środa, 6 lipca 2011

Wybaczanie

Wybaczyc nie znaczy – zapomniec.
Gdy mylimy wybaczanie z zapominaniem, to stoimy w tym samym blotnistym miejscu i przy kazdym ponownym ciosie, wpadamy coraz glebiej w bloto, ktore muli oczy umysl i serce.
Wybaczanie jest stanieciem w prawdzie – przypatrzeniem sie faktom, ktore mialy miejsce, ktore uderzaly w nasza godnosc.
Zapominanie i tesknota za akceptacja osoby, ktora nas odrzuca, prowadzi do wspoluzaleznienia – chorobliwego przywiazania do osoby, od ktorej oczekujemy czegos, czego ta osoba po prostu nie umie dac. Nam sie wydaje, ze ona nie chce, albo ze nie zasluzylismy jeszcze na to, zeby obdarowala nas swoja czuloscia. Wiec stajemy na uszach, na glowie i staramy sie o te milosc, czesto ponizajac samych siebie.
Az wreszcie przychodzi rezygnacja, ktora boli, odbiera chec do zycia – uciekamy w depresje.
Mozna sie rozstac z partnerem, ktory nie daje poczucia bezpieczenstwa, mozna sie rozstac z falszywym przyjacielem. Ale co zrobic z matka, z ktora sie rozstac nie mozna? Co zrobic z niedobrymi doswiadczeniami z dziecinstwa, z odrzuceniem, klamstwem, blokowaniem dobrych relacji z innymi czlonkami rodziny, ktore byly dzielem matki zazdrosnej i zaborczej czy ojca alkoholika?
Co ciekawe? Tak jak kobieta potrzebuje akceptacji i czulosci matki, aby dojrzec w swojej kobiecosci i isc przez zycie szczesliwie, tak mezczyzna potrzebuje akceptacji ojca, by stac sie odpowiedzialnym, realizujacym sie w zyciu mezczyzna. Najczulsza matka nie zastapi chlopcu ojca i najlepszy ojciec nie zastapi dziewczynce matki.
Z tego wniosek, ze poranione kobiety na ogol najwiecej maja do wybaczenia matkom, a mezczyzni ojcom.

Odrzucona i ponizana przez matke kobieta ucieka w ramiona mezczyzn. Jednak nie znajduje tam ukojenia, bo wybiera takich, ktorzy powtarzaja zachowania matki i tak jak ona, po prostu nie potrafia kochac!
Mezczyzni czesto uciekaja w alkohol, prace czy hazard.
Jak poradzic sobie z ta niedobra przeszloscia, w ktorej nie wyrobili sie nasi rodzice? Przeszloscia, ktora bolesnym pietnem dotyka nas dzisiaj?
Droga jest prosta, choc trudna: wybaczyc rodzicom. Napisac list do matki, do ojca, w ktorym wybaczymy punkt po punkcie wszystkie nasze krzywdy. Nie musimy tego listu dostarczac – mozna go nawet zniszczyc, zeby nie dostal sie w niepowolane rece.
Z mojego doswiadczenia wynika, ze nie ma innej drogi zdrowienia, jak wybaczenie i pokochanie swojej matki i ojca takimi, jakimi byli w naszym dziecinstwie.

Z czasem odnajdziemy w naszym sercu nawet czulosc dla naszych – tez przeciez skrzywdzonych przez swoich – rodzicow. To juz bedzie znak, ze proces zdrowienia nabral tempa.
Gdy wybaczymy rodzicom, bedziemy bardziej wyrozumiali dla siebie, bedziemy umieli wybaczac sobie, z czasem polubimy a nawet pokochamy siebie.
A czlowiekowi, ktory kocha i szanuje siebie na pewno depresja nie grozi.

31 Responses to “Wybaczanie”

By marioatlas on grudnia 10, 2007 | Reply
Wybaczanie jest bardzo trudne szczegolnie wobec osob ktore nas zawiodly.Ja nad tym pracuje, przede wszystkim staram sie zrozumiec dlaczego.Zrozumienie ulatwia wybaczanie ale nie jest latwo.Pomaga rzeczywiscie w wychodzeniu z depresji ale wybaczyc to nie znaczy zapomniec.

By admin on grudnia 11, 2007 | Reply
Tak, tak Marioatlas! to jest trudne. Jednak nie zawsze zrozumiesz dlaczego ktos Cie skrzywdzil. Bo jesli to jest psychol, to on sam nie wie, dlaczego innych krzywdzi. Pewnie dlatego, ze on tez kiedys zostal skrzywdzony. To jest jak “fala” w wojsku. Mozna te fale zatrzymac tylko aktem wybaczenia. Ja wybaczalam swojej mamie zalewajac sie lzami. Modlilam sie i mowilam: Boze pomoz, ja nie dam rady! I wiesz co? Minelo kilka dni od tych mych wewnetrznych dramatow i poczulam jakies cieplo, a nawet tkliwosc do mojej mamy. I wtedy zaczelam nawet ja rozumiec. Wiec radze: nie zaczynaj od proby zrozumienia, ale od wielkiego, bolesnego aktu wybaczenia. Nawet sobie mozesz napisac na kartce, co komu wybaczasz (to ulatwia ten caly proces). Zycze powodzenia i pozdrawiam!

By marioatlas on grudnia 11, 2007 | Reply
Dzieki za rade faktycznie akt wybaczania jest bardzo bolesny.Wybaczenie wymaga pozbycia sie dumy i zlosci.Odwaga i wiara jest ogromnie wazna.Nie zawsze jednak mozemy wybaczyc osobiscie.Napisanie na kartce co komu wybaczasz to dobry sposob.Boje sie jednak, ze akt wybaczenia zostanie odrzucony.Mam jednak nadzieje ze uda mi sie osobiscie kiedys wybaczyc i poprosic o wybaczenie.Pozdrawiam!

By madzia on grudnia 20, 2007 | Reply
z tym wybaczaniem wlasnie dokladnie tak jest ttlko ze ja znow jestem na takim etapie ze nie chce ujrzec prawdy,wiem ze ona gdzies tam jest,ale jesli ona sie przedziera przez moje mysli to zaraz probuje o niej zapomniec bo czuje sie winna i ne powinnam tak myslec,za bardzo wtedy jest dla mnie wszystko za proste,takie ze az nie mozliwe ze duzo spraw to nie moja wina,skoro czuje sie winna i znowu zrobilam cos zle to nie moge sobie tak poprostu dac spokoju i isc spac

By Malgonia on lutego 17, 2008 | Reply
Czesc,
Zajrzalam tu po raz pierwszy. Witam wszystkich serdecznie.
Jesli chodzi o w/w tekst, to co robic, jak wlasciwie nie ma sie komu wybaczac? Od czego zaczac swoje uzdrawianie?

By admin on lutego 17, 2008 | Reply
Malgoniu, moze warto zajrzec glebiej do swojego serca, przyjrzec sie swoim uczuciom i zobaczyc, czy Ty sama na przyklad nie masz do siebie pretensji i poczucia winy.
A jesli tak jest, to zacznij od wybaczania samej sobie, zaakceptowania siebie takiej, jaka jestes.
Depresja czesto ma takie podloze, ze chcialoby sie byc innym, miec inne zycie itd.

By Malgonia on lutego 18, 2008 | Reply
admin, bardzo Ci dziekuje za odpowiedz, nigdy dotad nie patrzylam na depresje w ten sposob, rzeczywiscie moze powinnam nie szukac winy mojej choroby w innych, tylko zajrzec gleboko w siebie

By Justina on lutego 19, 2008 | Reply
trafne spostrzezenie z tym wybaczaniem, w koncu ktos jasno podkreslil, ze wybaczyc nie znaczy zpomniec…..

By wieczny samotnik on lutego 24, 2008 | Reply
w zasadzie jestem na pierwszy rzut oka dziewczyna wesola i przyjacielska. W szkole, na imprezie jestem dusza towarzystwa, potrafie rozsmieszac i pocieszyc, wiem ze jestem potrzebna. W domu wszystko sie zmienia - jestem agresywna i smutna, nie moge spac… Dom… Wychowalam sie w domu, gdzie dzieci traktowano jako “zlo konieczne”. Jak pobrudzily sie rajtuski, to dostawalo sie baty, jak mamusia miala zly dzien (czytaj caly tydzien) to dziecko musialo sie chowac, zeby nie oberwac - no bo to tylko dziecko, ktore placze, smarka i nie wiadomo o co mu chodzi… Tatusia nie bylo wcale, wyjezdzal, a nawet jak byl w domu, to tak jakby go nie bylo. Jak mamusia bila dziecko to tatus zamykal drzwi, zeby nie slyszec placzu itd. Dom… Mialam chlopaka - nie wyszlo nam. Nie mogl zniesc mojego zachowania, przerazala go moja depresja - uciekl (znalazl inna); Dom… Mieszkam teraz w innym miescie, z dala od rodziny, a i tak dom (te 4 sciany) nie maja dla mnie znaczenia. I cholernie sie boje, ze stworze dom taki sam… I nawet jesli w glebi siebie wybaczylam rodzicom, ze zrobili ze mnie kogos takiego, to to wybaczenie mnie nie zmienilo - otworzylo mi tylko oczy na to, ze co ranek wstaje zla i mam taka sama mine jak moja mamusia… Otworzylo mi oczy - wiem, ze w milosci oczekuje, milosci, ktorej nikt mi nie jest w stanie dac!! Jak sie nie jest kochanym przez ,”najblizszych” to potem jak juz pojawi sie ktos, to chce sie zrekompensowac brak tego uczucia! Wymaga sie ciaglych zapewnien o milosci, o tym ze jest sie idealnym. To jest chore, ja wiem - wiem bo to przezylam:( W rezultacie i tak czujemy niedosyt. Nie ma na to lekarstwa. Jesli mam to odniesc do wiary, to moge napisac -pelna wiary, ze Bog nad takimi osobami czuwa, ze nie jestesmy pozostawieni sami sobie. Kochani moi, nie pozwolcie, zeby depresja zaciesnila wasz swiat do rozmiarow klatki-pulapki….. i wybaczcie mi, ze nie jestem z tych uczonych, ktorzy pomogliby wam (samej sobie) te cholerna depresje zwalczyc… pozdrawiam

By ela on marca 1, 2008 | Reply
Wybaczam wszystkim, ze nic ich nie obchodze i ze nikt nie jest bezinteresowny. Wybaczam, ze robie dla innych tak duzo i nikt tego nie docenia. Nie zmienia to jednak faktu, ze tak jest i ze zycie jest bez sensu i ze nic mi sie nie chce. Wydaje mi sie, ze mozna stosowac rozne techniki poprawy samopoczucia, zeby nie zwariowac, ale i tak wszystko jest bez sensu.

By zawilec on marca 20, 2008 | Reply
nie potrafie zaakceptowac siebie… nikt by nie poznal, ze mam jakikolwiek problem, ze zawsze czuje sie przerazajaco samotnie… ze boje sie opuszeczenia… spotykam sie z kims… i ten ktos, czuje ze cos jest nie tak… i oddala sie… i to jeszcze bardziej przygnebia… zaciesnia jakis niewidoczny krag… tak jakby wszystko co sie dzieje, dzialo sie z mojej winy… tak jakbym miala wplyw na to co zle… nie potrafie tego zmienic, nic nie moge poradzic, ze potrzebuje ciaglych dowodow i zapewnien o milosci… jezeli ich nie ma, wariuje… i jestem jakas taka pusta w srodku… ciemna i smutna… zgubilam siebie gdzies….

By xxx on marca 29, 2008 | Reply
Wiecie co… Ja juz powoli trace resztki nadziei, nie umiem tego pokonac, to jest straszne, samozaglada mnie dopada powoli… wybaczcie i prosze o wybaczenie….

By maria on kwietnia 7, 2008 | Reply
Myslalam, ze jestem na drodze do budowania depresji? Ale w momencie, kiedy zaczelam z nia walczyc, uzmyslowilam sobie, ze tak naprawde nie posiadam, jej bo przeciez kocham ludzi, a przede wszystkim siebie. Moja matka wyssala ze mnie wszystkie soki trawienne, pociagajac za soba moja corke i siostre. Cale zycie walczyla ze mna nie, o prawde lecz kto ma racje! W rezultacie z prawda ja zostalam sama! To, ze cale zycie pomagalam ludziom, to w ich oczach bylo moja wada, a zazdrosc ich przerodzila sie w nienawisc, ktora dzis czuje i przekonalam sie osobiscie. Moje dazenie do prawdy doprowadzilo mnie do przemyslen o istnieniu swiata. Zdaje sobie sprawe z tego, ze to w jaki sposob mysle, jest bardzo dla niektorych osob skomplikowane, bo lepiej jest zyc nieswiadomie w lekkiej spiaczce, nie wychylajac sie za postawiony margines, bo wtedy nie trzeba odpowiadac na pytania. Taka spiaczka moze byc spowodowana uzalezniami, w ktorych ludzie tkwia latami, tlumaczac tym, ze jest to wynik braku checi do walki. Dla nich jest wytlumaczenie! Ale co zrobic, kiedy sie jest w pelni swiadomym tego, co oni nam robia i w jakim kierunku daza? Kocham ludzi i z nimi chce zyc, pracowac i cieszyc sie wschodem i zachodem slonca!

By Orter on kwietnia 12, 2008 | Reply
Przebaczyc, ale nie zapomniec?… jakos nie moge tego pojac. Bo zastanawiam sie, jezeli cos wybaczylem, a nie zapomnialem, to tak naprawde nie wybaczylem. Wpadam wiec w spirale rozmyslan i analizy. Im dluzej zastanawiam sie nad tym, tym bardziej jestem skolowany. Co z tego, ze psycholodzy lub psychoterapeuci staraja sie rzecz te wyjasnic, skoro ja nie potrafie tego “zasymilowac”. Czesto po takich samotnych sesjach dochodze do wniosku, ze najlepszym wyjsciem byloby “zresetowac” swoja psychike. Rozpoczac wszystko od poczatku z czysta glowa - taka tabula rasa. Ale byloby to niczym innym jak tchorzostewm, ucieczka od tego wszystkiego, co do tej pory mialo miejsce. Bo to wszystko co sie zdarzylo bylo bardziej lub mniej mojego przeciez autorstwa. Czy mam to teraz wymazac - oj nie!!! Szukam swojego miejsca na ziemi  moze znajde, ale nie to jest w tej chwili najwazniejsze. Wazne, ze SZUKAM!!! a moim atutem jest bagaz doswiadczen i empatia. Czasami dostaje w kosc, ale jak nabrac do tego dystansu, to robi sie nawet znosnie - czego wszystkim zycze.

By lezka on kwietnia 12, 2008 | Reply
Przezylam prawie to ,o czym przeczytalam powyzej. Nie da sie opisac tego, co czuje czlowiek chory na depresje. Jest jakby za szyba, nie jest w stanie interesowac sie swiatem, po prostu nie ma sily. Wszystko tak strasznie boli w srodku, caly czas staja przed oczami tragedie sprzed lat, tylko wyolbrzymione tysiackrotnie. Najmniejszy nieprzyjazny gest ze strony innych jest odczuwany jak najwieksza zniewaga. U kogo wowczas szukamy pomocy? U osoby, ktora kochamy, chociaz najczesciej to wlasnie ona jest przyczyna naszej choroby. Wybaczamy jej to, ze nas tak zranila i biegniemy po pomoc, liczac na to, ze wyciagnie do nas reke i naprawi zlo. Jednak stajemy pod drzwiami ukochanej osoby i okazuje sie, ze sa dla nas zamkniete, ze nie chce rozmawiac, ze w zasadzie to nie jej sprawa. I znowu zostajemy sami, a wokol tylko bol i rozpacz… To najtrudniejszy moment. Wtedy nie myslimy o przebaczeniu, myslimy czego sie uchwycic, zeby znalezc nowy cel w zyciu, zeby miec po co zyc i nie popelnic samobojstwa. Ja w takim krytycznym momencie powtorzylam slowa slynnej bohaterki Scarlett O’Hara:”pomysle o tym jutro”. Moze to glupie, ale te slowa uratowaly mi zycie.

By karolina on kwietnia 14, 2008 | Reply
Lezko, ja Ci powiem, ze dokladnie w dniu, kiedy to napisalas, bylam po raz pierwszy na terapii. Okazalo sie ze takie uczucie bycia, jak ja to mowie “czlowiekiem bez skory”, czyli nadwrazliwym na ciosy z zewnatrz, to - oczywiscie upraszczajac - wynik nieprzebaczenia sobie i gotowosc na przyjecie ciosow niejako za kare. To bledne kolo, w ktorym z zywej osobowosci stajesz sie biernym workiem treningowym. W takiej sytuacji kazdy blaga bliskich - obcych o pomoc na zasadzie “kup mnie” i to z gory skazane jest na niepowodzenie, bo najpierw kazdy w takim stanie powinien, niestety, podjac ryzyko i “kupic” samego siebie. Czesto wpadamy w pulapke i usilujemy komus przebaczyc to, czemu nie jest winien, a padl ofiara naszych zbyt wygorowanych oczekiwan. Na przyklad spotykasz sie z kims bliskim, opowiadasz mu, jak strasznie sie czujesz, a ten ktos nie ma szans tego zrozumiec, bo nie jest chory (albo, co gorsza radzi: “wez sie w garsc”) i sila rzeczy wydaje nam sie, ze ma nas “gdzies”, ale ze nalezy mu to przebaczyc. Czyli nakrecajaca sie spirala nieistniejacej winy tego kogos i naszego na wyrost przebaczenia. A ja na tej terapii sobotniej dowiedzialam sie, ze… mnie nie ma, to znaczy ze jestem uzalezniona od innych i bez innych nie istnieje. Ten moj przydlugi wywod ma na celu probe uswiadomienia nam, ze moze warto - krok po kroku oczywiscie - budowac siebie od nowa. Odwrocic myslenie i zaczac sie skladac z siebie, a nie z relacji wobec innych… Hmmm, w niektorych przypadkach wystarczy podobno codziennie zrobic jakas mala rzecz dla swojego ciala. Na przyklad dzis 100 brzuszkow, jutro 10 minut swiadomego oddychania, a moze, kto wie, za tydzien basen… Brzmi moze absurdalnie i w sytuacji wielu z nas taki krok wydaje sie ogromna tortura, ale ja w to jakos wierze. Ja jeszcze tego nie doswiadczylam, ale wlasnie zaczynam proces uniezalezniania sie od tego, jak ktos na mnie spojrzy, co ktos mial na mysli, mowiac cos i zamiast przebaczac na wyrost i chwytac sie jakiejs kolejnej litosciwej reki - zaczac probowac na nowo budowac siebie? I najwazniejsze - nie powinno sie chyba w stanie rozpaczy szukac nowych wielkich celow, zadan i postanowien. Tak mowil sw Ignacy Loyola - w stanie strapienia nie podejmowac zadnych decyzji, bo niemoznosc ich wykonania moze nas wpedzic w jeszcze wieksza rozpacz. Natomiast uwazam, ze drobne codzienne dzialanie na rzecz zasady “w zdrowym ciele zdrowy duch” na pewno nie zaszkodzi. Zwlaszcza szczerze polecam na poczatek nauke oddychania. Pozdrawiam serdecznie.

By Adelajda on kwietnia 23, 2008 | Reply
Wybaczyc… Nie potrafie ani wybaczyc, ani zapomniec. Jest coraz trudniej i ciezej. Kazdy, kogo kocham, oszukuje i krzywdzi mnie. To boli… Czesto mam ochote uciec z tego miejsca. Poznac nowych ludzi. Zapomniec… Ale tak sie nie da. Juz probowalam, ale nie potrafie. Nie potrafie poprosic osobe, ktora wyrzadza mi krzywde, aby przestala. Wole siedziec cicho i nic nie mowic….
Coraz bardziej zamykam sie w sobie. Mam wrazenie, ze nikogo moj los nie obchodzi. Do kosciola przestalam chodzic - a pragnelam zyc u boku Boga.
Jest ciezko zapomniec, ale trudniej wybaczyc krzywdy, ktore nam zadano…

By mbutterfly on kwietnia 24, 2008 | Reply
KAROLINO - to bardzo madre co napisalas i otworzylo mi oczy na wiele spraw. Ja tez czesto sie wlasnie tak czuje ‘mnie nie ma’, gdy nie ma innych, ostatnio postanowilam sama siebie w spokoju ‘poobserwowac’, wsluchac sie w siebie, zrozumiec swoje emocje i uczucia. To nie jest latwe, ale daje sobie do nich prawo! Jestem smutna, to sie smuce, placze, jestem wsciekla - to daje temu upust i szukam tego przyczyny. Do tej pory zagluszalam wszystkie negatywne emocje, z ktorymi sobie nie radzilam. I tak naprawde tlamsilam sama siebie. Nie wiedzialam kim tak naprawde jestem, co czuje, co mysle… automatycznie przyjmowalam uczuica i mysli, upodobania innych. Paradoksalnie tak pragnelam bliskosci innych, ze rezygnowalam z siebie. Teraz sie tego od nowa ucze. Odczuwania prawdziwej Siebie… i to jest na razie bardzo trudne dla mnie!
Pozdrawiam i dziekuje za Twoj post.

ps. na czym polega Twoja terapia? Gdzie sie udalas? do kogo?? Napisz mi, jesli mozesz, na maila : mbutterfly@op.pl

By Agnieszka on maja 18, 2008 | Reply
Kiedys ktos mi powiedzial, ze w depresji jest wiele z niepogodzenia sie. Ja zauwazylam, ze nie godze sie, ze zycie nie jest idealne, ze jest ta szara codziennosc, w ktorej sie gubie. Wydaje mi sie czesto, ze w chwilach, kiedy godze sie z tym, ze jestem chwilami zupelnie sama, ze jestem smutna, jest mi lzej. Najgorsze jest chyba obwinianie siebie o to, ze nie jestem szczesliwa - ze nie umiem byc. Wydaje mi sie, ze szczescie zaklada na tej ziemi, zawsze, rowniez trudnosci. Nasladowanie Chrystusa mowi: wszedzie, gdzie pojdziesz, spotkasz krzyz, a jesli sprobujesz od niego uciec, spotkasz jeszcze wiekszy. Ostatnio zrobilam malutki postep: moja Mama jest bardzo nerwowa, trudno czasami to wytlumaczyc. Postanowilam jednak to zrozumiec, popatrzyc na nia z czuloscia, nie z wyrzutem. Ja sama sie czasami denerwuje i nie trafiaja wtedy zadne argumenty, wiec wiem, jak to jest, nie na wszystko czlowiek ma wplyw. Tak, wybaczenie pomaga, ale potrzeba jest tez tego cieplego spojrzenia na innych. To cieplo rozswietla serce, i wtedy sa dla mnie lepsze chwile. Mysle tez, ze nie oczekujac na wzajemnosc w uczuciach, czesto ja otrzymamy. Ciemnosci zaczynaja sie dla mnie, gdy mysle, ze innych nie obchodze, a to przeciez nie prawda… ciesze sie z kazdego lepszego dnia, biore leki i mam nadzieje, ze kiedys te ciemne dni sie skoncza. Tego i Wam wszystkim zycze, i o to sie modle, za mnie i za Was. niech ten dzien bedzie dobry dla Was, pelen ciepla.

By Unknown on maja 19, 2008 | Reply
Ja tez zauwazylem, ze kiedy sie godze z tym ze jestem sam, zaczynam czuc sie lepiej. Zreszta po co szukac znajomych (miec) takich, ktorzy nie rozumieja? Po prostu niektorym lepiej sie zyje w pojedynke, na jakiejs stronie wyczytalem, ze Biblia nie potepia samotnosci (komentarz autora strony “niektorym po prostu latwiej jest zyc samotnie”) i nie mowi tez, ze jest komukolwiek przypisana druga polowka. Smutne ale… mi troszke pomoglo. Ostatnio czytam o Biblii, o Bogu, tzn jaki maja stosunek do spraw przyziemnych, np Biblia a sex, Biblia a zabojstwo, Biblia a depresja itp. Mi to troche pomaga i dowiedzialem sie wielu rzeczy, o ktorych nie mialem pojecia. W ogole od kiedy zaczalem sie modlic i patrzyc na wiele rzeczy przez pryzmat Jezusa jest mi jakos lzej… Bog stworzyl to wszystko, bo jest dobre, poprzeczki, bol, wszystko jest stworzone przez Boga, to On pozwala Szatanowi zadawac nam bol, zeby mu udowodnic/sprawdzic jak bardzo kochamy Boga. “Bog musial zgodzic sie na ewentualne istnienie zla, gdyz chcial, bysmy sami wybrali, czy chcemy sluzyc Bogu, czy nie. Gdybysmy nigdy nie cierpieli i nie doswiadczyli zla, czy zrozumielibysmy naprawde, jak wspaniale jest Niebo? Bog nie stworzyl zla, jednak przyzwolil na nie. Gdyby zla nie bylo, czcilibysmy Boga nie z wyboru, a pod przymusem.”
Owa stronka jest wspanialym “startem” w rozumieniu Bozej madrosci, celow roznych rzeczy majacych miejsce w naszym zyciu. Podaje adres strony, zachecam do czytania jej.
http://www.gotquestions.org/Polski/index.html

By Agnieszka on maja 20, 2008 | Reply
Mysle, Unknown, ze masz wiele racji. : )

I jeszcze jedno - ja ucze sie rozumiec, ze warto cenic tych kilku zyczliwych ludzi, ktorych mam. Ze caly swiat nie musi mnie kochac, a ja nie musze sie przyjaznic z calym swiatem.

A co do cierpienia, przeczytalam gdzies te piekne slowa: Najwieksze cierpienie daje najczystsze poznanie. Cierpienie jest droga, nie koncem. Moze dla nas cierpienie jest poczatkiem poznania prawdy o nas samych i Bogu?

Biblia nie tylko nie potepia samotnosci, swiety Pawel pisze nawet, ze lepiej jest byc samemu. Tylko nie kazdy tak potrafi. Samotnosc sprzyja chociazby modlitwie. Poza tym nie jestesmy sami. Bog zawsze jest blisko nas.

By Unknown on maja 21, 2008 | Reply
I juz dzisiaj jestem pewien! Wole byc sam niz miec takich znajomych jakich mam! I to tyle. Czesc

By Asia on maja 23, 2008 | Reply
Jestem tu nowa i przezylam szok widzac, ze jednak sa na swiecie ludzie, ktorzy wiedza o co wlasciwie w tym wszystkim chodzi. W moim towarzystwie, kiedy mam problem, moge uslyszec tylko: o Matko! ta znowu swoje, albo: wez przestan! Wybaczyc mam przyjaciolke od zawsze, wlasciwie bez niej nie daje sobie rady, to do niej wszyscy ciagna ja kochaja. Kiedy jej nie ma, zostaje calkiem sama. Popelnia ciagle bledy, ktore mnie rania bardzo mocno, ale co z tego, ze jestem gotowa jej wybaczyc, kiedy ona za chwile robi to samo? Nie moge sie pogodzic z mysla, ze strace moja jedyna pomoc. Bez tego jestem odrzucona przez innych i nic nie warta. A jesli chodzi o modlitwe, chce ufac Bogu, chce z Nim byc czuc, Jego obecnosc, ale coraz czesciej, kiedy modle sie calym sercem, dzieje sie dokladne przeciwienstwo mojej modlitwy, kolejny ciezar, ktorego zniesc nie moge. Ludzic sie, ze to sie kiedys skonczy? Ale to przeciez trwa tak dlugo. Kocham Boga, ale po prostu boje sie modlitwy, jakby to byl jakis wyrok smierci

By Agnieszka on maja 23, 2008 | Reply
Hej, Unknown, nie to do konca chcialam powiedziec… warto cenic tych znajomych, jakich mamy, chyba ze to ludzie, ktorzy robia nam rzeczywista krzywde, albo sa, powiedzmy tak, plytcy, aroganccy, zimni… ale wiekszosc ludzi taka nie jest.

Zycze Ci wszystkiego, co najlepsze. Abys byl szczesliwy i sam, i z innymi. Sama tez tego sie musze nauczyc. : )

By Agnieszka on maja 24, 2008 | Reply
Asiu, bedzie dobrze, zobaczysz…

“Chocbym chodzil po srodku cieni smierci, zla sie nie ulekne, poniewaz Ty ze mna jestes, Panie Jezu”…

Jestes posrod cieni, jak kazdy z nas. Ale w tych ciemnosciach nie jestes sama, tylko nic nie widzisz, bo przeciez jest noc. Trzymam kciuki za Ciebie. Ja dzisiaj tez mam ciezki dzien…

By asia on maja 25, 2008 | Reply
dziekuje Agnieszko za ten cytat z Biblii, pomogl mi w dzisiejszym ogromnym kryzysie…
asia, ale nie ta piszaca powyzej

By krzysiek on maja 26, 2008 | Reply
czesc, pierwszy raz zagladnalem na te strone .Sam mam powazne problemy, z ktorymi sobie nie radze. Mam dwoje malych dzieci - Dominike i Filipka, maja 3.5 i 1.5 i nie mieszkamy razem, bo matka dzieci mnie zdradzala i zachowala sie okrutnie wobec mnie i mam potworny zal do niej, nie potrafie jej wybaczyc. To jest tak trudne dla mnie, ze zaczelo mnie to przerastac. Nie przebywam od 3 lat w Polsce, przyjezdzalem tak na 2 tyg po 2 miesiacach, a teraz stracilem juz wiare i sens. Tyle razy juz z nia probowalem, ale jak uslyszalem, ze jestem stary i za chwile sie rozlece, ze nie bedzie ze mna itd. to jeszcze tak nie bolalo, jak moi rodzice zaprosili nas na swieta, bysmy sie pogodzili, a uslyszalem w zamian, ze: wyciagnelam ile sie dalo. To jak pojechalem do pracy, to nie mam zamiaru tam wracac, ale sa dzieci i nie potrafie z nia ich wychowywac, bo mam wrazenie, ze mnie znow chce naciagnac, a zyje z kims innym. Ale klamie, ze nie i to jest dla mnie tragedia i mi jest bardzo ciezko. Czytam te wypowiedzi i tak jak bym o swoich problemach czytal. Wybaczenie nie jest tak latwe. Jestem tylko czlowiekiem

By krzysiek on maja 26, 2008 | Reply
to moj e-meil kzuber70@o2.pl jak ktos chce mi pomoc, to niech napisze

By izabella on czerwca 4, 2008 | Reply
czesc. Z tym wybaczaniem to naprawde nie takie proste. Dwa lata temu maz mnie zdradzil, co gorsza wcale sie do tego nie przyznaje, to tak jakby mi wmawial, ze biale jest czarne a czarne to biale. Byly tez takie sytuacje, gdzie w towarzystwie adorowal inne kobiety a ja czulam sie jak bym nie istniala dla niego w ogole. Pozniej bylo ok, w miare normalny zwiazek, zaczelam wierzyc, ze mnie kocha, ze mu na mnie zalezy. Teraz staram sie nie myslec o tym co bylo, choc nic nie jest wyjasnione, nawet nie mialam i nie mam okazji, zeby mu wybaczyc, bo w jego mniemaniu nic sie nie stalo. Lecz do mnie to wciaz wraca i mimo ze sie przed tym bronie, to jest mi cholernie ciezko. Najgorsze, ze znowu staje sie zasdrosna, nawet o wlasna kuzynke. Wystarczy, ze ladnie sie ubierze i ja juz wyobrazam sobie, co moj maz sobie o niej mysli. To okropne, wtedy nawet jak moj maz mnie adoruje, to ja go odpycham, bo wszystkie zle mysli wracaja no i dochodzi do klotni. No bo co mi jest, on nic nie widzi, co ze mna sie dzieje. Najchetniej to bym od niego odeszla, ale to nie takie proste, bo go jednak kocham. Jakbym nie kochala, to by to tak nie bolalo, a w dodatku mamy trojke dzieci, ktore potrzebuja dwojga rodzicow. Co ja mam zrobic ? Jak wybaczyc? Prosze o rade i pozdrawiam.

By Marcin on czerwca 8, 2008 | Reply
Kocham siebie i coz z tego. Nikt mnie nie chce, kazdy olewa. Ile mi jeszcze zostalo, skoro mlodosc mam juz za soba.

By mala on czerwca 26, 2008 | Reply
Hej Kochani!!!
Bardzo dziekuje Wam wszystkim za to forum.
Dzis trafilam na nie po raz pierwszy w zyciu - i jest tak - jakbym czytala sama siebie…
Nareszcie to uczucie!!! - nie jestem sama na swiecie z moimi uczuciami!
Nareszcie ludzie, ktorzy mnie rozumieja - a ja rozumiem ich!
Jakze trudno mi zyc, oddychac…
Przebaczac… hmm… jak przebaczyc rodzinie, ktora mnie psychicznie ponizala, upokarzala, maltretowala, wyzywala od najgorszych???
Jak radzic sobie na obczyznie, gdy towarzyszy nam swiadomosc, ze “w razie czego” nie mamy NIC, NIKOGO… kto by nam pomoogl, gdy spotka nas nieszczescie…
Jak radzic sobie na tej obczyznie z ogromna, niezmierna samotnoscia???
Gdy stracilo sie wspanialych przyjaciol, ktorzy zostali w Polsce?
Gdy stracilo sie wszystko?
Zyjac posrod ludzi zimnych, niedostepnych, zdystansowanych… ktorzy mnie nie rozumieja…
Zero znajomych. Zero przyjaciol…
W domu z rodzina bylo najgorsze pieklo na ziemi…
Potem 2 lata - paradoksalnie - najszczesliwsze w moim zyciu - bo ucieklam od nich… choc bylam samotna matka - sama na swiecie - ale nie musialam juz z nimi mieszkac…
To wtedy spotkalam najwspanialszych przyjaciol na swiecie…
I ponownie ta destrukcyjna, toksyczna rodzina… dala o sobie znac…
Ponowna ucieczka - byle dalej od nich… nawet na koniec swiata…
Tak bardzo chcialam kochac i byc kochana…
Ucieklam wiec do cudzoziemca, poznanego przez Biuro Matrymonialne…
I coz…. pustka, przerazajaca samotnosc…
Ten stan trwa juz 3,5 roku…
Tak bardzo, bardzo ciezko mi na sercu…
Ten kraj, ta kultura, brak zrozumienia od innych ludzi, ich niedostepnosc, brutalnosc…
Co ja mam teraz robic???

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz