środa, 6 lipca 2011

Historia choroby

16 marca

Znowu trudne dni. Czarne doly, leki przed choroba, smiercia. Najchetniej bym spala. Przytulic sie do poduszki, nakryc koldra, odgrodzic sie od wszystkiego. Rano, gdy sie budze, czuje scisk w zoladku (znowu nie bede mogla zjesc sniadania), pali skora i oblewam sie goracym potem.

Wstaje. Mam tyle spraw do zalatwienia! Koluje mi sie w glowie, ruchy mam spowolnione. Jak ja przezyje ten dzien? Nie dam rady!

Lazienka - trzeba sie umyc, ubrac. Przebijam sie przez kazda czynnosc.

Zrobic synowi drugie sniadanie, sprawdzic czy ma w tornistrze wszystkie ksiazki. Brudno w mieszkaniu, nie mam sily wlaczyc odkurzacza - moze jutro. Niech juz wszyscy wyjda z domu, chce byc sama.

Trzeba zrobic zakupy. Pojde do sklepu. Zeby tylko nie spotkac zadnej sasiadki, bo twarz mam sztywna i kazdy moze sie zorientowac, ze ze mna cos nie tak. Ide. Zawroty glowy. Moze sie nie przewroce i dojde do sklepu. Stanac przy ladzie, chwycic sie kontuaru, zeby zlapac rownowage.

24 marca

Chyba jestem smiertelnie chora! Trzeba isc do lekarza.

29 marca

Lekarz mnie zbadal.

- Pani jest absolutnie zdrowa!

- Jak to? - pytam zadziwiona.

- Pani ma depresje, prosze sie zglosic do psychologa.

21 maja

Nie umiem sobie przypomniec, jaka byla dziesiec lat temu. Na pewno inna. Niestety nie umiem powiedziec, jaka jestem teraz. Na pol obecna, automatycznie spelniajaca swoje obowiazki matki, gospodyni domowej.

Brak akceptacji siebie, brak zgody na niezgode.

2 pazdziernika

Ostatnia sesja u psychoanalityka: lek przed konfrontacja z ocena. Ja sama oceniam siebie nie najlepiej - powiedzial pan doktor psychiatra. Cwicze joge i oddechy- uduchawiam moje spiete cialo.

Czuje, ze przegrywam swoje kolejne dni, przegrywam zycie. Chce byc kochana, akceptowana - potrzebne mi to jak powietrze do oddychania. A jednak ciagle odczuwam brak milosci. Czy ja sama potrafie kochac?

2 marca

Wczoraj ostatnia sesja u psychoanalityka. Mam sobie sama radzic!

Trudne poranki. Dom, na ktorym nie potrafie sie oprzec, dom, ktory nie ma we mnie oparcia. Smutek, strach, brak perspektyw. Synowie rosna, potrzebuja mnie. Owszem gotuje, piore, czasem i wyprasuje, ale gdzie jest moj usmiech dla nich, gdzie jest ciekawosc i radosc swiata, ktora powinnam im przekazac?

30 marca.

Jaka jestem? Jaka pragne byc? Czy mozna w moim wieku przebudowac swoje spojrzenie na siebie? Czy moge ksztaltowac swoja rzeczywistosc?

Powiedzialam panu doktorowi, ze moge i chce, ze zaczne od najmniejszych rzeczy wokol siebie. Zaczne dbac o swoje ubrania i kupie sobie cos nowego.

Tesknota za niespelnionym, za czyms, czego jeszcze nie dotknelam, co mnie jeszcze nie spotkalo.

Moj psychoanalityk mowi, ze jesli zaczynam sie zle czuc, to mam pomyslec, czego sie boje. To jest trudne, bo gdy zaczynam sie zle czuc, to boje sie wszystkiego, poczawszy od tego, ze za chwile strace przytomnosc, po lek przed wizyta znajomych.

12 kwietnia

Jestem nierowna: to podekscytowana, to przestraszona i wycofana.

Nie potrafie uniesc zycia, jest dla mnie zbyt trudne. Nie moge pracowac, nie umiem isc na wywiadowke do szkoly.

Patrze z zazdroscia na ludzi, ktorzy mozolnie ciagna swoj trud. On ich urealnia, daje im poczucie wlasnej wartosci. A gdzie jest moja wartosc?

Czy sami wybieramy nasz sposob reagowania, realizacji siebie? Nie kazdy radzi sobie z zyciem. Sa ludzie, dla ktorych brzemie zycia jest za ciezkie do uniesienia i ciagle sie odrealniaja. Zajmuja miejsca w wiezieniach, szpitalach psychiatrycznych.

21 maja

Tkwi we mnie piekaca gula. Bywa, ze sie utajnia. Proby dyscyplinowania siebie. Niestety nie daja wiele. Trzy tygodnie pracy ostrej, ogolnego zachwytu i akceptacji. Owszem sprawdzilam sie, podolalam, zrobila fajna rzecz. Ale to nie daje mi radosci, bo pozostaje z pytaniem, czy to byla ja, czy w tych czynnosciach faktycznie uczestniczylam? A moze uczestniczylo tylko moje cialo i intelekt. A dusza - to bolesne miejsce - znowu sie schowala, zwinela.

1 czerwca

Lepiej, lepiej, potem dol! Dol tym bardziej gleboki, ze towarzyszy mu obsesyjna mysl - ja z tego nigdy sie nie wydostane. A zyc w takim nieuchwytnym bolu, w takiej trwodze nie da sie.

10 czerwca

Gdy rano otwieram oczy - jesli nie mam pilnych spraw - to natychmiast je zamykam, bo jesli pospie jeszcze z godzinke, to dzien o godzinke bedzie krotszy.

Wieczor jest milszy - czeka mnie lozko i na ogol mila kalkulacja, ile to dzisiaj spraw pchnelam do przodu, choc z takim trudem.

10 lipca

Trzeci dzien czuje sie dobrze, mozna powiedziec poprawnie. Mam nawet ochote na plany, na przyszlosc.

Choc podobno nie wolno sie do nikogo porownywac, to przeciez ciagle sie porownujemy. To niebezpieczne, bo albo czujemy sie od kogos lepsi - a wtedy ogarnia nas pycha, albo gorsi - wtedy dol.

15 lipca.

Bardzo dobrych kilka dni. Porzadki, wyrzucanie starych szmat i papierow. W mieszkaniu czysto, przyjemnie. Chlopcy wszystko wyszorowali, hydraulik zrobil lazienke. Powinnam w najblizszym czasie odwiedzic biblioteke.

Obudzilam sie szczesliwa. Moj psychiatra mowi, ze jestem w pol drogi. A ja mysle i czuje, ze jestem na finiszu!

30 lipca

Moj pies lezy obok lozka i ciezko wzdycha. Nie mam sily wyjsc z nim na spacer. Caly dzien przede mna. Cale zycie. Tyle moglabym zrobic!

Moge zapisac sie na kurs prawa jazdy, albo na kurs angielskiego. Pojsc do teatru, odwiedzic znajomych.

Jednak od dwoch lat - sparalizowana wlasnymi myslami, biegnacymi po mojej glowie i calym organizmie jak rozszalaly tabun dzikich koni - na nic nie moge sie zdobyc.

Mam tyle czasu, moglabym tyle zrobic rzeczy, ale wykorzystuje go na wsluchiwanie sie w moj organizm, na rozpamietywaniu mojego dziecinstwa, mlodosci (to pewnie efekt dwuletniej psychoanalizy?)

Widze siebie jako dziewczyne, ktora dostala od Boga duzo energii i talentow, ktora szla przez zycie ostro, realizowala wszystko jak nalezy. Studia, dzieci, dom, praca zawodowa.

A dzis? Strach, bol, palpitacje i ogolna niemoc. Gdy chlopcy maja wrocic do domu, to sie zrywam: lazienka, wlosy, makijaz, zeby sie nie przestraszyli smutnej, chudej, bladej mamy.

1 sierpnia

Trzymam sie kurczowo siebie, swojego strachu, ktory daje mi poczucie rzeczywistosci. Co za absurd! A moze to ten strach mnie trzyma? Nic nie rozumiem.

13 sierpnia

Luiza Hay, pozytywne afirmacje: pozwalam sobie na szczescie, na radosc, milosc. Jakiez to proste! Wystarczy pare razy dziennie powiedziec to sobie do lustra.

1 wrzesnie

Afirmacja pod nazwa: zycie jest piekne - jest niestety falszywa. Moj swiat nie jest doskonaly. Patrze w lustro i widze smutne, zbolale oczy. Plecy okragle, nie umiem sie wyprostowac. Nie mam sily umyc wlosow. Trzeba zrobic obiad. Co na ten obiad? Jakie to zycie jest trudne.

20 listopada

Nie bede sie uzalezniac od cudzych checi i oczekiwan! Wazne sa dla mnie moje wlasne. Ale jakiez one sa? Pustka, pustka i. lozko!

Moje zycie w moich rekach. Moje dzieci, moj dom, moje spacery, moj pies. Zaczynam od porannych spacerow z psem.

21 listopada

Zadowolenie z zycia. Co to moze byc?

Moj psychiatra powiedzial mi wczoraj, ze jestem wielka oszustka, bo robie wrazenie osoby doroslej, swietnie radzacej sobie z materia zycia, skutecznej w dzialaniu. Jednak w bliskich zwiazkach wychodzi ze mnie niedokochane, kaprysne dziecko. I to ono sie buntuje przeciw mojej aktywnosci i nie pozwala normalnie funkcjonowac. Ciekawe.

A wiec wszystko to przez moje niedojrzale malenstwo, niezrownowazona, niecierpliwa, dziewczynke!

Jak sie jej pozbyc?

30 listopada

Czuje lzy, ale nie moge ich wyplakac. Dusza mnie.

15 grudnia

Dzisiaj u pana psychoanalityka rowniez oszustka okazala sie moja swietej pamieci Babcia. Po jej samobojczej smierci mama wpadla w depresje, tata zajety wylacznie mama. A ja. samotna, opuszczona. To bylo bardzo dawno. Minelo juz 20 lat! Czy to moze jeszcze bolec?

2 stycznia

Likwiduje w sobie poczucie winy. Nie ma we mnie zadnej winy. Nie dopuszczam do lekow. Moja energia przestaje buszowac o moim wnetrzu, tylko wychodzi na zewnatrz w postaci dzialania. Moja energia daje mi sile i chec do zycia.

Po 4 latach

Czytanie swoich zapiskow sprzed lat jest niedyskrecja wobec samej siebie. Czy komus sa potrzebne zwierzenia, chorej, nieszczesliwej kobiety?

Odbilam sie od dna; kupila sobie piekne sukienki, poczulam swoja urode, wartosc, rozstalam sie z mezem alkoholikiem. Znowu zakwitlo szczescie z moim zyciu, moglam sie smiac. Nie na dlugo, gdyz moj starszy syn mial powazny atak psychozy. Psycholog mowi, ze on odbiera ode mnie to, czego mu nie dalam. No tak, te lata depresji przeciez go obciazyly. Czy ja za nia odpowiadam? Czy ja ponosze wine za chorobe syna? To wszystko mnie przerasta.

Wasze Komentarze

Gerard605 (gerard605@go2.pl) 02:20 29-05-2007
Sklonnosci do depresji maja podloze genetyczne i sa dziedziczone. Nie powinna sie pani winic za cos na co nie ma pani wplywu. Gdyby nawet zdawala sobie pani sprawe ze swoich sklonnosci do depresji, czy zdecydowalaby sie pani nie miec potomstwa? Pewno nie, i nie bylo by w tym nic dziwnego. Z ta choroba trzeba nauczyc sie zyc i uczyc tego innych. Pierwszym krokiem jest sama akceptacja faktu, ze sie ja posiada, i ze jest to normalne w swojej nienormalnosci. Nastepnie nalezy sie uczyc jak przewidywac kryzys i lagodzic jego objawy. Nalezy pamietac, ze bedzie ona towarzyszyc nam przez cale zycie, wiec w miare mozliwosci brac ja pod uwage w planach na zycie. Na podstawie tego, co przeczytalem z pani pamietnika wnioskuje, ze zostala pani zaskoczona ta choroba na pewnym etapie zycia i nikt nie potrafil udzielic pani w pore pomocy. Przynajmniej zyskala pani doswiadczenie, ktorym moze sie pani podzielic ze swoim synem, by nie musial przez wszystko przechodzic sam. Moja matka tak wlasnie zrobila, dzieki czemu lzej mi sie brnie przez zycie. Poza tym syn pani bedzie musial nabrac pewnych nawykow uczac sie tego niestety na wlasnych bledach. Podczas tej bolesnej nauki bedzie potrzebowal w sparcia i pomocy. Samo zrozumienie i zaakceptowanie jest juz pomocne.
Zwierzenia pani sa potrzebne i pani i innym. Swiadomosc, ze nie jestesmy odosobnieni w cierpieniu pomaga zyc. Maja takze wartosc dydaktyczna. Te wiedze nalezy szerzyc.

47 Responses to “Historia choroby”

By Anna on stycznia 15, 2008 | Reply
czytajac historie choroby poczulam sie jakby ktos juz mnie zdemaskowal i opowiedzial na forum o tym jak wyglada moje zycie… roznice w opowiadaniu polegaja jedynie na tym, iz mam corke i syna i nie rozstalam sie z mezem uzaleznionym od alkoholu, ale podjelam skuteczna walke z jego alkoholizmem. porzez wspolprace z poradnia AA -wygralam! 7lat abstynencji!…ale ja upadlam…dzis jestem wrakiem…tzn. na ten moment…niestety organizm odreagowal…choc jeszcze mam nadzieje, ze podniose sie…

By pola on stycznia 20, 2008 | Reply
do Katarzyna:
Droga Kasiu, siedem lat temu mialam podobne mysli jak Ty. Zostalam zgwalcona. Mialam 15 lat. Tylko smierc wydawala mi sie jedynym wyjsciem, odciazeniem, ucieczka…
Niestety mialam pod reka tabletki i polknelam garsc…

Odratowali mnie cudem, to niczego nie rozwiazalo. Ja wtedy nie myslalam o uczuciach najblizszych. Bylam jakby otepiala uczuciowo…

Duzo czasu uplynelo zanim pojelam, ze to bylo najgorsze rozwiazanie. Wiesz, kiedys poszlam na pogrzeb mlodego chlopaka-samobojcy z mojego miasteczka. Nie znalam go w ogole, ale wyobrazilam sobie, ze to moj pogrzeb…
Patrzylam na jego zaplakana mame, widzialam beznadziejnosc w oczach kolegow… To mnie otrzezwilo.
Nie mamy prawa skazywac bliskich na takie cierpienie, chocbysmy same niewyobrazalnie cierpialy…
Kasiu, chcialabym jeszcze polecic Ci ksiazke, ktora bardzo pomogla mi zmienic spojrzenie na zycie. Moze ja znasz “Weronika postanawia umrzec” Paulo Coelho. Przyjemnie sie ja czyta, mi ona pomogla nabrac wiecej odwagi do zycia.
Chcialabym Ci jakos pomoc
Pozdrawiam Cie serdecznie
moj mail
pauletee@wp.pl

By anita on lutego 2, 2008 | Reply
juz trzeci rok choruje. Jest coraz gorzej, wszystko mnie denerwuje. Tak jak lubilam wiele zajec domowych, tak na nic nie mam sily i ochoty. Moze mam zle dobrane leki? te besenne noce to koszmar! A tak naprawde nikt tego nie rozumie. Ludzie nazywaja nas psychicznymi. Jest to przykre. Brak wiedzy i wsparcia! Zyje w swiecie ciemnosci!

By ameaxis on lutego 19, 2008 | Reply
Az nie wiem od czego zaczac… Z depresja mecze sie od lat. Wiem, ze powinnam sie cieszyc, bo mam prace, mieszkanie i studiuje. Tylko co mi po tym, jak nie radze sobie… Wyplata mi idzie na oplaty, dalej juz nie zostaje nic. Moja szefowa ma mnostwo kasy i jest wredna. Ostatnio mnie dobila, mowiac, ze nic nie umiem i mam te prace dzieki jej wspanialomyslnosci… Mam kredyty do placenia, nie wiem za co zaplace studia… Piec mi sie zepsul, nie mam nawet cieplej wody… Praca mnie dobija, wszedzie tylko trudnosci… Do tego bardzo slabo widze. Medycyna w Polsce nie moze mi pomoc, a ma byc ponoc coraz gorzej. Czuje sie jak smiec, jak dno. O wszystko musze sie starac 2 razy bardziej niz inni, a wcale nie osiagam wiele. Ciagle slysze krytyke… Zawsze mnie krytykowano. Mam tylko 23 lata, ale duzo juz przezylam… Alkoholizm matki w dziecinstwie to tylko jeden ze smaczkow. Wszyscy tylko zadaja. Zero zrozumienia. Nienawidze rano wstawac… Najchetniej bym zasneela… Jestem zmeczona, przybita… Kazdy drobiazg mnie dobija. Bardzo latwo wpadam w zlosc. Czasem juz nie wytrzymuje i rzucam czym popadnie. Czuje sie do niczego. Mam wrazenie, ze w zyciu nie czeka mnie nic dobrego. Mam faceta - wspanialy czlowiek, ale chyba ma mnie juz dosc… Tylko dla niego sie jakos trzymalam. Ale ostatnio mam szczegolnie dosc… Najbardziej wkurza mnie ten brak zrozumienia i WEZ SIE W GARSC! Jak tu sie wziaac w garsc? Dodatkowo: “ja sie tak staram, zebys miala dobrze, a Ty masz to gdzies…”. Brawo, nie ma to jak obciazyc jeszcze poczuciem winy, ze sie ma dola i jest smutno. I tylko slysze, ze marudze, ze jestem zmeczona, ze chce spac… Przepraszam, ze mam niedoczynnosc tarczycy i potrzebuje wiecej snu, przepraszam, ze mam 8/13 dioptrii i nie widze, co jest napisane na tamtej tablicy, albo ze nie nadazam. Przepraszam, ze jestem glupia, przepraszam, ze jestem kaleka, ze sobie nie radze!!!! Sa chwile, ze mam ochote ze soba skonczyc… Z drugiej strony chcialabym zmienic obecny stan, bo juz nie wytrzymyje… Tylko nie wiem jak zaczac.

By E. on lutego 19, 2008 | Reply
Kochani, zapytajmy sie siebie, dlaczego tak sie dzieje, skad ta depresja, i szukajmy przyczyn, szukajmy, tak dlugo az znajdziemy.

Z innego forum: “Miewalam depresje przez cale zycie. Bralam rozne leki, oczywiscie. Dzis nie biore nic. Czuje sie swietnie. Akceptuje to, ze czasem mam dola. Jak wyszlam? Zajelam sie swoim dziecinstwem, poszlam na terapie, odkrylam wczesnodzieciece naduzycia, przemoc fizyczna. Cale zycie uciekalam nie wiedzac przed czym. gdy odstawilam leki, alkohol, papierosy, rozwiodlam sie, zaczelam terapie - wszystko zaczelo nabierac sensu, zniknely stany depresyjne, ucze sie kochac siebie, ucze sie godzic z przeszloscia, stawiam granice, itd.”

Kochani, nigdy sie nie poddawajmy!!!

Pozdrawiam Was wszystkich cieplo.

E.

By Danusia on lutego 20, 2008 | Reply
ameaxis, przeczytaj sobie te strony, swiadectwa innych, a bedziesz wiedziala od czego zaczac. Pozdrawiam Cie b.serdecznie.

By adelcia on lutego 22, 2008 | Reply
droga Dominiko… jestem tu nowa, ale bardzo szczesliwa, ze przeczytalam Twoje slowa… Czuje sie tak samo… Czy taki rodzaj rozmowy Ci pomogl?

By adelcia on lutego 22, 2008 | Reply
ameaxis… poplakalam sie, jak czytalam Twoje slowa… szczegolnie WEZ SIE W GARSC!! I te slowa o poczuciu winy, podczas gdy robisz wszystko, zeby bylo ok… a tak nie jest… zycze Ci przyplywu sil!

By Emila on lutego 27, 2008 | Reply
Tez cierpie na depresje… no wlasnie, moje zycie wydaje sie byc jednym wielkim cierpieniem… jak Twoje… Chyba powinnam napisac cos optymistycznego, cos w rodzaju “wez sie w garsc”, ale to raczej nikomu nie pomaga… Moze w tym calym zagmatwanym swiecie nawazniejsze jest, zeby sie podniesc, zaczac od drobnych spraw wokol siebie, zrobic cos dla sibie… Jesli bedziesz liczyc na to, ze inni pokochaja Ciebie, bo ty siebie nie kochasz, to raczej nie poczujesz sie lepiej… Zwrocenie sie ku “Sobie” i proba odnalezienia wlasnego “Ja”, jest czasem punktenm zwrotnym - moze od tego warto zaczac? Zastanowic sie, jak odbudowac poczucie wlasnego sensu zycia… Ja przynajmniej sie staram, kazdego dnia od nowa… pozdrawiam baaardzo cieplo, glowa do gory

By Wlodek on marca 6, 2008 | Reply
Kolejna noc spedzona w samotnosci
I znow zaczyna sie nowy dzien
Piekne emocje zniknely w nicosci
W ogromnej pustce moich marzen

Nie wiem czy zdolam odnalezc te sile
Ktora przeprawi mnie na drugi brzeg
Tak latwo jest wpasc w rzeke cierpienia
I plynac z pradem zatopic sie w sen

Nie chce zgubic sie w swoim bolu
Zabladzic w labiryncie wlasnych wspomnien
Dlaczego los porwal moje szczescie
I bez wyrzutow stracil je w ogien

I znow mija kolejna noc
Tak jak poprzedniej zostalem sam
Otulam umysl cieplym snem
By ukryc dusze pelna ran

By Wlodek on marca 6, 2008 | Reply
Wczesniej, gdy czulem opisane przez was stany, staralem sie to z siebie wyrzucic, przelac na papier, szukajac ukojenia w muzyce, wczesniej mi to pomagalo, wiec i wy sprobujcie, kto wie byc moze okaze sie pomocne, mimo iz brzmi naiwnie. Pozdrawiam

By babcia ela on marca 8, 2008 | Reply
Masz racje, ze muzyka pomaga.To jest takze moj sposob na ogromny smutek, rozpacz. Wyciszenie sie poprzez muzyke. Naprawde pomaga.

By Dania on marca 12, 2008 | Reply
Ale mi ulzylo, gdy psychiatra powiedzial mi, ze to depresja, bo pomyslalam - och, to nie jestem wredna tylko chora, wiec musze jakos sobie z tym poradzic. No i jakos radze. Leki - zwykly hormon serotoniny i jak duzo wspomaga. No i pomoglo zapisywanie na papier uczuc. A zeby nie myslec o niczym… nie umiem medytowac, ale ukladam na komputerze pasjansa i to mi pomaga sie wyciszyc - muzyka tez.

By Kasia on marca 13, 2008 | Reply
Witam. Mam 17 lat. Gdy mialam 14 lat, dopadly mnie silne stany przygnebienia… Przestalam spotykac sie z przyjaciolmi, ludzie mnie draznili, wszystkim robilam na zlosc, bylam nieszczesliwa, nienawidzilam innych i wszystkiego co bylo dobre… Moj dzien polegal na pojsciu do szkoly, chowaniu sie po lazienkach itp przed ludzmi, z nikim nie rozmawialam, a jak ktos podszedl, to albo nie wiedzialam co powiedziec, albo mowilam cos, przez co sami uciekali… Dopiero po ok. roku zaczelam przygladac sie ludziom i zauwaaalam, ze sa inni ode mnie… Myslalam na poczatku, ze to oni sa dziwni… Zawsze sie smiali, wyglupiali, a dla mnie to bylo zalosne… Przez caly ten czas prawie codziennie plakalam i nic nie robilam, oprocz pojscia do szkoly i spania… Potrafilam sie rozplakac na srodku ulicy, albo w sklepie, w szkole tez nie raz plakalam i myslalam, ze to normalne w moim wieku, ze tak wyglada dojrzewanie… Potem poznalam pewnego chlopaka… Zaczelismy sie spotykac i to on dal mi nadzieje na lepsze jutro… Zaczelam byc szczesliwsza niz wczesniej… Wydawalo mi sie to pyszne i mialam poczucie winy, ze jestem szczesliwa, bo inni wydawali mi sie nieszczesliwi. Lecz mimo to staralam sie utrzymac go przy sobie jak najdluzej. Po 3 miesiacach rozstalismy sie. Znowu plakalam w szkole i wszedzie, lecz wtedy juz mialam przyjaciol, z ktorymi sie spotykalam i dzieki nim nie myslalam tak o tym wszystkim. Wygrzebalam sie, lecz zaczely sie inne problemy… Strasznie sie stresowalam szkola. Czasami przychodzilam cala zlana potem, albo w nocy prawie w ogole nie spalam, albo spalam po 16 godzin na dobe, albo dluzej… Bylam wyczerpana… Raz czulam sie okropnie a raz cudownie i wtedy z reguly nie moglam w nocy spac, tak jakbym sie bala, ze ktos zaraz odbierze mi to szczescie co mam. Balam sie nie byc na kazde zawolanie, bo przeciez mogli mnie wszyscy olac… Mama mnie nie rozumie. Taty prawie nie ma w domu. Mama mysli tylko o sobie - jakie buty sobie kupic itp. A ja tak jakbym sie dla niej nie liczyla, a czasami mowi o mnie tak jakbym byla jej najwiekszym ciezarem, a naprawde zaczelam sie starac… Od niedawna zaczelam czytac w necie o depresji… i wydaje mi sie, ze to nie ludzie sa dziwni, tylko to ze mna jest cos nie tak… Boje sie wszystkiego, boje sie szkoly, czasami boje sie z kims spotkac… Nienawidze siebie, chce byc inna, a nie taka nijaka… Mam wrazenie, ze jestem inna, ale jak zaczelam obserwowac sama siebie, to juz tak naprawde nie wiem, kim jestem… Ostatnio zapisalam sie do psychiatry na wizyte lecz mama powiedziala, ze nie da mi pieniedzy, bo na to tylko ich szkoda… No i musialam odwolac, chociaz nie chcialam, bo czulam, ze to moja jedyna szansa… Bylo juz dobrze, tylko ze bylam strasznie zestresowana, ale w miare szczesliwa, ale juz znowu od 2 miesiecy nie moge sie pozbierac… Codziennie placze kilka razy dziennie, juz nawet koledzy w klasie sie mnie czesto pytaja co ja taka smutna… Chociaz staram sie to ukrywac… Czy to jest depresja? Co mi jest? Prosze o odpowiedz, to takie wazne dla mnie…

By mama oli on marca 14, 2008 | Reply
Witam! Jestem w 23 tygodniu ciazy…………………Wszystko mnie przeraza, boje sie wyjsc, bo mam mysli, ze komus cos w tym moze nie pasowac, ze bedzie mial pretensje, ze robie to, a nie cos innego………..Duzo placze z byle powodu, ostatnio przeplakalam pol dnia, bo nie wiedzialam co zrobic na obiad i z tego wszystkiego nie mialam ochoty sprzatac, a potem znowu plakalam, ze jest syf i znowu chcialam zniknac………………………..Nie wiem, co sie ze mna dzieje…………Boje sie siebie, bo czasami mam ochote zrobic sobie krzywde………………………..

By kasia on marca 19, 2008 | Reply
kilka lat temu mialam zalamanie nerwowe. Popadlam w rodzaj psycho-fizycznej katatonii. Przez 3 miesiace praktycznie nie wychodzilam z lozka, dzien w dzien pilam w tym lozku i ogladalam telewizje. Z tego stanu wyciagneli mnie moi przyjaciele, ktorzy niezrazzni tym, ze czasem i ch wyzywalam, przeganialam i krzyczalam, ze wiem ze mnie nienawidza, nadal przychodzili do mnie caly czas i opiekowali sie mna. Z depresja walczylam prawie rok. I wygralam. Od 3 lat zyje na emigracji i kilka miesiecy temu moja depresja powrocila. Mialam chlopaka i tak zwanych przyjaciol, ale wszystko skonczylo sie kilka dni temu. Chlopak mnie rzucil, bo stwierdzil, ze ma dosc tego, ze ciagle sie nad soba uzalam i nie wiem czego chce. A ja wypilam litr wodki i zwyzywalam moich przyjaciol, z ktorymi zreszta mieszkam, pocielam sie, bilam glowa w aciane, zerwalam wszystko ze scian. I nie wiem co dalej.

By Anka on marca 21, 2008 | Reply
Szukajac informacji na temat depresji, natknelam sie na Wasze historie. Dlaczego tak jest, ze pozornie wygladamy na szczesliwych, a w srodku czlowiek usycha. Mam juz dosc tych moich dolkow. Czuje, ze jestem kochana, mam naprawde dobrego meza i wspanialego syna, ale nie chce mi sie zyc. Wiem, ze wiele ludzi chcialoby byc na moim miejscu, ale ja sama nie wiem czego chce. Probuje zrozumiec, skad bierze sie ten moj nastroj i nie potrafie znalezc odpowiedzi. To wcale nie jest tak, ze jestem rozhisteryzowana paranoiczka. Staram sie cieszyc ze wszystkiego i doceniac to, co daje los, ale czynie to bardziej ze zdrowego rozsadku, a nie z serca. Zastanawiam sie, czy koszmar dziecinstwa z ojcem alkoholikiem nie uksztaltowal mojej psychiki. Myslalam kiedys, ze jak skoncze studia, bede miec normalna rodzine i prace, to te straszne wspomnienia znikna i nie beda miec wplywu na moje dalsze zycie, ale to chyba nie jest takie proste. Maz ma juz dosc moich ciaglych “dolow”, a ja nie potrafie udawac, ze wszystko jest ok. i nawet nie potrafie wytlumaczyc mu, o co tak naprawde mi chodzi. Jednak odrobinke zrobilo mi sie lzej, ze tak proste sprawy jak wybor, co ugotowac na obiad, urastaja do rangi wielkiego problemu nie tylko w moim przypadku. Ciesze sie, ze moglam to wszystko wyrzucic z siebie. Normalnie staram sie udawac ze wszystkich sil, bo nie chce byc wysmiana. Pozdrawiam wszystkich z problemami i bez.

By Elka on marca 30, 2008 | Reply
Czytajac te wszystkie Wasze wypowiedzi, czulam sie tak jakbym czytala swoj pamietnik. Na depreje choruje juz 3 lata - swiadomie. Wczesniej, przez jakies 10 lat mialam zaburzenia depresyjne, ale nie zdawalam sobie sprawy z tego, ze to jest powazna choroba. Raz jest lepiej, raz gorzej. Leczylam sie u psychiatry, bralam leki, chodzilam na terapie. Niestety, teraz nie robie zadnej z tych rzeczy. Przepadly mi 2 wizyty u lekarza, skonczyly sie leki. Bylo nie najgorzej, wiec pomyslalm sobie, ze sama dam sobie rade. Tymbardziej, ze po terapii bylam silniejsza psychicznie. Niestety, przeliczylam sie. Nadal sa gorsze i lepsze dni, ale tych gorszych jest wiecej. Na dodatek nie moge przestac plakac. Placze w kosciele, w domu, nawet wczoraj ogladalam film “Cacper”, ktory przeciez jest prawie ze komedia, a ja plakalam jak bobr. Konczy mi sie zasilek dla bezrobotnych i musze szukac pracy, ale boje sie, ze albo sobie nie poradze, albo po 2, 3 miesiacach bede miala tej pracy po dziurki w nosie i bede codziennie rano klela, ze znowu tam musze isc. Wiem cos o tym, mialam tak nie raz. Sama jestem na siebie wsciekla, ze nie potrafie odnalezc sie w zadnej pracy. Chcialabym znalezc prace chalupnicza, taka, zebym nie musiala wychodzic z domu, ubierac sie, stroic itd. Jednakze na rynku jest duzo oszustow, ktorzy wyludzja pieniadze za jakies startery a w rzeczywistosci nie oferuja zadnej pracy.
Chcialabym przestac plakac, moc sie smiac i cieszyc z byle czego, przestac sie bac niewiadomo czego, poczuc szczescie, dac szczescie innym. Czy to tak duzo?

By ela on marca 31, 2008 | Reply
Ja tez przeszlam te chorobe. Mialam w zyciu dwa epizody depresyjne i dwie proby samobojcze. Nie bede Wam opisywac moich kilkuletnich cierpien,, bo Wy odczuwacie identycznie, tylko szczegoly i okolicznosci sa inne. Leczylam sie u roznych psychiatrow, ktorzy jednak zle zdiagnozowali rodzaj mojej depresji i przyjmowane lekarstwa nie dawaly zadnego rezultatu. Powiem tylko, ze podczas drugiego epizodu znalazlam sie w szpitalu, gdzie moj stan jeszcze sie pogorszyl, do tego stopnia, ze oprocz okrutnych cierpien psychicznych, fizycznie bylam polzywa. Pewnego rodzaju paraliz ogarnal moje cialo, nie mialam sily sie ruszac, nie potrafilam siedziec, z trudem przyjmowalam niewielkie ilosci pokarmu. Lezalam wiec skulona jak embrion. Zadne lekarstwa dalej nic nie pomagaly. Czytalam wczesniej wiele na temat depresji i w tym ciezkim stanie, kiedy bedac w szpitalu tak pragnelam umrzec, ale mi nie pozwalano, nagle przyszla do mnie mysl o elektrowstrzasach i poprosilam o nie. Od razu sie zgodzono i to byl przelom. Wkrotce wyszlam ze szpitala, udalam sie do najlepszego (w moim mniemaniu) w okolicy lekarza, ktory wreszcie prawidlowo zdiagnozowal moja chorobe i zapisal odpowiednie lekarstwa, ktore doprowadzily do wyzdrowienia. Obecnie od trzech lat jestem zdrowa, choc w dalszym ciagu biore lekarstwa stabilizujace i zabezpieczajace przed nawrotami. Nareszcie, jaka to ulga, potrafie smiac sie i cieszyc, chociaz moich przezyc nigdy nie zapomne i ich wspomnienia wracaja kazdego dnia. Jednak nie rania mnie, tylko mowia mi, ze ci ktorzy nie znaja naszego cierpienia, nie zyja do konca prawdziwie, lecz czesto zludnie. Tak wiec spytacie mnie co tu robie - zadowolona z zycia. Nie do konca tak jest. Dalej sie ucze jak zyc i ciagle mam pytania, na ktore nie znam odpowiedzi. Smutek i poczucie krzywdy, ktora wyrzadzilo mi zycie, obarczajac mnie ta okrutna choroba czasami powraca.
Chociaz na razie wygralam z depresja, nie mam zamiaru pouczac Was, co macie robic, mowic Wam “wezcie sie w garsc, wszystko bedzie dobrze, nie smuccie sie”. Tego typu rady sa najgorsze dla ludzi owladnietych depresja. Sama tego doswiadczylam i wiem, ze jeszcze bardziej mnie pograzaly, gdyz czulam, ze absolutnie nie potrafie ich spelnic. Jak ktos moze nam mowic, ze nie mamy narzekac, czy mozemy swoim uczuciom leku, smutku powiedziec - odejdzcie!
Pisze do Was dlatego, ze chcialabym Wam jedynie powiedziec, jak wazna jest w naszej chorobie odpowiednia diagnoza i jak trudno lekarzom, czeto bez ich swiadomej winy, okreslic jakie lekarstwa przepisac. Tak skomplikowana jest depresja. Jak juz wspomnialam, przeczytalam wiele fachowych publikacji i po wyjsciu ze szpitala (gdzie do konca stawiali mylna diagnoze) powiedzialam lekarce o moich przypuszczeniach, co do rodzaju depresji. Ona potwierdzila je.

By ela on marca 31, 2008 | Reply
Pozornie wyglada na to, ze tyle jest roddzajow depresji, ile ludzi na nia chorujacych. Odczucia sa czesto prawie jednakowe, dlatego kiedy czytamy umieszczone tutaj wypowiedzi mamy wrazenie, ze to nasza historia. Czujemy to samo i cierpimy podobnie. Jednak roznice wystepuja w zaleznosci od podloza choroby, takze badacze czesto stosuja rozne nazewnictwo dla okreslenia typu choroby. Ogolnie depresje dzieli sie na reaktywna, czyli ta, ktora nastepuje w wyniku reakcji na jakies smutne, tragiczne i nieszczesliwe wydarzenie (tutaj w wielu przypadkach pomaga psychoterapia, choc lekarstwa przyspieszaja wyjscie z choroby) i afektywna, ktora jest czesto dziedziczna i pojawia sie bez jakiegokolwiek powodu i w najmniej oczekiwanym czasie naszego zycia, nawet kiedy jestesmy zadowoleni i szczesliwi. Czasem jednak cierpimy na chorobe afektywna, bedac przekonani, ze nasza depresja jest wynikiem zlych przezyc, (czyli reaktywna). Nie zdajemy sobie sprawy, ze te przykre przezycia sa wlasnie wynikiem juz istniejacej wczesniej choroby afektywnej, ktora falszuje nam obraz postrzegania swiata. I ta sytuacja jest najczestsza przyczyna blednych diagnoz lekarzy (tak bylo w moim przypadku). Tak wiec przy depresji reaktywnej narzekamy i cierpimy w wyniku przykrych i tragicznych wydarzen. Natomiast przy depresji afektywnej, czesto zwanej biologiczna, najpierw wystepuja dolegliwosci somatyczne (fizyczne) a pozniej cierpienia psychiczne. Jednak w obu tych przypadkach objawy choroby sa podobne i dlatego dochodzi do nieprawidlowosci w rozpoznawaniu depresji, podawaniu choremu nieodpowiednich lekarstw i tym samym braku pozytywnycfh rezultatow w leczeniu choroby.

Uraczylam Was tymi nudnymi wywodami tylko dlatego, abyscie nie musieli tak dlugo niepotrzebnie cierpiec jak ja, gdyby Was blednie zdiagnozowano. Trudnosc w okresleniu skutecznego dzialania lekarstwa wynika takze z tego, ze pierwsze pozytywne wyniki i poprawe samopoczucia osiaga sie dopiero po uplywie ok. 1 miesiaca, a nawet dluzej. Wielu z nas nie mialo tak wielkiej cierpliwosci, aby tak dlugo czekac. Dlatego tak duzo osob chorych na depresje rezygnuje z leczenia farmakologicznego i cierpi przez wiele lat. Czasam choroba konczy sie tragicznie. Ale nie musi tak byc. Warto jednak wiedziec o tym, ze depresja nie niszczy naszego mozgu, on pozostaje nieuszkodzony, chociaz pozornie wydaje sie nam w chorobie, ze pozostaniemy juz “nienormalni”. Takie falszywe wrazenie i doznawane cierpienia sa wynikiem rozregulowania funkcji biologiczno-chemicznych naszego organizmu i zmniejszenia produkcji pewnych substancji potrzebnych do prawidlowego funkcjionowania mozgu. To przyczynia sie do zmian naszego nastroju i cierpien zarowno psychicznych jak i fizycznych. Leczenie farmakologiczne polega na przywroceniu odpowiedniego stanu tych substancji, a tym samym prawidlowego dzialamia mozgu. Ta wiedza pochodzi z przeczytanych przeze mnie ksiazek i jest wynikiekm ich analizy pod katem moich doswiadczen. Uwazam, ze w przypadku zachorowania na depresje warto pomoc sobie wszelkimi sposobami, a jednym z nich sa lekarstwa. Nie chcialam tu straszyc Was swoim przypadkiem, gdzie choroba przybrala bardzo ciazkie stadium. W wielu wypadkach depresja nie jest zbyt gleboka i po jakims czasie sama przechodzi i to jest pozytywna informacja.

Do Elki! Zaslugujesz na to wszystko o czym napisalas na koncu Twojej notki. Moze warto jeszcze raz pojsc do lekarza i przyjmowac lekarstwa. Trzeba jednak wiedziec, ze ze wzgledu na ich powolne dzialanie musialabys je przyjmowac dosyc dlugo ( czesto ok roku lub wiecej). Jezeli chodzi o czeste napady placzu, to jest to jeden z typowych objawow choroby i pomaga zwalczac stres. Jednak gdy depresja jest gleboka, to plakanie jest niemozliwe, choc bardzo sie tego pragnie. Pozdrowienia.

By by edyta on kwietnia 9,2008 / replay on kwietnia 9, 2008 | Reply
mysle, ze jestem podobna do kazdego z Was po trochu. Wiem jak to czujecie. Sama mam problemy z akceptacja swojego istnienia na tym swiecie,

By Aga on kwietnia 11, 2008 | Reply
nic nie ma sensu to malo powiedziane… Ja nie mam na nic ochoty… 1 marca musialam sie wyprowadzic z domu, nie zgadzalam sie z mama, siostra tez miala mnie gdzies, moj chlopak nie byl mile widziany… hmm pewnie dlatego, ze jako jedyny mnie wspieral. Dzisiaj cos we mnie peklo, same dlugi, musze zrezygnowac ze studiow zaocznych, bo nie dam rady sie utrzymac, moja rodzina mi nie pomoze, nawet nie wiedza, w jakim jestem stanie… Jestem sama, nie umiem o tym mowic, bo jak mowic o tym, tak by zdrowa osoba cie zrozumiala i pomagala. Opadam z sil, zaczeelam nawet watpic w moja milosc, ze to wszystko nie ma sensu… i w sumie to ja sama nie wiem, czy jestem niezadowolona z milosci czy z zycia?

By M. on kwietnia 13, 2008 | Reply
…za kazdym razem, gdy to do mnie wraca… eh… po prostu nie wiem co mam robic… siedze, patrze w jakis punkt, a czas mija, mija… nie moge sie ruszyc, a jednoczesnie wiem, ze trace kazda chwile… juz nie ma nawet takich rzeczy, ktore sprawiaja mi przyjemnosc… jesli cos robie, to z obowiazku, jakos tam… to mnie zjada od srodka… i nawet nie wiem co robic, jak z tym walczyc… pomozcie prosze…

By alex on kwietnia 14, 2008 | Reply
Wlasciwie nie mam depresji, ale ma ja moja dziewczyna, z ktora jestem juz bardzo dlugo. Leczy sie juz ponad rok, czasami wydaje sie, ze juz wszystko mija, ale znowu powraca. Kompletnie nie wiem, jak z nia rozmawiac, wszystko jest zle. Pierwsze co przychodzi na mysl, to wlasnie “wez sie w garsc, wszystko bedzie dobrze, nie smucc sie”, ale piszecie, ze tylko daje negatywny skutek. Co robic w takim razie? Kompletnie trace glowe, czasem nawet obwiniam sie o wszystko. Boje sie cokolwiek powiedziec, zeby tylko nie pogorszyc sprawy. I tak jak napisala Aga, nie wiem, czy ona jest niezadowolona z zycia czy z milosci?

By chrisj on kwietnia 22, 2008 | Reply
ehh, wszystko pasuje do mnie idealnie, moze to troche egoistyczne i chamskie, ale dzieki tym opisom po raz pierwszy od dlugiego czasu poczulem, ze nie jestem sam, ze ktos czuje jak ja. Chec ucieczki od ludzi, od wszyskiego. Mimo posiadania pieniedzy, udanego zwiazku i wspanialej rodziny nadal moim najwiekszym pragnieniem jest smierc, albo chociaz gdybym mogl sie wylaczyc aby to minelo. :-/

By elabuk on maja 5, 2008 | Reply
Wspaniala Osoba napisala te historie choroby. Dziekuje, ze chcialas poswiecic tyle czasu, zeby pokazac innym, jak to wyglada z perspektywy lat. Wlasnie tak, troche jak Wanka-wstanka, gdy nas to dopada - lezymy, gdy mija, czy to dzieki lekom, czy “samo” - stoimy. Najwazniejsze, jak pisze Gerard, to nauczyc sie rozpoznawac symptomy - wtedy juz sama swiadomosc, ze to znow ten dziwny stan, a nie nasze lenistwo, opieszalosc, brak milosci w sercu - mozna wtedy sie ratowac dostepnymi na szczescie na rynku srodkami. Trzymajcie sie wszyscy z tej stronki.  :)

By Unknown on maja 6, 2008 | Reply
Ja tez napisze tyle co pamietam z historii mojej choroby. Nudzi mi sie, wiec do dziela. Nie pamietam nawet kiedy to sie dokladnie zaczelo, na pewno nie z dnia na dzien. Pierwszych objawow w ogole nie rozumialem, czulem, ze cos zlego sie ze mna dzieje, ale nie balem sie, wiec nie zwracalem na to uwagi. Schizy zaczely mnie dopadac coraz czesciej, zaczalem sie zastanawiac nad soba, doglebniej co robie zle, zaczalem byc bardziej podatny na sugestie innych. To zaczelo mnie gubic. Zamiast byc soba, sluchalem tego, co mowia i staralem sie zmieniac pod “szkic” innych. To jeszcze nie byl strach. Po prostu w mozgu zaroilo mi sie takie cos, ze aby byc szanowanym i akceptowanym przez innych, musze byc inny… zaczalem robic z siebie clowna doslownie. Pozniej ogarnalem, ze wszyscy sie odwrocili, albo to ja sie odwrocilem patrzac tylko na siebie i nie mialem juz nikogo. O dziewczynie nawet nie bede wspominal, bo to boli najbardziej i to w ogole bylo jakies nieporozumienie… Bylem slepy i wierzylem w byle scieme, taki bylem slaby… Wtedy zaczalem sie bac… schizy przerodzily sie w… horror!! Mialem dziwne projekcje w czasie rzeczywistym, wszystko zmienilo barwy, wszystko bylo szare i to docieralo do mnie! Syf tego swiata stal sie dla mnie oczywisty, zero usmiechu, motywacji - wszystko mnie przytlaczalo. Belkotalem… Nie umialem zebrac mysli… Z kazdym dniem rodzil sie we mnie inny czlowiek, ktory na swoj sposob chcial sie przed tym bronic. Raz nie ufalem nikomu, raz bylem cwaniakiem, raz potulny jak mysz, raz frajer, raz macho. Najgorsze, ze nie zauwazalem jak dzien w dzien jestem innym czlowiekiem. Nie bylem soba… Zaczalem wiec szukac prawdziwego “Ja”. Schizy w czasie rzeczywistym zamienily sie na schizy wykreowane w moim mozgu dopiero po czasie. Nie mialem juz oczu skierowanych w szara rzeczywistosc tego swiata, lecz uszy… Slyszalem, a raczej mialem halucynacje sluchowe, ze ktos przeciwko mnie cos szykuje. Ze caly swiat czyha na mnie, obserwuje i sie smieje. Wizualne projekcje zamienily sie w projekcje w mojej glowie. Wyobrazalem sobie to i tamto. Przerazajace wizje… Zabunkrowalem sie w domu, czulem, ze na zewnatrz mnie ktos dopadnie. Tak juz leci 2 czy 3 rok. Zero wsparcia od nikogo, tylko szydercze smiechy, wykorzystywanie mnie. To juz nie moje wizje, teraz wiem, ze jest tak na prawde. Zmienialem sie i ludzie to zauwazyli i wiedzieli, ze jestem podatny na byle co, mogli mna manipulowac. Odszedlem od tych ludzi, i na sile staralem sie szukac innych, i kiedy to robilem znow nie bylem soba, rodzil sie we mnie ktos, kto niby mial mi pomoc w zdobywaniu znajomosci. I zwykle wychodzilem albo na kretyna, albo strasznego dupka. Raz nic niekumaty a raz przemadrzaly. Im bardziej sobie uswiadamialem to, ze jestem zerem, tym bardziej moja glowa puchla. Do dzisiaj boje sie ukazac samego siebie, bo boje sie odrzucenia, lub dostania w morde. Zreszta nawet nie wiem kim jestem… tzn pamietam z mlodszych lat, ale nie umiem byc soba. Zreszta czasami mi sie to udaje, ale jestem wtedy soba sprzed tych 2-3 lat, czyli totalnym dzieckiem. Zagubilem czas tych 3 lat i jestem zacofany. 18 latek zachowuje sie jak 15-sto… Wiec to nie takie proste! Byc tym 15-latkiem i uczyc sie na nowo tych 3 lat, czy udawac kogos kim “powinienem” byc teraz. Ale jak zrobic pierwsze, skoro wychodze wtedy na bachora, a jak drugie, jak nie wiem, jak powinienem wygladac teraz… I to jest moja tragedia. Dzieki, ze moglem sie tym z wami podzielic. Pozdro

By Unknown on maja 6, 2008 | Reply
Chce podziekowac Adminowi, za jego prace, ktora wklada w wyglad tej strony. Zauwazylem, ze moje niedbale pismo tj. bledy w pisowni i brak polskich znakow, zostaje poprawiany. Podziwiam i szanuje Twoj wklad Adminie, w wizualna i estetyczna strone tego portalu. Dzieki temu wszystkie posty sa czytelniejsze. Postaram sie Tobie pomoc i pisac prawidlowo. Pozdrawiam

By elabuk on maja 7, 2008 | Reply
Unknown! Chce Ci podziekowac za tak obrazowo opisany Twoj stan. Jestem z Toba, tym bardziej, ze mam brata, ktory choruje i dzieki Twojemu listowi troche lepiej moge go zrozumiec. To jest trudne. Chcialabym Ci pomoc. Czy samotnie zmagasz sie z choroba, czy masz jakiegos psychoterapeute? Pozdrawiam, zycze lepszych dni.

By Unknown on maja 7, 2008 | Reply
Elabuk, nie ma za co. Z choroba sam sie zmagam, teraz jest tak, ze boje sie caly czas, mam dziwne wizje, ale nauczylem sie uodparniac na to. Cwicze silna wole i nie pozwalam zlym myslom zawladnac mna, odrzucam je. A nawet jesli sie to nie udaje, to w glowie “kloce” sie z tymi myslami. Niestety czesto po takim dniu zmagan, jestem rozdrazniony, niespokojny mam wszystkiego dosyc, ale jakos go przezylem.

By elabuk on maja 8, 2008 | Reply
Unknown! Z tego, co piszesz, wynika, ze masz calkiem dobry tzw. wglad w chorobe. Mam nadzieje, ze sobie z nia poradzisz. W kazdym razie taki wglad dobrze rokuje w przypadku kontaktu z psychoterapia i lekami. Czlowiek wie, kiedy moga go nachodzic zle stany i pilnuje sie. Jednak samotnie to pochlania duzo Twojej energii. Moze jednak warto byloby sie zdecydowac na lekarza - jak najszybsze leczenie moze dac taki rezultat, ze juz nigdy pozniej nie bedzie sie “rokrecala” choroba, im pozniej, tym gorzej. Duzo sie o tym dowiadywalam, czytalam, rozmawialam z lekarzami. Ale to oczywiscie Twoj wybor. Mam nadzieje, ze nie probowales z narkotykami? Niektorzy uwazaja kontakt z lekarzem, albo szpitalem za najwiekszy upadek, a to jest blad - dzisiaj medycyna daje takie mozliwosci, ze trzeba je wykorzystywac. Pozdrawiam i przepraszam, ze sie tak madrze, ale czemu nie dzielic sie tym, czego sie dowiedzialo?:):):)

By Dorota on maja 9, 2008 | Reply
Dzisiaj trafilam tutaj pierwszy raz, zupelnie calkiem przypadkowo. Nawet nie wiem dlaczego w przegladarce wpisalam “depresja”? Moze to jakis znak?
Tak naprawde to nie wiem czy cierpie na depresje. Po przeczytaniu powyzszych wpisow wiele na to wskazuje. Nic mi sie nie chce, nic mnie nie cieszy, jestem ogromnie nerwowa i wybucham z byle powodu. To co mam do zrobienia robie z wielkimi oporami i zazwyczaj na ostatnia chwile. Nie mam celu w zyciu, wszystko wydaje mi sie takie szare i bezsensowne.
Mam 30 lat, wspanialego kochajacego meza, cudownych rodzicow i reszte rodziny. Czasami bardzo mi ich szkoda, ze sie musza ze mna meczyc.
Nikomu jeszcze nie mowilam, ze podejrzewam u siebie depresie. Jedynie co u dostrzegaja to moja nerwowosc i lenistwo.

By lenia on maja 9, 2008 | Reply
Doroto!
przede wszystkim z depresji mozna wyjsc. Tylko trzeba zobaczyc - czy mozna ja pokonac samemu, czy tez potrzebna jest pomoc lekarza. Wazna jest tez decyzja - jezeli powinnam, mam takie wlasnie objawy - to ide do specjalisty. Ja tak wlasnie zrobilam, dostalam leki i jest o niebo lepiej - inne mysli, mniejsza nerwowosc, lepsze patrzenie na swiat. Nie poddawaj sie! Jest duzo osob z takim problemem jak Ty:) Mozna i trzeba sobie pomoc - podjac wlasciwa decyzje. I bedzie lepiej:) Tego Ci zycze:)) lenia

By czarna on maja 20, 2008 | Reply
Trafilam na te strone, poniewaz chcialam napisac o swojej chorobie, a wiem ze mozecie mnie zrozumiec. Choruje na deprasje juz nie wiem od jak dawna, tylko nie wiedzialam wczecniej, ze to moze byc depresja. Podloze mojej choroby zaczelo sie w dziecinstwie, alkoholizm i zdrady taty z innymi kobietami i awantury czeste miedzy rodzicami, oraz w koncu rozpad ich malzenstwa. U mnie bardzo niska samoocena osobowosci, czarne mysli, osamotnienie, brak zrozumienia oraz jeszcze na dokladke nerwice, oraz nadopiekunczosc ze strony mojej mamy, poniewaz po rozpadzie malzenstwa moich rodzicow nastapil takze podzial miedzy mna a moja starsza siostra, ktora zamieszkala z tata. Obecnie jestem zona i mama dwoch corek, powinnam byc szczesliwa lecz niestety tak nie jest. Od czasu kiedy przyszly na swiat nie pracuje zawodowo, zajmuje sie domem i dziecmi, przestalam o siebie dbac i coraz bardziej zapadam w ciemnosc i bezsens istnienia. Wiazalam duze nadzieje z prawem jazdy, ale nie udalo mi sie do tej pory zdac i nie wiem kiedy to nastapi, coraz bardziej sie zniechecam i nie wiem, czy kiedykolwiek mi sie uda! Czesto wylewam wiadra lez po kontach, maz mnie nie bardzo rozumie i czesto przylapana na histerycznym placzu i furii slysze to zdanie, ktore w waszych historiach takze sie powtarza: “Wez sie w garsc”, lub “Co cie znow ugryzlo”!!! Nie potrafie sie cieszyc tym co mam i przeraza mnie to, jaki wizerunek matki widza we mnie moje dzieci, nie jest to zbyt ciekawy obrazek! Nie wiem jak dlugo jeszcze wytrzymam!

By Grazia on maja 21, 2008 | Reply
Czarna, nie wiem w jakim jestes wieku i w jakim wieku sa Twoje dzieci, ale chce Ci o czyms napisac. Kiedy ja zachorowalam, moj syn mial okolo 14 lat. Nie raz myslalam o odebraniu sobie zycia, bo uwazalam, ze lepiej dla mojego dziecka jest nie miec matki w ogole, niz miec taka jaka ja jestem. Ale to nie jest prawda. Ostatnio, pare miesiecy temu, rozmawialalm z moim 20-letnim juz synem i on powiedzial mi (teraz mieszka, pracuje i studiuje w Londynie), ze gdy sobie o mnie mysli i sobie mnie przypomina, to nigdy nie ma mojego obrazu w chorobie, tylko w dobrym nastroju. Chodziaz byl ze mna w chorobie 5 lat. Wytrzymasz dlugo, bo do nas matek wreszcie dociera, ze odebranie sobie zycia byloby wielkim egoizmem. Nasi bliscy na to nie zasluguja.
Do mnie juz rodzina i bliscy znajomi nie mowia, bym wziela sie w garsc, bo po prostu wzielam ich prawie wszystkich po kolei do mojego psychiatry, ktory im staral sie wytlumaczyc, co sie ze mna dzieje. Mysle tutaj o Twoim mezu. Ja niestety jestem rozwiedziona i choroba tez dolaczyla sie do tego.
Nie pisze tu, zeby sie “madrzyc”, bo sama jestem teraz w depresji i pomimo 8 lat choroby nadal nie umiem sobie z nia poradzic. Bo leki to nie wszystko. Przynajmniej w moim przypadku. Ciagle z nia walcze, chociaz psychoterapeuci mowia, ze lepiej dla mnie byloby sie jej poddac. Dac przyzwolenie. Nie umiem…

By czarna on maja 23, 2008 | Reply
Mam 35 lat, a moje dzieci - starsza 8, mlodsza 5 lat. Takze mialam takie mysli, ze lepiej by mialy moje dzieci, gdyby mnie nie bylo oraz, ze kazda inna matka jest lepsza ode mnie, a wynika to z oceny wnioskow mojej mamy, ktora nie ma sobie nic do zarzucenia. Po rozwodzie z tata podniosla sie dosyc szybko, moze to takze kwestia silnego charakteru, ja jestem miekka jak gabka i slaba psychicznie. Na pewno maja ogromny wplyw na to moje przezycia z dziecinstwa, oraz rola jaka przyjelam zyjac w rodzinie gdzie byl alkohol.

By miriamus on maja 23, 2008 | Reply
Pierwszy epizod depresji mialam 8 lat temu. Do pracy wrocilam po 3 miesiacach brania lekow, ale caly czas czulam sie slabo. Na kolejny, bardzo silny epizod “pozwolilam sobie” 4 lata temu. 2,5 roku na jednym leku - niby lekka poprawa, ale potem coraz gorzej, wiec zmiana leku, pol roku na drugim leku - 0 reakcji. Teraz mam zaczac brac trzeci, niestety z grupy TLPD…
Wlasnie wrocilam z pol godzinnego posiedzenia w toalecie - schowalam sie tam w pracy i … ryczalam …
Nie dam rady tak zyc. Staczam sie coraz bardziej, mimo ze nie mam teraz zadnych powodow do depresji. Nie wierze w leki, nie wierze w psychoterapie (chodze co 2 tygodnie od 2 lat i ogarnia mnie coraz wiekszy bezsens…) Boje sie stracic prace, bo z czego zaplace rachunki? Okresy zwolnien przeplataja sie wiec z bolesnym wstawaniem do pracy… Nie mam dla siebie argumentow mobilizujacych mnie do wstania do pracy. Codziennie rano placz, od pol roku coraz gorzej… Zrezygnowalam z kazdej aktywnosci. Zmuszam sie tylko do pracy. 0 kontaktow towarzyskich, 0 kontaktow z rodzina… Nie mam sily… Pomaga mi jedna znajoma, do ktorej dzwonie i … jecze, ze nie chce tak zyc… wiec dlaczego tak zyje? Bo zle sie czuje. Jestem slaba, nie mam sily, nie mam ochoty, wszystko jest bolem. Fizycznym i psychicznym bolem. Leczenie szpitalne? Boje sie… Strace prace…. Beda mieli dowod, ze rzeczywiscie jestem nienormalna. Poza tym coz za roznica czy leki w domu, czy w szpitalu? Nie ma dla mnie pomocy. Nie ma dla mnie ratunku. Boje sie ze sie zabije…

By nataniel on maja 23, 2008 | Reply
Czesc, od paru lat choruje, bralem juz wszystkie tabletki, ziola, czytalem wszystko o wszystkich sposobach i nic. Nic sie nie zmienia i tak juz pewnie zostanie. Przestaje brac prochy, mija tydzien i znow siedze po uszy w dolach, deprecha to nie choroba mozgu a duszy, a na leczenie duszy nie ma leku, aby odzyla trzeba swiatla od Tego, Ktory ja stworzyl, ale jak przegnac chmury i odnalezc swiatlo?????? Znalezc nadzieje w beznadziei? To moze sposob? Jedyne co sie we mnie zmienilo to to, ze nie boje sie juz jej, ale nie mam tez sil na funkcjonowanie, czuje sie wrakiem, starcem.

By madzia on czerwca 24, 2008 | Reply
Czesc, dzis piewszy raz weszlam na te strone, zeby sie czegos dowiedziec o tej chorobie, i jak sobie pomoc. Tez od kilku lat mam depresje, i wtedy nie potrafie sobie z nia poradzic, wszystko mnie denerwuje, nie mam sensu zycie, ciagle sie doluje, uwazam, ze do niczego sie nie nadaje, nic nie potrafie zrobic dobrze, nie mam przyjaciol, kolezanek. Nie wiem czemu tak sie dzieje, powinnam byc szczesliwa, mam mieszkanie, meza, dwojke dzieci, ktorymi sie opiekuje w domu, bo sa jeszcze male, a i tak co jakis czas dopada mnie depresja. I wtedy uwazam, ze nie jestem nikomu potrzebna, ze nie mam pracy, z ktorej moglabym byc zadowolona. Skonczylam studia, ale i tak uwazam, ze nie dam sobie rady w pracy, ze nie nadaje sie do niczego. W dziecinstwie nikt mnie nie zauwazal, moje zdanie nie bylo wazne, i pewnie dlatego dopada mnie ta choroba. Nie potrafie uwierzyc w to, ze dam rade bez czyjejs pomocy. Mam nadzieje, ze chociaz troche pomoze mi to ,ze wyrzuce to siebie.

By Unknown on lipca 29, 2008 | Reply
Elabuk - co do naszej ostatniej rozmowy, chorobe zostawiam coraz bardziej w tyle… ale zostaje zal, wzrasta samolubstwo, po chorobie zostaly mi juz tylko same zle cechy… nie widze w sobie ani kawalka dobrego czlowieka… moge smialo nazwac sie chamem i swinia… nie chce wiecej ranic innych… boli mnie bol, ktory zadaje innym i to ze nie umiem sie zmienic… nie chce juz zawsze byc takim czlowiekiem :((( Chce byc dobry!!!!!

By admin on lipca 29, 2008 | Reply
Unknown!
To co napisales jest prawdziwe, piekne i daje wielka nadzieje.
Dwa, trzy tygodnie temu ksiadz na kazaniu powiedzial bardzo madra rzecz. To, ze wszyscy jestesmy zli i grzeszni - to wiadome i oczywiste. Wazne jest, abysmy w swietle milosci Boga wykazali sie skrucha, a nie poczuciem winy.
I to jest Unknown dla Ciebie zdanie do przemyslenia.
Jesli swoja nowa prawdziwa nature, ktora w sposob oczywisty jest skazona grzechem, przyjmiesz ze skrucha, a nie z poczuciem winy, to Twoja dusza poczuje ulge i wyzwolenie.
Polecam Ci ksiazke Jana Grosfelda “O pokusie zejscia z Krzyza” (Oficyna Wydawnicza “Vocatio” Warszawa 1998)
Swieta Faustyna (polecam tez lekture jej “Dzienniczkow”) czym blizej byla Boga, tym bardziej widziala swoja nedze, grzesznosc i upadek.
Mysle, ze wiekszosc naszych dolegliwosci psychicznych polega na grzechu pychy, gdy chcemy byc doskonali, bez skazy.
Jednak Pan Bog nas stworzyl marnymi, grzesznymi, slabymi. I gdy przyjmiemy z miloscia siebie wlasnie takimi i bedziemy oddawac w modlitwie Jemu nasza grzesznosc, wlasnie ze skrucha, a nie poczuciem winy, to zaczna sie dziac dobre rzeczy. Pokochamy siebie, pokochamy naszych przesladowcow.
Bardzo sie ciesze z Twojej drogi zdrowienia - nawet nie wiesz ile mi dzis dales radosci tymi postami
Pan Bog Cie bardzo kocha, a ja Cie bardzo lubie i podziwiam  jestes swietnym facetem - wrazliwym i madrym.
Prosze o modlitwe za mnie i za moja rodzine, ja bede sie modlic z Ciebie i Twoich.
To bedzie nasz internetowo-forumowy Kosciol.
Pan Jezus powiedzial, ze gdzie dwoch czy trzech spotyka sie na modlitwie, to On tam jest i dziala.
Pozdrawiam

By martaa on lipca 29, 2008 | Reply
admin, bardzo mi sie podoba ten pomysl z internetowo-forumowym kosciolem, bedziemy miec wieksza sile przebicia u Boga.:)

By Unknown on lipca 29, 2008 | Reply
Adminie dzieki Tobie za to, ze mnie naprowadzilas na strone Boga. Pamietasz? W ktoryms tam meilu pisalas mi o Nim no i posluchalem. Dzieki! Tak jak mowisz, zabija nas dazenie do doskonalosci, pycha - dokladnie! Wyjelas mi to z ust.
Na czym polega skrucha?

By Unknown on lipca 29, 2008 | Reply
Acha modlitwa, z checia sie za Was pomodle, tylko boje sie, ze nie bedzie to modlitwa szczera  Jestem samolubnym zarozumialcem i nie wiem czy cokolwiek we mnie jest szczere… oprocz zla, bo to na pewno  Ale postaram sie!!! Powodzenia Wszystkim zycze! Bierzcie z choroby ile sie da!

By admin on lipca 29, 2008 | Reply
Unknown, wyobraz sobie, ze modlitwa takich “zlych” jak Ty jest niezwykle silna i skuteczna.
Spowiedz swieta jest aktem skruchy, bo wyznajemy w konfesjonale nasze grzechy, wyznajemy zal za nie i prosimy o wybaczenie. Spowiednik wyznacza pokute.

Pokuta jest aktem zadoscuczynienia. Zwykle kaplan wyznacza odmawianie modlitwy, albo uczestnictwo we Mszy sw.
Krotko mowiac skrucha to jest przyznanie sie do wlasnej slabosci, zla, grzesznosci i prosba o wybaczenie.
Bog jest Wielka Miloscia, Bog jest Prawda. Wiara, ze Bog-Ojciec wszystko widzi, takze nasza podlosc, a pomimo wszystko nas kocha i jest gotow ciagle nam wybaczac i dalej nas kocha, daje sile.
Wiara jest laska - niektorzy dostaja ja natychmiast, gdy westchna do Pana Boga, inni dobijaja sie o nia latami.

By admin on lipca 29, 2008 | Reply
martaa, ciesze sie, ze spodobal Ci sie pomysl wspolnego wspierania sie modlitwa.
A wiec do dziela!
Juz nas jest troje: ja, Ty i Unknown.
Proponuje np. godzine 15.00 - to jest godzina Milosierdzia Bozego. Ja bede sie modlic za Was Koronka do Milosierdzia Bozego.

By k. nova on sierpnia 1, 2008 | Reply
Witajcie.
Ja tez ofiaruje swoje modlitwy za Was.
Swoj trud i bol.pozdrawiam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz