, czynsz, podatki… jak na razie piec powodow do zycia…
Moze z ta renta to nie jest taki zly pomysl, kalectwo mozgowe… i kolejny pretekst, zeby odrzucac innych od siebie…

By ola on maja 15, 2008 | Reply
Wiecie co, chyba kazdy z nas zastanawial sie (i to nie raz) nad sensem zycia, sensem choroby, cierpienia itp. Piec lat temu, zanim pierwszy raz poszlam do psychiatry, modlilam sie tylko o to, zeby zasnac i wiecej sie nie obudzic, myslalam o samobojstwie, nawet zaplanowalam, jak to zrobie. Bylam w totalnej rozsypce - nie jadlam, mialam potworne bole glowy, mdlosci, wymioty, bylo mi przerazliwie zimno, w nocy meczyly mnie koszmary. Nie mialam pojecia, po co ja wlasciwie zyje. Ktos mnie wtedy jednak przekonal na wizyte u psychiatry i dzis jestem Mu wdzieczna, choc nie stal sie zaden cud i wcale nie poczulam sie od razu lepiej. W koncu leki zaczely jednak dzialac (po jakims miesiacu) i poczulam, ze moge jesc, a potrawy nie staja mi w gardle i nie smakuja jak siano. Lecze sie juz piec lat, jezdze na terapie i choc szalu nie ma, juz nie chce sie zabic. A sens? No coz, przewaznie mysle, ze jest, tylko ja go nie dostrzegam. Ale przeciez wielu rzeczy nie jestesmy w stanie ogarnac naszymi zmyslami, umyslem, a to przeciez nie znaczy, ze ich nie ma. Chce wierzyc, ze wszystko jest po cos, nawet jesli nie rozumiemy…

By Unknown on maja 15, 2008 | Reply
Tylko co to za zycie na rencie  Moze jednak ja wezme i bede tez robil jako kasjer albo pomywacz? 2 pensje i moze jakos sie wyzyje za to. Cholera, nawet nie umiem isc po NIP ;/ Jedna karteczka a dla mnie to tyle udreki… ;/ Niby nic, ale dla chorego to jak wspiac sie na Mount Everest… Pozdro i sily zycze

By agnieszka on maja 18, 2008 | Reply
Moj stan sie coraz bardziej pogarsza i dobrze ze nie jestem sama.

Unknown - ja do szkoly juz nie chodze, poniewaz nie mam zdolnosci do uczeszczania na zajecia - tak mam napisane w karcie. Dlatego czekam do wrzesnia, moze cos sie zmieni, ale i tak jestem 2 lata w plecy ;( Co do pracy, tez nie moge isc, poniewaz nie mam wyksztalcenia, boje sie isc sama tak gdzie sa ludzie i Nip czyli wyzwanie nie do pokonania  Nawet sama nie zalatwialam spraw zwiazanych z dowodem, musialam miec kogos, kto ze mna pojdzie. Ehh, zycze wszystkim sily w walce z tymi przeklenstwami

By Unknown on maja 19, 2008 | Reply
Agnieszko, ja nie chodze do szkoly 3 lata, tzn chodzilem co roku do nowej, ale pochodzilem pare miesiecy i rezygnowalem. Obecnie znowu mysle o powrocie do nauki, i to powazniej niz kiedykolwiek. Podobno nigdy nie jest za pozno, a juz na pewno nie w wieku 18 lat. Wiem, ze Ty tez masz 18 lat i chcialbym, zeby Tobie sie udalo zdobyc wyksztalcenie, wieczorowa szkola, to chyba dobre rozwiazanie, nie musisz z nikim sie zaprzyjazniac, a lekcje sa bardzo rzadko. Nie chce uchodzic za madrale i mowic, ze to proste, bo w takiej szkole tez juz bylem i nie udalo sie. Ale sprobuje drugi raz, nie chce sie poddawac! Nie mam sily na walke, ale mam jej jeszcze dosc, by nie spasowac calkowicie. Wszystkim zycze z calego, z calego serca, nie tyle wyzdrowienia, a… zastanawialem sie dlugo co w tym miejscu napisac, nie moglem znalezc slowa, ale chyba juz mam, zycze Wam Zycia pomimo, z Bogiem.

By gunia on maja 25, 2008 | Reply
karola, mysle, ze masz racje w 100 %. Od kilku lat kocha mnie facet, ja go tez, ale od dluzszego czasu nie potrafie okazac mu uczuc, a on przez to cierpi. Nawet nie mam sil tlumaczyc mu o mojej depresji - nasz zwiazek jakby wygasa. Ostatnio pojawil sie w moim zyciu zawodowym czlowiek nizszy poziomem ode mnie, ogolnie postrzegany jako gorszy w spoleczenstwie z roznych wzgledow. A ja czuje, ze przy nim chce mi sie cos robic, dla niego z racji mojego zawodu, ale juz nie tylko… on jest moja iskra do dzialania, radoscia… czy moze byc moim lekiem na depresje? On tez daje mi dowody sympatii - co to jest? PODPOWIEDZCIE PROSZE!

By gunia on maja 25, 2008 | Reply
a tak zartem: my, my wszyscy chyba pojdziemy prosto do nieba

By gunia on maja 25, 2008 | Reply
Probujacy: mysle, ze jestes bardzo wartosciowym facetem, trzymaj sie, pozdrawiam

By probujacy on maja 27, 2008 | Reply
Do gunia: wlasnie zaczalem nowa prace, zero emocji, zadnych uczuc… poznaje nowych ludzi i kompletnie mnie to nie obchodzi. Wszyscy sa mili i uprzejmi, usmiechaja sie i zartuja, ale ilu z nich czuje to co ja? Nie wiem jak dlugo wytrzymam… Ale dzieki, bo jakos faktycznie sie trzymam, z tym ze w ogole nie widze swojej wartosci…
No i… moim zdaniem nie ma piekla, ani nieba… moze byc tylko niska lub wysoka temperatura, ale oczywiscie moge sie mylic!
Chcialbym sie jeszcze odniesc do tego co napisalas o nowej sympatii… Otoz sadze, ze powinnas korzystac poki czas. Szkoda tylko tego faceta, ktorego kochasz. Rozne sa odcienie milosci i roznie sie do nich odnosimy, ale to jednak milosc jak piszesz… Majwyzsza wartosc jaka czlowiek moze wyznawac i odczuwac. Tego na pewno nie wolno lekcewazyc, no ale indywidualne odbieranie tego typu uczuc nie moze byc pod jakakolwiek cenzura, wiec wybacz jesli Cie urazilem. Natomiast jesli ten ‘nowy’ czlowiek w jakikolwiek sposob Ci pomaga, to bierz ile jestes w stanie, ale i sprobuj dac ile mozesz, bo chyba jednak dawanie daje wiecej satysfakcji a w koncu tego ‘nam’ brakuje… tak mysle.
Pozdrawiam wszystkich

By gunia on czerwca 1, 2008 | Reply
do probujacy: dzieki za to co do mnie napisales.To dawanie z siebie daje mi satysfakcje, zbyt wiele od tej osoby nie moge oczekiwac… Zreszta zawsze sama bardziej sie angazowalam niz otrzmywalam. Widze caly czas jak bardzo brakuje mi uczuc. A tak na marginesie: podoba mi sie Twoj styl pisania. Pozdrawiam Cie i zycze powodzenia.

By ola on czerwca 1, 2008 | Reply
W sobote bylam pierwszy raz na mitingu Anonimowych Depresantow. Odbywaja sie w Plocku, Plac Dabrowskiego 1 o 14.oo. Jesli ktos z Was mieszka w poblizu, to zachecam, przyjdzcie.

By probujacy on czerwca 4, 2008 | Reply
Od mniej wiecej tygodnia powtarzam sobie, ze przestane pic, uda mi sie to. W sumie to nie pije duzo, bardzo rzadko sie upijam, no ale pije codziennie. Po prostu czuje taka potrzebe, szczegolnie poznym wieczorem, jak nie moge spac. Zdarza sie takze po poludniu, a nawet zaraz po porannej kawie, jak mam wolny dzien. Robi mi sie slabo, rozsadza mi czaszke, nie moge sie na niczym skupic. Jak wypije ze dwa drinki, to sie troche uspokajam, mysli zaczynaja krazyc bardziej rownomiernie i spokojnie. Opanowywuje sie i pomalu wracam do zycia.
Pewnie sie zastanawiacie, po co ‘gosc’ pisze takie rzeczy na forum depresyjnym…
Otoz to jest jak na razie jedyna dla mnie pomoc w walce z depresja. Gdy czuje, ze nadchodzi czarna fala, nie potrafie sie opanowac… uciekam gdzie tylko sie da, przede wszystkim od ludzi, pozniej od swiatla, dzwiekow, ruchow i w koncu od wszystkiego. Zamykam oczy i albo ostro placze, albo krzycze w srodku, tak cichutko, zeby nikt mnie nie uslyszal. Tak jest w ostrych sytuacjach. W lagodniejszych nalewam sobie drinka albo piwko i po kilku, kilkunastu minutach zaczynam sie rozluzniac, naplywaja lagodniejsze mysli, krotko mowiac robi sie lepiej.
Nikogo do tego nie zachecam, bo mozna sie uzaleznic i chyba mnie to dopadlo. Jestem samotny, wiec i to moze prowadzic do alkoholizmu i wiekszej depresji. Czy depresja prowadzi mnie do alkoholizmu? Moze na odwrot? A moze to jest powiazane? A najgorsze w tym jest to, ze to picie tak naprawde nie pomaga!

Do gunia: dzieki za komplement  nie poddawaj sie!!!

By Binom on czerwca 4, 2008 | Reply
Do Probujacy - powinna Ci sie wlaczyc Wielka Czerwona Lampka Ostrzegawcza!!!! Dobrze myslisz - alkohol zaprowadzi Ciebie tylko w slepy zaulek, z ktorego bardzo ciezko jest wyjsc. Moim zdaniem to choroba prowadzi Ciebie do picia, szukasz “szybkiej” pomocy, by choc na chwile sie wyluzowac. Nie chce Ciebie oczywiscie pouczac, poniewaz Ty sam musisz dojsc do wniosku o totalnej bezsensownosci picia. Choroba alkoholowa jest cholernie podstepna - uzaleznienie, “buduje” sie latami, powodujac szkody na Twoim zdrowiu fizycznym, a psychicznym tym bardziej. Sa to niestety zmiany nieodwracalne. Wiec im wczesniej zdasz sobie sprawe, ze to bledne kolo tym lepiej.
Znam to z autopsji - dlatego napisalam.
Pozdrawiam Ciebie

By majkus81 on czerwca 6, 2008 | Reply
Do Probujacy:…To i tak miales farta na tyle, ze piwo, czy tez cos innego Cie wyluzowalo, choc na ten wlasnie czas picia… Ja podczas cholernie ciezkiej depresji, prawie codziennie, jak wychodzilem od mojej dziewczyny, a teraz zony, kupowalem sobie i pilem w samotnosci po 8 mocnych piw, czy tam 10 i nawet 6-ste z kolei wypite mi nie pomagalo… Bylo jeszcze gorzej! Mialem wtedy pare zloty, bo wrocilem z pracy z zagranicy i po wypiciu kolejnych piw bylem jeszcze bardziej zly na siebie, ze rozwalam te kase na bezsensowne picie, ktore nie dosc, ze nie przynosilo mi zadnej ulgi, to jeszcze wydawalem tygodniami kupe pieniedzy… Ale coz… nie potrafilem w tym ciezkim dla mnie okresie postapic inaczej… Ale dzieki Bogu jakos sie otrzasnalem i w koncu poszedlem do psychiatry, choc zawsze bylem przeciwny antydepresantom… Przepisal mi dobre leki
i dzieki temu, odbilem sie od dna… I teraz zyje sobie jakos, wiadomo - raz gorzej, a raz lepiej… Jak jest juz naprawde tragicznie, to znow siegam po leki, bo sa okresy, ze je odstawiam, zeby bez nich powalczyc o szczescie.. .Ale jednego jestem pewien - gdyby nie pomoc psychiatry i trafnie przypisanych mi lekow, to nie wiem co by sie teraz ze mna dzialo… i nawet nie chce wiedziec… Pozdrowienia dla wszystkich walczacych o swoje szczescie… Fajnie, ze powstal taki blog jak ten… Trzymajmy sie razem, chociaz tutaj,,, pomagajmy sobie wspolnie i dzielmy sie doswiadczeniami w walce z ta przynoszaca tyle zametu i ciepienia choroba duszy, jaka jest depresja i chorobom jej podobnym… A moze w koncu da za wygrana i odpusci??? Nigdy nic nie wiadomo…

By elabuk on czerwca 7, 2008 | Reply
Czy ktos z Was bral Wellbutrin XR150? Jesli tak, to napiszcie, prosze, jakie doswiadczenia macie z tym lekiem. Pozdrawiam wszystkich.

By gunia on czerwca 10, 2008 | Reply
do probujacy: dobrze, ze poruszyles kwestie alkoholu. Ja tez tak mam, ze czasem wypijam cos, zwlaszcza kiedy jestem sama - czuje wtedy odprezenie i zmniejsza sie bol kiedy “ona” mnie dopadnie. Troche mnie to przeraza… bo wypelnia moja wewnetrzna pustke. Moze niektorzy tez tak maja, ale sie tego wstydza? Dzieki za slowa otuchy. Trzymaj sie, pozdrawiam.

By Agula 34 on czerwca 12, 2008 | Reply
Ja tez tak mam, ze drineczek goni drineczka. Nie codziennie, ale zdarza sie. Najpierw mam niepohamowana ochote, a potem spore wyrzuty sumienia. Czasami jest tak, ze uda mi sie przezwyciezyc te nagla ochote na alkohol. W kazdym razie pracuje nad soba. Duzo sobie tlumacze i udaje mi sie z tym wygrac. Wtedy jestem badzo zadowolona z siebie. Nie wstydze sie tego, ze rozmawiam wtedy sama do siebie. Nie usprawiedliwiam sie. Biore wtedy kartke papieru i pisze. Wylewam zal i bol. I od razu nie chce mi sie pic dalej. Alkohol przestaje smakowac. Trzeba tylko uwierzyc. Uwierzyc przede wszystkim w siebie i sobie samemu. Pozdrawiam Was wszystkich. Zycze spokoju ducha.

By gunia on czerwca 12, 2008 | Reply
A moze my tez jestesmy alkoholikami? - to oczywiscie zart. Pozdrawiam Ciebie Agula 34 i Was wszyskich -gunia /37/

By gunia on czerwca 12, 2008 | Reply
Do Probujacy: co u Ciebie? jak sobie radzisz? odezwij sie. Pozdrawiam cieplo

By probujacy on czerwca 13, 2008 | Reply
Witam
Moja nowa praca nie jest taka jak myslalem. Wszystko jest zle i w ogole do niczego. Wbrew oczekiwaniom nie przestalem pic. Co wiecej jedyna rzecza jaka udalo mi sie zrobic to rozlozenie odpowiedniego harmonogramu. Otoz wymyslilem sobie, ze nie bede pij przed praca, zeby nie wpasc w klopoty zawodowe. Wobec tego pije tuz po pracy. Zaczyna sie od jednego drinka lub piwka a konczy szybkim upiciem, bo zazwyczaj jestem zmeczony po pracy. Wysypiam sie wobec tego i wstaje kolejnego dnia i ide do pracy. Mam wrazenie, ze juz wpadlem w schemat, a przeciez jeszcze nie minal nawet miesiac… Jestem w strasznej sytuacji, choc na pewno nie tak tragicznej jak niektorzy z Was. Zdaje sobie niestety sprawe z nieodwracalnych zmian zarowno fizycznych jak i psychicznych, ale nie wiem czy moge cos poradzic. Moja samotnosc jest wyborem swiadomym, natomiast depresji sam sobie nie wybralem. Nie chcialem jej, nie sadzilem, ze mnie dopadnie, nie mialem mozliwozci wyboru… Ciagle mi zle, mam zle mysli, ciezko mi sie skupic na czyms istotnym.
Osoby, ktore maja dzieci, maja jeszcze gorzej, dzieci na pewno widza i czuja, co sie dzieje z rodzicami, wiedza ze cos jest nie tak. A rodzice z depresja… ciezka sprawa. Moze dlatego ja nie mam dzieci?
Wybaczcie, jesli kogos zdolowalem. To tylko moje przemyslenia…
Do wszystkich kobiet cierpiacych na depresje i samotnie wychowujacych dzieci: walczcie!!! nie mozecie sie poddawac! Wasze dzieci to widza i kiedys beda podazac ta sama droga… do samotnosci… w przepasc!!!
To wielkie bledne kolo i nie ma konca. Jest tylko placz, wycie i daremne proby zrobienia czegos. Czasem pocieszanie pomaga, ale sa chwile, ze nie pomaga nic! A wtedy nikt nic nie moze zrobic. Po prostu nic… Mozna sie rozejrzec wokol i zobaczyc na wlasne oczy, ze to wszystko nie ma sensu…
Na zdrowie!!!

By gunia on czerwca 15, 2008 | Reply
Do probujacy: Ja sama wychowuje corcie, mam z tym wiele problemow, ale przeciez musze sie trzymac jakos. Jestes sam, wiec mozesz cos jeszcze zrobic ze soba, masz mozliwosc zmiany, bycia z kims… nie poddawaj sie i nie pij prosze, bo widze, ze chyba nie jestes w najlepszej formie. Ja mam chyba gorzej od Ciebie. Trzymaj sie i nie poddawaj. Wiem co czujesz, bo ostatnio sama tylko placze - Podrawiam Cie .

By admin on czerwca 16, 2008 | Reply
Probujacy! Ja mysle, ze depresja moze doprowadzic do uzaleznienia od akoholu. Alkohol daje chwilowa ulge, jednak potem samopoczucie sie jeszcze bardziej pogarsza, wzmacniaja sie leki. Nastepny drink znowu przynosi ulge, ale taki styl nie tylko ze nie pozwala normalnie zyc i fukcjonowac, to jeszcze dodatkowo rozwala system nerwowy, ktory u osob ze sklonnosciami do depresji jest wrazliwy, nadwrazliwy nawet. Do tego dochodzi poczucie winy - kolo sie zamyka.
Znam kilka osob, ktore postanowily nie pic i niestety nie udawalo sie to, dopoki nie skorzystaly z pomocy grupy. To moze byc miting AA (anonimowi alkoholicy), albo jakas grupa terapeutyczna gdzie “przechodzi sie” program 12 krokow. Na marginesie - ten program tez jest realizowany na terapii dla osob wspoluzaleznionych i uwierz mi, ze jest niezwykle madry, sprawdzony juz przez dziesiatki lat i daje wspaniale efekty.
Goraco Cie namawiam, abys poszukal takiej grupy i zamiast siegac po drinka, przeszedl sie na spotkanie. Zobaczysz, ze natychmiast poczujesz sie silniejszy, ze spotkasz tam ludzi, ktorzy maja podobne problemy, ludzi, ktorzy podziela sie z Toba swoim doswiadczeniem i zyczliwoscia.

By Unknown on czerwca 19, 2008 | Reply
“Pytasz co robic? Powiem to Ci… Rob co najlepiej Ci wychodzi” Kaliber44 - co robisz

By Unknown on czerwca 20, 2008 | Reply
Mam do was WSZYSTKICH pytanie, mam nadzieje, ze kazdy odpowie. Zajmowaliscie sie kiedys OOBE? Interesowaliscie sie “za bardzo” satanizmem? Wywolywaliscie duchy (nawet bez skutecznie)? Bawiliscie sie w Tarota (sami ze soba albo komus wrozyliscie)? W ogole zapuszczaliscie sie w “magiczne” sfery tego swiata w jakikolwiek sposob?

By Unknown on czerwca 20, 2008 | Reply
Podobno kazda ingerencja (fizyczna, materialna, swiadoma, namacalna) czlowieka w to co jest niematerialnem, moze zakonczyc sie (a nawet na pewno zakonczy sie) opetaniem. Czytalem o tym gdzies tam, jakis ksiadz pisal o tym. I to opetanie moze miec forme chorob psychicznych, omamow, halucynacji itp itd (tak jak w naszym przypadku). No i oczywiscie gorszych - ale to nas nie interesuje. Dlatego pytam, czy ktos choc raz “probowal uzyskac odpowiedzi na nieznane”?

By admin on czerwca 20, 2008 | Reply
Unknown, nie wiem co znaczy OOBE, ale przed laty bralam udzial w zajeciach “otwierajacych” pamiec czy mozg?… Stawialam pasjanse, ktore odpowiadaly mi na rozne pytania. Bylam tez u wrozki.

Nie wykluczam, ze te doswiadczenia poskutkowaly sklonnosciami depresyjnymi. Jednak z perspektywy czasu widze, ze “wchodzilam” w te sprawy dlatego, ze nie bylo we mnie spokoju i rownowagi. Szukalam ukojenia na rozne sposoby. Dodam, ze bylam wtedy ateistka i zapewne byly to moje poszukiwania duchowosci - mowiac w skrocie.

Gdy po latach wrocilam do Kosciola i zaczelam czytac Pismo Swiete, zobaczylam, jakie to byly niebezpieczne praktyki. Bardzo niebezpieczne!

Dzis na wszystkie sposoby ostrzegam wszystkich przed tego rodzaju “zabawami”, bo to jest otwieranie drzwi zlym duchom. A one potem drecza nas na rozne sposoby.

Dzis mam Rozaniec, modlitwe i wiare, ze Pan Bog mnie kocha, a moja przeszlosc jest droga…

Warto spotkac sie z kaplanem i porozmawiac o sprawach, ktore Cie niepokoja. Nie zapominajmy, ze Kosciol ma juz ponad 2000 lat i choc niektorzy twierdza, ze jest skostnialy, staromodny, to jednak prowadzi nas od wiekow, a ci, ktorzy od niego odchodza, po prostu sie gubia.

By Unknown on czerwca 20, 2008 | Reply
“OOBE - out of body experience, doswiadczenie poza cialem) - wrazenie postrzegania swiata spoza wlasnego ciala fizycznego. Osoby bedace w stanie OOBE twierdzily, ze mogly sie poruszac, dokonywac obserwacji i komunikowac z innymi istotami inteligentnymi, podczas gdy ich ciala spoczywaly nieruchomo. Zjawisko to wystepuje czesto pod wplywem pewnych silnych substancji psychoaktywnych, zwanych dysocjantami (choc osiaganie OOBE nie jest wykluczone przy uzyciu substancji innego rodzaju), przy okreslonych zaburzeniach swiadomosci, a takze moze pojawiac sie w swiadomych snach; czesc osob doswiadcza jednego lub kilku krotkich epizodow w ciagu zycia bez zadnych wyraznych przyczyn; inni zas deklaruja umiejetnosc wywolywania ich swiadomie, np. za pomoca medytacji.”
Ja wywolalem to za pomoca medytacji w chwile przed opuszczeniem ciala (jak sadze), uslyszalem okropny, ogluszajacy warkot (jakby traktor) a zaraz po nim glos, ktorego nie jestem w stanie opisac, taki glos na ziemi nie wystepuje, byl okropny! Ten glos powiedzial do mnie “probujesz uzyskac odpowiedzi na nieznane”. Serce mi momentalnie zamarlo, od razu ucieklem z OOBE i lezalem na lozku sparalizowany przez jakies 5 minut, patrzac sie w sciane, zanim cokolwiek moglem zrobic, powiedziec, czy nawet ruszyc oczami. Wczesniej bawilem sie w Tarota, jeszcze wczesniej w wywolywanie duchow, do tego strasznie interesowalem sie sprawami wykraczajacymi poza nasza rzeczywistosc. Do tego przeczytalem wypowiedz ksiedza o zwiazku opetania z tymi doswiadczeniami, dlatego chcialem zapytac, czy ktos z Was tez moze byc chorym przez wlasnie “to”.

By admin on czerwca 20, 2008 | Reply
Unknown, ja wlasnie bralam przed 26 laty udzial w takich eksperymentach. Mialam potem bardzo trudne do zrozumienia dla mnie “odjazdy”. Nie wykluczam, ze moje problemy stad sie wlasnie biora. Slyszalam o osobach, ktore po glebokich eksperymentach tego rodzaju, nie umialy juz normalnie zyc i popelnialy samobojstwa.
Kosciol mowi, ze to jest otwieranie sie na sily naturalne, ktore niszcza dusze, psychike.
Namawiam Cie goraco na porozmawianie o tym z jakims madrym ksiedzem.
W Nowym Testamencie odnajdziesz opisy takich stanow, ktore Chrystus uzdrawial.
Polecam tez modlitwe na Rozancu.
Trzeba szukac pomocy w bezpiecznych miejscach!

By Unknown on czerwca 20, 2008 | Reply
Ciezko znalezc madrego ksiedza, w ogole chyba takich z powolania juz nie ma. Nie znam zadnego ze tak powiem, ktory bylby w stanie mi pomoc.

By gunia on czerwca 24, 2008 | Reply
do probojacy: prosze odezwij sie!

By probujacy on czerwca 29, 2008 | Reply
Witam
Do Unknown: Czytalem ‘Podroze poza cialem’ Roberta Monroe’a, ale jakos mnie to wszystko nie przekonalo. Oczywiscie nie kwestionuje przezyc i wszystkich zjawisk opisanych w ksiazce i przez samego autora. Na pewno cos w tym jest. Trudno mi sie na ten temat wypowiedziec w moim obecnym polozeniu. Wiem natomiast jedno: gdy mam dola, wiekszego czy mniejszego, to na pewno nie jest to zadne ‘out of body expirience’ tylko jest to ‘prawdziwy dol powodujacy fatalne samopoczucie zazwyczaj konczace sie dlugim wpatrywaniem sie w poduszke z odleglosci mniejszej niz jeden milimetr’. Mysle sobie ze gdybym przezyl cos podobnego do OOBE, to byloby to cos fajnego, zainteresowalbym sie tym bardziej… Niemniej jednak uwazam, iz nie ma to nic wspolnego z depresja. Poczytac warto… kazda lektura daje jakas nauke, warto poczytac przeciwstawne teorie, aby wyrobic sobie wlasne zdanie na dany temat. Nie chce krytykowac Biblii - uwazam ze jest w niej wiele madrosci - ale warto poczytac takze Tore, Konfucjusza, DalajLame czy innych. ‘Prawdziwego zycia nie da sie zaszufladkowac’.

Do Gunia: U mnie ok. Ciezko pracuje, wracam zmeczony i klade sie spac, wiec nie mam wiele czasu na przemyslenia (sic! Akurat!) A co u Ciebie?

Do admin: Dzieki za wsparcie! Doceniam to! Niemniej jednak doswiadczenie innych i ich zyczliwosc nic mi nie pomoga. Byc moze spotkam podobnych do siebie i co? ‘Czesc, mamy takie same problemy, fajnie jest, ze mozemy sie tym podzielic, widzimy sie za tydzien.’ To nie takie proste w moim przypadku, choc wcale nie uwazam sie za kogos wyjatkowego, wrecz przeciwnie. Ciezka praca fizyczna daje mi czasem troche ukojenia ale… wlasnie, zawsze jest to ale…

Pozdrawiam wszystkich

By gunia on lipca 2, 2008 | Reply
Do Probujacy: dzieki ze sie odezwales. Jakos sie trzymam. Ten facet, o ktorym kiedys pisalam /ten zwiazany z moja praca/… cos jednak miedzy nami zaiskrzylo i to mi daje duza sile. Ciekawe na jak dlugo. Ciesze sie, ale i jestem w rozterce… Na razie ok. Mysle, ze Twoja praca tez jest w pewnym stopniu lekarstwem na smutki. Trzymaj sie, pozdrawiam Cie cieplo.

By probujacy on lipca 7, 2008 | Reply
Do gunia: Wiesz, zastanawiajace jest, jak rozne rzeczy, tematy i motywy moga wprawic czlowieka w rozny nastroj. Przez mniej wiecej trzy dni walczylem z sasiadem, klocilem sie z nim, walilem w sufit, dzwonilem na policje; istna paranoja. W sumie niewazne o co chodzilo, wazne jest natomiast to, ze przez ten czas nie myslalem o swojej depresji… tzn. nie mialem za wiele czasu na to, biorac pod uwage prace i spanie. Ale jak zdalem sobie z tego sprawe, to wyszlo mi na to, ze jednak lepiej klocic sie z dokuczliwym sasiadem, niz w samotnosci przezywac koszmarne chwile… Zastanawia mnie w tym momencie fakt, ilu dokuczliwych sasiadow moze cierpiec na depresje? Czy dokuczanie innym moze byc pewnego rodzaja odskocznia od depresyjnego bagna?
Niemniej jednak, zeby nie zanudzac, ciesze sie, ze sie odezwalas do mnie. Rozmowa nawet na forum zawsze jakos pozytywnie wplywa, przynajmniej na chwile…
A co do Twojego ‘roziskrzonego’ kolegi z pracy - nie zastanawiaj sie ‘jak dlugo’, ile jeszcze’, po co mi to wszystko’ albo ‘co bedzie jak sie nie uda’. Wiem, ze tego typu pytania to codziennosc, ale najlatwiej jest ocenic sytuacje komus z boku. A ktos taki zawsze powie: ‘bierz byka za rogi’, idz na calosc’, ‘co Ci szkodzi’, ‘Daj sie poniesc emocjom’ itp. W normalnej sytuacji tez bym tak powiedzial, ale ze nie czuje sie tak, to powiem… dokladnie tak samo!
‘cos jednak miedzy nami zaiskrzylo i to mi daje duza sile.’
Co tu dodac wiecej…
Obys juz na to forum nie musiala zagladac…
Pozdrawiam wszystkich

By admin on lipca 7, 2008 | Reply
probujacy: to piekna opowiesc o sasiedzie! A jakze prawdziwa!

Mam takie dwie refleksje, a moze nawet trzy

Zony alkoholikow wpadaja w stany depresyjne, gdy nagle mezowie przestaja pic. Natomiast, gdy mezowie przychodza pijani do domu, dostaja energii i chce im sie wtedy sprzatac, prac i gotowac. Dlaczego? Bo lek zostal “skanalizowany”. Najbardziej destrukcyjny jest lek, ktory jest irracjinalny.

Gdy z wielkim wysilkiem zabralam sie za nauke jazdy samochodem, wbrew sobie i wbrew moim mozliwosciom, depresja poszla na urlop. Wysilek i stres spowodowal wyzwolenie od niej.

Kiedys, przed laty, moj psychoanalityk powiedzial, ze moja depresja, to moje emocje, ktore siedza we mnie. Ja je trzymam w sobie, nie daje im ujscia, wiec buszuja po mnie w bolesny sposob.

Wiec ten Twoj sasiad jest odzwierciedleniem “w jednym” tych trzech sytuacji, ktore powyzej opisalam.

Moim zdaniem depresja jest niczym innym, jak nieokreslonym lekiem, ktory zyje w nas jak wirus. Ten lek najprawdopodobniej zostal zaszczepiony w dziecinstwie. A to awantury w domu, a to lekowe spojrzenia matki, a to odrzucenie naszej dzieciecej milosci przez niedojrzalych rodzicow.
Oczywiscie nie kazdy od razu lapie depresje, ona jest “przynalezna” nadwrazliwcom.
I tyle

Bardzo mi sie podoba Twoje spostrzezenie, ze awanturni sasiedzi, to zapewne depresanci, ktorzy znalezli sposob na polepszanie sobie samopoczucia

Moja leciwa mama dostaje rumiecow i wygladza jej sie buzia, gdy w rodzinie jest wielka awantura. Natomiast blogi spokoj powoduje, ze zapada sie w siebie, mizernieje.
Wiec moja dzielna mama dba o to, zeby nie brakowalo konfliktow w rodzinie. Uzywa do tego calej swojej nie malej inteligencji.

Pozdrawiam i zycze kolejnych tworczych obserwacji oraz udanej autopsychoterapii (ja tylko w nia wierze!)

By gunia on lipca 8, 2008 | Reply
Do Probujacy; a jednak zagladam, choc na razie czuje sie dobrze. Milo mi, ze sie odezwales i dzieki za Twoje trafne przemyslenia. Masz racje, ze cokolwiek co wzbudza nasze emocje, pozwala odsuwac depresje, a to juz jest pozytywne /moze nawet klotnia z sasiadem/. Wszystko lepsze niz depresja. Zycze Ci mimo wszystko pozytywnego odczuwania. Trzymaj sie, pozdrawiam cieplo i odzywaj sie

By probujacy on lipca 15, 2008 | Reply
Witam
Kolejne trudne dni, odsuwam sie od ludzi, boje sie ich, nie potrafie sobie poradzic z towarzystwem, boje sie konfrontacji… Juz nawet nie wiem, czy to pisanie ma jeszcze sens.
Admin: masz racje, ze depresja to emocje siedzace w glowie, trzeba je stamtad wyrzucic. Tylko jak? To nie takie proste. Stracilem prace, wiec bede mial troche czasu… moze jednak lekarz? Oby mi sil starczylo, aby tam pojsc…

By gunia on lipca 27, 2008 | Reply
Do Probujacy; trzymaj sie i nie zalamuj. Zycze Ci wiele sil i pozdrawiam cieplo

By Unknown on lipca 29, 2008 | Reply
Siema
Wita was ten sam Unknown co kiedys, tzn nie do konca. Mialem (mam?) ciezka depresje (ciezka jak kazda z jego punktu widzenia), schizofrenie, manie przesladowcza i inny brud w glowie. Wydaje mi sie, ze wyzdrowialem, od razu mowie, ze za sprawa Boga, wspomogl mnie niesamowicie, pomimo kolejnych problemow, moja bezradnosc malala. ALE!!! I tu jest wieeeelkie ALE! Teraz widze, albo stalem sie samolubny, leniwy, msciwy, nerwowy!! Jestem ciagle rozdrazniony! Nie podoba mi sie terazniejsze moje JA… Z emocjonalnego delikatnego kwiatka zostaly ze mnie tylko kolce… Przekwitlem? Na to wyglada…
1 Rosnacy kwiat - szczesliwy slodki i twardy, cierpliwy i zdecydowany, wesoly i rozwazny
2 Rozkwitniety kwiat - delikatny, oslabiony, podatny na bodzce zewnetrzne
3 Przekwitniety kwiat - slaby, smierdzacy, brzydki, raniacy, gbur…
Pozostalo mi juz tylko odejsc z tego swiata?
Pozdrawiam…
Z deszczu pod rynne… a wcale sie nie umylem.

By Unknown on lipca 29, 2008 | Reply
Chyba nawet umiem wytlumaczyc ten stan… Zrobilem sie samolubny, bo w chorobie nie mialem zadnego wsparcia, bylem sam, kazdy mial mnie w dupie… To tak samo jak z moja nieufnoscia… Nie umiem ufac bo zdradzono mnie nie raz… I teraz moja tarcza jest nienawisc?? Duzo rzeczy zrozumialem podczas choroby i podczas wychodzenia z niej… wyciagnalem wnioski… ale (znowu to “ale”) jestem zbyt “cienki”, zeby stosowac sie do tych madrosci… bo nie ufam nawet sobie, ani czy moje czyny moga cokolwiek znaczyc… Teraz wiem co znaczy, ze na nic czlowiekowi madrosci…

By Unknown on sierpnia 10, 2008 | Reply
Witam
Kolejny sen: We snie pilismy sobie w towarzystwie piwo, (…) po powrocie do domu kumpel pokazal mi dwie piosenki i powiedzial ze mam je zapamietac, zapamietalem jedna, obudzilem sie i po 5 minutach zadzwonilem do kolezanki ktora byla na imprezie i mnie zaprosila, wtedy w tle uslyszalem te wlasnie piosenke ze snu, przestraszylem sie, wiec odmowilem… potem kumpela mi mowi, ze impreza sie zepsula, ze wszystkich ludzi zostali najgorsi, jakies cwaniaki i chce stamtad jak najszybciej isc… wiem co to za ludzie i nie chcialbym byc tam z nimi… Wiec ten sen… to takie ostrzezenie z Gory? Jesli tak, to dziekuje za niego Bogu. Szkoda ze nie pamietam tej drugiej…

By admin on sierpnia 10, 2008 | Reply
Unknown!
Ciagle szukam - z czego jestem dumna! Trafilam na warsztaty pn “Kochaj rodzicow i zyj”.
To dla takich duzych a niekiedy i starych dzieci, ktote nie potrafia sie pojednac z rodzicami, pogodzic itd.
Tam uslyszalam takie okreslenie, ze Centrala dziala, ingeruje, prowadzi. Tak w nowoczesnym swiecie i jezyku okresla sie Pana Boga.
No wiec w swietle tych nowych dla mnie terminow skomentuje Twoj sen: Centrala dziala!!!
Pozdrawiam i pamietam w modliwtie o Tobie i Julii i Rodzicach.

By Unknown on sierpnia 12, 2008 | Reply
Dzieki Adminie za pamiec, ja szczerze powiem, ze zapominam w modlitwie o Was  Nie bede sie tlumaczyl, slabo z pamiecia, bo to zalosne. Bede sie staral nie zapominac! Pozdrawiam!

By Unknown on sierpnia 17, 2008 | Reply
No od tamtego czasu pamietam o modlitwie
Pozdrawiam i zycze wszystkim powrotu do zdrowia!

By k. nova on sierpnia 19, 2008 | Reply
Ja pamietam o WAS od pewnego czasu w modlitwie
szczerze pozdrawiam

By Unknown on sierpnia 20, 2008 | Reply
Wszystko jest tak banalne… a jednoczesnie trudne do ogarniecia. Co nas powstrzymuje przed podejmowaniem niektorych decyzji? Wstyd, duma, niewiedza, egoizm, lenistwo i wiele innych postaw ktorych slow nie znam. Zapomnialem chyba o jednym z wazniejszych: strach… przed czymkolwiek, skutkami, przed dzialaniem, przez brak wiary w siebie. Jak dobrze “My” to znamy? Ale to nie tylko nasz problem, kazdy czlowiek, jeden bardziej drugi mniej, odczuwa to samo. Z racji tego ze jestesmy “nadwrazliwcami” dochodzi to do nas dobitniej… Czy to zle? Inni nie widza zla ktore robia, bez sumienia z zimna krwia, wiec pytanie… Czy rzeczywiscie to z nami jest cos nie tak? Jako osoby o podwyzszonym poczuciu moralnosci, duchowosci, wrazliwosci powinnismy bac sie tylko Boga, a nie tego ze nie jestesmy ludzmi szeroko rozpowszechnionego standardu, nadanemu przez “populacje” jakim jest bycie super-fajnym, super-pieknym, super-towarzyskim… Trzeba miec tylko sile zeby przezyc to cierpienie bo “sens zycia to samo jego przezycie” Nie wazne jak ani gdzie, byle prosto do Boga. Wiec nie robcie na sile rzeczy ktorych w glebi duszy nie chcecie robic, nie starajcie sie na sile byc ulubiencem kazdego. Glowa do gory.

By admin on sierpnia 23, 2008 | Reply
Unknown, dziekuje i tez pamietam!
Zgadzam sie ze wszystkim co napisales, tak - to sa fakty.
Proponuje wszystkie cierpienia oddawac Panu Bogu - choc to nie jest latwe. Najlepiej w jakiejs intencji.
Jesli mnie boli, jesli jest mi zle, mowie: Panie Boze, Ty to widzisz i ja Tobie to oddaje.
Pozdrawiam

By k. nova on wrzesnia 2, 2008 | Reply
Oddaje sie Tobie Panie z tym wszystkim co mi dolega.
Ty przyjmij moje cierpienie i zeslij pomoc z nieba.
Niech Twej pomocy doznaja razem ze mna Ci co sie zle maja,
A zwlaszcza prosze o jedno, o sile Ducha potrzebna
do tego by tu, na ziemi
wytrwac z tymi wszystkimi,
ktorzy rania dusze i cialo,
a litosci wcale nie maja,
dla nas chorych na duszy
poddanym ciezkim katuszom.
Prosze Cie Panie przyjdz
i pomoz pokonac… (strach).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz